Przejdź do zawartości

Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom V/XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom V
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XII.

Nataszka skończyła była lat szesnaście w tym samym roku 1809, który naznaczyła była jako termin ślubu z Borysem, po owym ognistym całusie, danym mu przed czterema laty. Od tego czasu wcale się z nim nie spotkała. Jeżeli kto kiedy wspomniał o nim w salonie jej matki, Nataszka nie okazywała najlżejszego pomieszania. Dla niej owa przelotna miłostka była dzieciństwem bez żadnego znaczenia i niczem więcej. Czasem jednak w głębi serca uczuwała pewien niepokój, pytając się w duchu, czy owa obiecanka dana niebacznie w latach dziecięcych, nie wiąże jej na serjo z Borysem?
Nie odwidził ich Borys ani razu przez ciąg lat czterech, mimo że bawił w Moskwie po kilka dni z rzędu, a raz nawet przejeżdżał po pod sam dom w Otradnoe.
Nataszka wywnioskowała z tego, że z umysłu unika ich domu. Utwierdziły ją w tem mniemaniu uwagi smutne jej rodziców, co do zaniedbywania ich przez Borysa:
— Dawniej — mówiła nieraz z żalem hrabina. — Nie zaniedbywano i nie zapominano w ten sposób o krewnych i życzliwych przyjaciołach!
Anna Trubeckoj także się teraz pokazywała bardzo rzadko. Przybierała wobec Rostowów minę nader poważną, nadętą, nie zapominając unosić się z zapałem, ile razy ich odwidziła, nad niesłychanemi przymiotami jej syna i jego świetną karjerą. Gdy Rostowy przybyli do Petersburga, Borys uznał za stosowne zrobić im wizytę, nie czując w sercu najlżejszego niepokoju. Jego romansik z Nataszką, był w jego oczach li wspomnieniem na pół zatartem. Pragnął szczerze dać im poznać, że takie stosuneczki w latach dziecięcych nie pociągają za sobą żadnych zobowiązań, ani z jego, ani z jej strony. Umiał zresztą zdobyć sobie w wielkim świecie stanowisko nader przyjemne, przez swoją ścisłą zażyłość z hrabiną Bestużew. Jej wpływom zawdzięczał po części tak szybki awans. Dziś nie brakowało mu więcej niczego, aby los swój ustalić na przyszłość, jak małżeństwa z jaką miljonerką. A i to błogie marzenie o cielcu złotym, mogło ziścić się z największą łatwością! Nataszki nie było w salonie gdy doń wchodził. Skoro jednak uprzedzono ją o przybyciu Borysa, przybiegła czemprędzej zarumieniona, z uśmieszkiem rozkosznym, rozjaśniającym całą jej twarzyczkę, który zapowiadał coś więcej niż przyjaźń.
Borys zapamiętawszy dawniejszą dzieweczkę chudą jak szczypa, ze spódniczkami nadto krótkiemi do jej długich i cienkich nóg, z oczami błyszczącemi jak u kotki, z włosami wiecznie rozburzonemi niby strzecha, i z gwałtownemi śmiechu wybuchami byle czego, osłupiał na widok ślicznej panienki, i nie był w stanie ukryć podziwu dla jej urody, który go tak nagle opanował. Spostrzegła to natychmiast, i była mu nieskończenie wdzięczną, za ten hołd oddany jej piękności.
— Czy poznałbyś twoją swywolną towarzyszkę z lat dziecięcych? — spytała go serdecznie hrabina.
Borys ucałował rączkę Nataszki, i wyrwało mu się mimowolnie:
— Jak też kuzyneczka wypiękniała!
— Spodziewam się! — Odpowiedziały mu oczka figlarne Nataszki.
Nie mieszała się wcale do rozmowy. Badała w milczeniu aż do szczegółów najdrobniejszych swojego narzeczonego z lat dziecięcych. Borys czuł na sobie jej wzrok na wskroś przenikający, ale nie mniej ciepły i serdeczny. I on kiedy niekiedy rzucał na nią z pod oka ogniste spojrzenia.
Uderzyło ją od razu, że wszystko u Borysa było wytworne i według ostatniej mody: uczesanie, mundur, ostrogi, krawatka i tem podobnie... Siedział w fotelu oparty z gracją niewymuszoną, gładząc ręką prawą rękawiczkę na lewej ręce, z najcieńszej duńskiej białej skórki, która obciskała zgrabnie ręce jego wązkie, arystokratyczne, o długich palcach. Opisywał z pewną lekceważącą nonszalancją, rozmaite rozrywki i przyjemności w wielkim świecie petersburgskim. Przechodził również z lekkim odcieniem szyderstwa, Moskwę i wspólnych ich znajomych tamże przed czterema latami. Nie oszukał Nataszki, wspomniawszy nawiasem od niechcenia, o zaproszeniu go na bale dworskie, i w różnych poselstwach zagranicznych. Wzrok Nataszki ciągle w niego wlepiony i jej milczenie przeciągające się w nieskończoność, zmieszały w końcu Borysa. Zwracał się z częsta ku niej, urywając w pół zaczęte opowiadanie. Po kwadransie wstał i zaczął się żegnać, odprowadzony aż do drzwi wzrokiem wesołym i figlarnym Nataszki. Musiał przyznać w duchu, że jest urocza, zachwycająca; on jednak nie mógłby jej poślubić, bo brak majątku u obojga, zwichnąłby mu na resztę życia świetną karjerę. Dać się porwać czarowi, który w koło roztaczała, i nawiązać z nią dawne serdeczne stosunki, byłoby w wysokim stopniu niedelikatnie, a nawet nie uczciwie. Postanowił zatem unikać jej ile możności. Tymczasem mimo tego chwalebnego postanowienia, po kilku dniach zjawił się znowu u Rostowów i odtąd przepędzał u nich prawie każdą wolną chwilę. Upominał sam siebie kiedy niekiedy, że powinien rozmówić się z Nataszką szczerze i otwarcie, aby zrozumiała dokładnie, że przeszłość muszą oboje puścić w niepamięć, i że mimo tego i owego... nie mogłaby nigdy zostać jego żoną. Trudno mu atoli przychodziło wziąć się do tej drażliwej rozmowy, i unosił go dalej prąd bystry, dokąd?... Nad tem pytaniem nie brała go jakoś ochota zastanowić się bliżej. Nataszka ze swojej strony, (tak przynajmniej zauważały: Sonia i jej matka) zdawała się na nowo mocno zajęta Borysem. Śpiewała mu jego ulubione kawałki, pokazywała swoje albumy, zmuszając Borysa żeby do nich wiersze komponował, nie pozwalała mu wspominać o przeszłości, dając do zrozumienia, jak teraźniejszość jest dla nich obojga piękną, promienną i pełną rozkoszy. Odchodził też od niej co wieczór oczarowany, olśniony, zostawiając wszystko w zawieszeniu, nie powiedziawszy ani słówka z tego co sobie był postanowił tak uroczyście. Sam nie wiedział rzeczywiście, na czem to się miało skończyć? Zaniedbywał nawet piękną Helenę, odbierając od niej codziennie wonne bileciki z gorżkiemi wyrzutami. Nie przeszkadzało mu to jednak, wracać nazajutrz do salonu Rostowów, i nadskakiwać cały wieczór Nataszce.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.