Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niedelikatnie, a nawet nie uczciwie. Postanowił zatem unikać jej ile możności. Tymczasem mimo tego chwalebnego postanowienia, po kilku dniach zjawił się znowu u Rostowów i odtąd przepędzał u nich prawie każdą wolną chwilę. Upominał sam siebie kiedy niekiedy, że powinien rozmówić się z Nataszką szczerze i otwarcie, aby zrozumiała dokładnie, że przeszłość muszą oboje puścić w niepamięć, i że mimo tego i owego... nie mogłaby nigdy zostać jego żoną. Trudno mu atoli przychodziło wziąć się do tej drażliwej rozmowy, i unosił go dalej prąd bystry, dokąd?... Nad tem pytaniem nie brała go jakoś ochota zastanowić się bliżej. Nataszka ze swojej strony, (tak przynajmniej zauważały: Sonia i jej matka) zdawała się na nowo mocno zajęta Borysem. Śpiewała mu jego ulubione kawałki, pokazywała swoje albumy, zmuszając Borysa żeby do nich wiersze komponował, nie pozwalała mu wspominać o przeszłości, dając do zrozumienia, jak teraźniejszość jest dla nich obojga piękną, promienną i pełną rozkoszy. Odchodził też od niej co wieczór oczarowany, olśniony, zostawiając wszystko w zawieszeniu, nie powiedziawszy ani słówka z tego co sobie był postanowił tak uroczyście. Sam nie wiedział rzeczywiście, na czem to się miało skończyć? Zaniedbywał nawet piękną Helenę, odbierając od niej codziennie wonne bileciki z gorżkiemi wyrzutami. Nie przeszkadzało mu to jednak, wracać nazajutrz do salonu Rostowów, i nadskakiwać cały wieczór Nataszce.