Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom V/XXV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom V
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXV.

Tak zdrowie jak i humor starego księcia Bołkońskiego, pogorszyły się jeszcze po odjeździe syna. Stawał się coraz przykrzejszym, coraz gwałtowniejszym, a te wybuchy gniewu spadały najczęściej na biedną księżniczkę Marję. Możnaby było przypuścić, że ma w tem prawdziwą przyjemność, wyszukiwać w jej sercu strun dźwięczących najboleśniej, aby ją męczyć i dręczyć piekielnie. Dwie rzec można namiętności, a więc dwie istotne radości, wypełniały obecne życie Marji: jej malutki siostrzeniec, i praktyki religijne. Były to zatem dwa temata ulubione, do drwinek i przekpiwań z niej starego księcia. To sprowadzał rozmowę na tory zabobonów i bigoterji staropanieńskiej, to łajał ją na funty, że nie umie jako stara panna dzieci wychowywać, i rozpuszcza „księcia Mikołaja na bicz cygański!“ (Było to starca zwykłe wyrażenie). — „Jeżeli pójdzie wszystko dalej tym trybem — kończył zwykle stary dziwak — zrobisz z mego wnuka nieznośną starą pannę, taką jak ty bigotkę... rezultat zachwycający, dalipan! Książę Andrzej potrzebuje syna, ile mnie się zdaje, a nie starej pannicy!“...
Czasem zwracał się do panny Bourienne, jak też jej osobie cywilizowanej, wydają się prawosławne pokłony, ikonostasy, i tym podobnie?... Gdy raz stanął na tym punkcie, był nieubłagany i niewyczerpany w drwinkach i żarcikach, drażniących Marję do żywego.
Mimo że ją ojciec traktował gorzej psa, i co chwila ranił czemś najboleśniej, księżniczka Marja nie miała o to żalu do niego. Czyż ośmieliłaby się była przypuścić, że ojciec może być wobec niej niesprawiedliwym? Kochał ją bądź jak bądź, więc czynił to wszystko dla jej dobra najniezawodniej... Zresztą czem jest właściwie niesprawiedliwość? Marja nie była nigdy próżną, nie znała co to uczucie dumy, lub podrażnionej miłości własnej. Dla niej wszelkie prawa boskie i ludzkie streszczały się w tem jednem przykazaniu: — „Kochaj Boga ze wszystkiego serca twego, a bliźniego twego, jak siebie samego“. — Pragnęła zaś tak ukochać ludzkość i tak się dla niej poświęcać, jak ją uczył Ten, który będąc Bogiem, z miłości stał się człowiekiem, z miłości bez granic, zawisł na krzyżu! Cóż ją po za tem obchodziły sądy ludzi, lub ich niesprawiedliwość? Ona nie znała innych powinności, prócz tej jednej: Kochać i cierpieć... Tę zaś spełniała święcie, w milczeniu i z najwyższą pokorą! Nigdy słowo skargi na jej ustach nie postało!
Dni kilka które spędził Andrzej w Łysych-Górach, jego niezwykła czułość i rozweselenie, naprowadzały siostrę na rozmaite domysły. Przeczuwała jakąś wielką zmianę w jego życiu. Tym razem nie dowiedziała się jednak o niczem. Pochwyciła tylko była, nie słysząc jej wcale, długą rozmowę między ojcem a synem, po której wyszli obaj chmurni, gniewni i najwidoczniej niezadowoleni z siebie nawzajem.
Wkrótce po odjeździe księcia Andrzeja, wysłała była list z kondolencją do swojej przyjaciółki, Julji Karagin, która była w żałobie po swoim bracie, zabitym podczas kampanji tureckiej. Jak wszystkie młode dziewczęta, Marja miała także pewne marzenia! Oto pragnęła gorąco wyswatać Andrzeja, ze swoją przyjaciółką od serca, Julją Karagin. List tak brzmiał: „Droga moja i najlepsza przyjaciółko, widzę że troski i zgryzoty są dla wszystkich na porządku dziennym i nikt od nich nie jest wolnym. Twoja strata jest tak bolesną, że nie mogę pojąć jej inaczej, tylko jako szczególną łaskę Pana w niebiosach, który z wielkiej miłości dla ciebie i twojej czcigodnej matki, zsyła wam tak ciężkie próby! Ah! Droga moja! Religja, tylko jedna religja, może, nie powiem pocieszyć nas, ale ratować w tak strasznych chwilach od zwątpienia i rozpaczy. Ona jedna zdolna nam wytłumaczyć, co bez jej pomocy byłoby dla ludzi nieprzeniknionem i niedocieczonem. Dla czego Bóg powołuje najchętniej do Swojej chwały, istoty dobre, szlachetne, szczęśliwe, i tak niezbędne do szczęścia innym? Obok tego zaś pozwala żyć niegodziwcom, szkodliwym samym sobie i całemu społeczeństwu, którzy są li nieznośnym ciężarem dla najbliższych? Pierwsza która mnie przeraziła i dotknęła do głębi, była śmierć mojej drogiej, biednej bratowej... Spiorunowała mnie i do końca życia mego, nie zatrze się ta straszna chwila w pamięci! Pytałam tak samo, jak ty się pytasz, dla czego zginął twój brat najmilszy; pytałam, czemu Liza, ten drogi anioł, którego wszystkie myśli były tak czyste jak kryształ, tak nagle, tak wcześnie nas opuścił? I cóż ci powiem, droga przyjaciółko? Pięć lat ubiegło od jej zgonu, a teraz dopiero mój słaby umysł, zaczyna przenikać tajemnicę jej śmierci przedwczesnej. Widzę w niej dowód oczywisty nieskończonego miłosierdzia Boga, którego wszystkie czyny przez ludzi najczęściej niepojęte, pochodzą z najwyższej miłości dla nas niegodnych, przez Niego stworzonych i odkupionych. Zdaje mi się, że Liza w swojej anielskiej czystości i niewinności, nie byłaby się może zdobyła na dość siły i energji, aby spełnić godnie wielkie matki posłannictwo. Tymczasem jako żona była niepokalaną. Zajmuje tam zapewne miejsce między błogosławionymi, jakiego nie śmiem spodziewać się dla siebie samej, tu zaś zostawiła mnie, a szczególniej memu bratu, żal głęboki i najczulszą pamięć po sobie. Nie mówiąc już ile jej dusza mogła na tem zyskać, śmierć ta przedwczesna, straszna mimo całej goryczy, wywarła wpływ wielki, nader zbawienny, tak na księcia Andrzeja, jak i na mnie! Myśli, które w owej chwili złowrogiej byłabym z wstrętem odrzuciła, zwolna, zwolna zrodziły się w moim umyśle. Obecnie rozjaśniły mi wszelkie ciemności, rozprószyły wątpliwość i zwątpienie. Piszę ci dla tego moja droga to wszystko, abyś z twojej strony otworzyła oczy na prawdy ewangieliczne, które stały się gwiazdą przewodnią w mojem życiu. Ani jeden włos nie spadnie nam z głowy bez woli Boskiej, Jego zaś wolą kieruje zawsze miłość bezgraniczna, która pragnie dobra naszego jedynie w każdej chwili życia tu na ziemi.
„Pytasz się, czy spędzimy w Moskwie przyszłą zimę? Nie sądzę, a mimo radości najwyższej, jaką sprawiłaby mi twoja obecność, muszę wyznać szczerze, że tego nawet wcale nie pragnę. Bounaparte temu winien! Widzę zdziwienie malujące się w twoich ślicznych oczętach. Oto tłumaczenie: Zdrowie mego ojca coraz gorsze, siły zmniejszają się z dniem każdym. Nie znosi najlżejszej opozycji, szczególniej zaś drażnią go do najwyższego stopnia kwestje polityczne. Nie pojmuje i nie może przypuścić żeby Bounaparte stał się równym reszcie monarchów europejskich, a szczególniej też wnukowi wielkiej Katarzyny. Mnie bo jak zawsze, nader obojętnie, co się w świecie dzieje, rozmowy atoli, prowadzone przez mego ojca z Michałem Iwanowiczem, pouczyły mnie jak stoi obecnie polityka państw ościennych i jakie honory oddają wszyscy Bounapartemu. Zdaje się że jedne Łyse-Góry, odmawiają mu dotąd tytułu wielkiego człowieka i cesarza Francuzów. Dzięki tedy wyznaniu wiary politycznej, z którem nie kryje się przed nikim, tylko wygłasza swe zdanie, ze znaną ci otwartością i bezwzględnością, dzięki dysputom gwałtownym, które wynikałyby z jego chorobliwego usposobienia, ojciec mój przewiduje, że pobyt w Moskwie stałby się dla niego wkótce niemożliwym. Dobre skutki kuracji, której używa w tej chwili, zniweczyłaby jestem przekonaną, jego nieubłagana nienawiść, jaką pała dla Bounapartego. Wszystko zresztą rozstrzygnie się wkrótce. W naszem życiu wewnętrznem żadna zmiana nie zaszła. Czujemy tylko nader boleśnie brata mego nieobecność. Pisałam ci już dawniej, jak się zmienił niesłychanie. Od swojego nieszczęścia, można powiedzieć, że teraz odżył dopiero. Stał się takim dobrym, czułym, łagodnym. Słowem: Złote to serce! Nie znam jemu równego! Zrozumiał, że życie jego nie mogło skończyć się tak rychło. Z drugiej strony atoli zdrowie mu osłabło, w miarę jak się duch wznosił coraz wyżej. Wychudł i stał się okropnie nerwowym... to mnie niepokoi! Byłam też bardzo zadowolona, że wyjechał za granicę. Tam spodziewam się, wyzdrowieje najzupełniej. Donosisz mi że poruszył swoją osobą cały Petersburg, że go tam cytują, jako młodego człowieka najbardziej dystyngowanego najrozumniejszego i najpracowitszego. Nigdy o tem niewątpiłam. Musisz przebaczyć tę dumę siostry, która tłumaczy mnogość czynów wzniosłych i miłosiernych, przez niego dopełnionych. Ileż on zdziałał dla dobra swoich poddanych! Jak poświęcał się w sprawach całego powiatu! Te pochwały były więc całkiem zasłużone. Zdumiałam się nad owemi ploteczkami, obiegającemi Petersburg, a które już dostały się i do Moskwy; jakoby mój brat miał poślubić młodszą Rostow. Wątpię w ogóle, żeby Andrzej pomyślał kiedy o powtórnem małżeństwie. W każdym razie nie wybrałby małej Rostow. Wiem, choć on o tem nie mówi, że pamięć żony tkwi zawsze głęboko w jego sercu. Nie chciałby dać jej następczyni, ani obdarzyć macochą, naszego drogiego aniołka. Owa młoda dzieweczka, najmniejby odpowiadała jego wymogom; byłaby najniestosowniejszą na jego żonę, Bogiem a prawdą, i jabym jej wcale nie pragnęła na bratowę. Wstyd mi takiego gadulstwa. Kończę czwartą ćwiartkę. Adieu droga przyjaciółko, niech cię Bóg ma w swojej świętej opiece! Moja miła towarzyszka panna Bourrienne, ściska cię. Twoja Marja“.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.