Przejdź do zawartości

Wniebowzięcie Matki Boskiej w Rzymie 996 r.

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Józef Birkenmajer
Tytuł Wniebowzięcie Matki Boskiej w Rzymie 996 r.
Wydawca „Głos Narodu“
Data wyd. 15 sierpnia 1935
Druk Drukarnia „Głosu Narodu“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
JÓZEF BIRKENMAJER.

WNIEBOWZIĘCIE
MATKI BOSKIEJ
W RZYMIE 996 R.
Osobne odbicie z „Głosu Narodu“ Nr. 221
z dnia 15 sierpnia 1935 r.
KRAKÓW
CZCIONKAMI DRUKARNI „GŁOSU NARODU“ W KRAKOWIE.
1935.


„Tymczasem zbliżał się wiek X-ty ku końcowi, jeden z najcięższych wśród wielu ciężkich i mrocznych, jakie ludzie przeszli i przechodzą. Mimo grozy i strachu przed tysiącleciem, kończył się przecież lepiej, niż się był zaczynał. Włochy spokojniejsze, papiestwo dźwigające się z upadku, były zapowiedzią większego spokoju“...
W takich słowach nakreślił nieodżałowany świetny historyk, Karol Potkański, sytuację, która panowała w świecie chrześcijańskim — a w szczególności w Rzymie — na początku roku 996, jednego z tych lat przełomowych, które decydują o losach całych państw, społeczeństw i narodów. Lata poprzedzone były okresem straszliwych zamieszek, zdarzeń tak straszliwych, że mało im podobnych pamiętają dzieje ludzkości. Rzym był wciąż widownią zawziętych walk, podstępnych knowań i zamachów, krwawych okrucieństw i przerażającej rozpusty. „Wieczne miasto — pisze Potkański — nie było wtedy smutne, jak za ostatnich dni pogaństwa, tym nieuleczalnym smutkiem rzeczy i ludzi, którzy przeżyli swój czas i odejść muszą. Było smutne inaczej, — ludzie w nim zdziczeli i chodzili, mordując się wzajemnie. Ledwie kilka lat minęło, jak jeden z papieży, Jan XIV, głodzony na Zamku św. Anioła, wołał próżno, konając, choć o kroplę wody. Trup jego następcy, Bonifacego VII, po niespełna roku panowania, walał się obdarty i niepogrzebany pod posągiem Marka Aurelego...“ A takich obrazów więcej przypomniećby można. Ostatnim, najstraszliwszym, będzie straszliwa kaźń antypapieża Jana XVI, dawniejszego biskupa Placencji oraz opata Nonantoli, Filagatosa, którego, pozbawionego oczu, nosa, języka, rąk i nóg, wleczono na osiołku przez cały Rzym wśród urągowisk tłumu, póki temu nieludzkiemu postępowaniu nie położył kresu rodak i przyjaciel Filagatosa, stuletni niemal starzec, zwierzchnik greckich Bazyljanów pod Rzymem, święty Nilus. Owa kaźń była krwawym odwetem młodocianego naówczas władcy, cesarza Ottona III-go, za wzniecony podczas jego chwilowej nieobecności bunt ludu rzymskiego, kierowany przez Krescencjusza, pochodzącego z greckiej rodziny Teofilaktów, a popierany przez Greków, licznie wówczas zamieszkujących całą południową połać Rzymu: cały Awentyn, część Lateranu, a nadewszystko okolicę kościoła S. Maria in Cosmedin, gdzie głównym ośrodkiem żywiołu i umysłowości greckiej była słynna naówczas „Schola Graeca“.
Słusznie z odrazą mówi o tej krwawej zemście Ottona Stefan Żeromski w najpiękniejszym z rozdziałów „Wiatru od morza“. Nie szczędzi mu też zarzutów za to, że dopuścił się wiarołomstwa względem Krescencjusza, skazawszy go na śmierć wbrew warunkom kapitulacji. Ale tak Żeromski, jak Potkański, nie mogą się zdobyć na zupełne potępienie cesarza — i przyznają niemal całą słuszność owym głosom współczesnych, które młodocianego władcę nazwały „cudem świata“. Jakoż istotnie rozgrzesza jego krwawe postępki dwukrotna, a surowa pokuta: jedną z nich odbył Otto w cichej pustelni św. Nilusa, któremu z czcią i w pokorze ofiarował ciążącą mu cesarską koronę; drugą pokutę odbył na ziemi polskiej, pielgrzymując pieszo do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie. Co więcej, pierwotne okrucieństwo popędliwego młodzieńca zostaje okupione nowemi, wręcz tamtym przeciwnemi, porywami: marzeniem o stworzeniu światowego imperjum rzymskiego, opartego na zasadach ściśle chrześcijańskich, jakby o ziszczeniu się Królestwa Bożego na ziemi...
Czemu przypisać tę nagłą zmianę? Kilka czynników złożyło się na nią, ale z nich wszystkich najważniejszym był wpływ, jaki już w Rzymie począł na cesarza wywierać jego krewniak, dawny biskup praski, a naówczas pokorny mnich klasztoru na Awentynie, syn słowiańskiego księcia z pogranicza Moraw i Polski, święty Wojciech. „Poznał się Otto III ze św. Wojciechem i zaraz szczerze i prawdziwie przylgnął do niego tą lepszą częścią swej duszy“, — mówi Potkański. Najpierw w Rzymie, a następnie na dworze w Moguncji, wiedli ci dwaj niepospolici ludzie — według zgodnego świadectwa wszystkich życiorysów — długie nocne rozmowy, w których święty Wojciech wskazywał swemu, ubóstwiającemu go, przyjacielowi prawdziwe cele człowieka na ziemi, zwłaszcza tego, którego Bóg obdarzył władzą nad innymi.
W maju 996 r. odbyła się w Rzymie uroczysta koronacja Ottona. Biograf św. Wojciecha, Bruno Kwerfurcki, wspomniał o niej słowami: „Quem posuit papa Gregorius caesarem benedixitque, populus Kyrie eleison cantat“. Wzmianka ta potwierdza fakt, znany z innych źródeł, że lud rzymski ochłonął już po niedawnym rokoszu i czuł skruchę czy też lęk wobec triumfującego władcy. Inwokacja Kyrie eleison była podówczas stosowana na koronacjach władców, (wspomina o niej t. zw. kronika polsko-węgierska w opisie koronacji króla Szczepana węgierskiego), ale sama przez się oznacza prośbę o zmiłowanie Boże, jakie ludowi rzymskiemu, zatrwożonemu niedawnym swym postępkiem oraz stekiem zbrodni plugawiących od kilkudziesięciu lat stolicę, bardzo było potrzebne. Że takie były nastroje ówczesnych mieszkańców Rzymu — zarówno prostego „plebsu“, mówiącego zepsutą łaciną, jak i elity społecznej i intelektualnej, posługującej się językiem greckim, widzimy z utworu ówczesnego, zachowanego w rękopisie z X-go wieku na Monte Cassino (Pontificale Romanum, cod. Cass. 451, al. 246). Niezwykle ten ciekawy utwór przedrukował znakomity badacz hymnów średniowiecznych, ks. Guido M. Dreves, w t. XXIII, swych epokowych „Analecta hymnica medii aevi“ (1896). Na podstawie wydrukowanego tam tekstu podaję tu możliwie dokładny przekład, starając się oddać nietylko styl i język epoki, ale i charakterystyczny tok wiersza, polegający na wewnętrznem rymowaniu dystychów elegijnych. Oto więc, jak brzmi ów utwór, którego datę, tak ze względu na treść, jak i na nagłówek: In Assumptionem Beatae Mariae Virginis ad processionem, możemy określić dokładnie, dniem 15. sierpnia 996 roku:

Sancta Maria, quid est? Si caeli climata tangis,
esto benigna Tuis!... Sancta Maria, quid est?


ZACZYNA SIĘ PIEŚŃ O WNIEBOWZIĘCIU BOGARODZICY NOCĄ, GDY WYNOSZĄ OBRAZ ŚWIĘTY.

Święta Maryjo, co zacz?... O wniebowzięta Królowo,
sługi wybawiać racz!... Święta Maryjo, co zacz?...
Czemu tak huczy tłum? I czemu chorągwie łopocą?
Skądże ten gwar i szum? Czemu tak huczy tłum?
Skąd tyle smolnych drzazg — i wieńce błyszczą po drogach?
Mimo miesięczny blask tyle płonących drzazg?
Gwiezdne promykli lśnią, latarnie po dachach migocą:
ognie pałają wkrąg... Gwiezdne światełka lśnią...
Konsulów miasto cne! Zbierałaś, Romo, triumfy!
W smutku dziś kryjesz się... konsulów miasto cne!...
Jakież cię nęka zło, szczęśliwa chlubo ty świata?
Oczy twe zaszły łzą... Jakie to nęka cię zło?...
Ciesz się stolico, ciesz! Obetrzyj oczy spłakane!
W sercu nadzieję krzesz! Ciesz się, stolico, ciesz!
Ceną męczeńskiej krwi ginęło plemię twe dawne, —
wstałaś za naszych dni ceną męczeńskiej krwi!

Pierwszy wkraczał w twój próg mieszkaniec lasów i oracz;
Rybak dziś — z Pańskich dróg — pierwszy wstępuje w twój próg!
Proch i wszelaki brud owemu włosy oszpecał,
Piotr zaś w krynicy wód wszelki omywa brud.
Paweł owieczki twe na paszę prowadzi, do zdroju,
i do zagrody zwie Paweł owieczki twe...


ODPOWIADA ROMA:

Czemu to tytuł nasz i dawne wspominasz honory?
Czemu mi rzucasz w twarz dawny ów tytuł nasz?
Lśniłam uśmiechem lic — słynęłam w świecie urodą...
Jako obłudny lis, lśniłam uśmiechem lic...
Wśród dostatków wszech grzeszyłam, nierządna, po nocach,
kryjąc kapturem grzech pośród dostatków wszech...
Boży straciwszy wstyd, barwiłam lubieżne oblicze...
Byłam zuchwała zbyt, lżyłam i Boga i wstyd!...
Sieję dziś siejbę łez... zapóźno... gdy pora do żniwa...
Blask mi uciechy zczezł... Sieję dziś siejbę łez!...
Dość mi wesela, dość! A korzyść — jeśli mnie spotka —
Bogu ma odtąd wzrość!... Dość już radości, dość!
Już niedaleko Mistrz, co klejnot z żużla dobędzie,
serca odsłoni błyszcz!... Już niedaleko Mistrz!
Oto się jawi Syn, co Matki czeka orędzia
w ludzkich obronie win... Oto się jawi Syn!
Jawi się Pana twarz, przed którym światy się korzą!
Jakby na sądu znak, jawi się Pana twarz!
Jęczy więc ludu czerń, starszyzna i matki dostojne
kornie biją się w pierś... Jęki się niosą przez czerń...
Oto siada na tron Gospodzin w cudnej ikonie,
Bogarodzica z Nim święty zasiadła tron!
Płynie kadzideł dym, balsamy niosą i mirrę,
płynie ku tronom tym wonnych kadzideł dym.

Greckiej Szkoły brzmi śpiew, lud rzymski wtórzy półgłosem;
w zmienny wije się zew greckich scholarów śpiew:
Kyrie stokrotnie brzmią i pięśćmi w piersi się biją,
Christe eleison! — Kyrie po stokroć brzmią...


WEZWANIE DO MODLITWY:

Czcijmy Gospodźna wraz — modlitwą, pieśnią i mową,
Matkę Gospodźna też czcijmy modlitwą wraz!
Marjo Dziewico, spójrz łaskawiej na syny twe nędzne,
głosy Twych grzesznych sług, Marjo Dziewico, słysz!
Rzewne potoki łez lud miejski przed Tobą wylewa:
Święta Maryjo, wejrz na te potoki łez!
Jęczy przemnogi lud, bliskością śmierci zatrwożon...
Święta Maryjo, o cud łaski Twej żebrze ten lud!
Bogarodzico, racz Ottona cesarza ochraniać!
Bogarodzico, racz ludu utulić płacz!
Otto Trzeci, nasz pan, Twej palmy wsparty pociechą,
łaskę Twą ziści nam — Otto Trzeci, nasz pan!
On wszelaką Ci rzecz nabożnem sercem wyjawia,
chętnie — gdy tylko chcesz — wszelką szafuje Ci rzecz.
Wszelki niech cieszy się człek, że Otto Trzeci nam włada,
żeby nam Bóg go strzegł, wszelki niech modli się człek!


Do tego wiersza obszerny komentarz znajduje się w „Ordo Romanus“. Dowiadujemy się z niego, że w wigilję Wniebowzięcia Matki Boskiej wieczorem odbywała się procesja od św. Wawrzyńca na Lateranie, w czasie której niesiono obraz (icona) Matki Boskiej i Chrystusa aż do kościoła Matki Boskiej Większej (Santa Maria Maggiore), gdzie chór mężczyzn i kobiet, padłszy na kolana i bijąc się w piersi, śpiewał sto razy Kyrie eleison, sto razy Christe eleison i znów sto razy Kyrie, poczem rozpoczynała się msza uroczysta. Ale ważne są i szczegóły podane w treści przytoczonego przeze mnie utworu. Oto widzimy, że w czasie nabożeństwa nie ograniczano się tylko do śpiewu Kyrie eleison. Plebs rzymski, nieuczony, oczywista rzecz, musiał poprzestawać na wtórowaniu tym słowom, ale pozatem rozlegała się kunsztowna pieśń (melos, melisma), śpiewana przez Szkołę Grecką z Awentynu. Cóż to śpiewali ci scholarowie greccy? Modlili się do Bogarodzicy Dziewicy Maryi (nazwanej tu greckim przydomkiem Theotokos), do Jej Syna Gospodzina, prosząc Ich o odpuszczenie win („spust winam“), o wysłuchanie zanoszonej modlitwy... Jakże nam to wszystko przypomina dziwnie prastarą naszą polską pieśń, niebezpodstawnie przypisywaną świętemu Wojciechowi, a stanowiącą w pierwszej zwrotce swobodną parafrazę greckiego „Zdrowaś Maryja!“ W świetle tego faktu zyskujemy jeszcze jeden dowód, że stara tradycja, poświadczona dokumentami, oglądanemi niegdyś naocznie przez kanclerza i prymasa Łaskiego, jest najzupełniej wiarygodna.
A poświadcza ją fakt jeszcze jeden. Oto zaraz po koronacji Ottona, a więc mniej więcej w tym czasie, kiedy śpiewano ową „Bogurodzicę“ po grecku na ulicach Rzymu, ważyły się ostatecznie losy przebywającego podówczas w klasztorze awentyńskim świętego Wojciecha. Wraz z cesarzem Ottonem i papieżem Grzegorzem V. wjechał do Rzymu arcybiskup moguncki Willigis i wyjednał na obu tych swoich zwierzchnikach zwołanie synodu, na którym w formie bezapelacyjnej postawiono sprawę powrotu św. Wojciecha „do opuszczonych trzód“ diecezji praskiej. Święty Wojciech zgodził się na ten powrót tylko warunkowo: o ile diecezjanie nie będą się sprzeciwiali jego pobytowi w Pradze, z której już po dwakroć zmuszony był uchodzić. W przeciwnym razie miał, jak ukochany przez jego mistrza Nilusa i niezwykłą naówczas czcią powszechną darzony Jan Chrzciciel, udać się wdal od swej stolicy, w dzikie puszcze, tam wołać, chrzcić i nawracać, torować drogi Pańskie, a wkońcu ponieść śmierć męczeńską... zdobyć sobie po zbożnym żywocie „rajski przebyt“.
W parę miesięcy później, na dworze cesarskim w Moguncji, miał św. Wojciech sen proroczy, który mu przepowiedział tę wymarzoną chwałę męczeńską. A wieść o tem powitał improwizacją poetycką ku czci Chrystusa i Matki Boskiej, zapisaną w najstarszym jego żywocie. Wtedy to poszedł ku Polsce, niosąc w duszy, jako wytyczną linję swych działań, przeżycia ostatnich swoich chwil spędzonych w Rzymie, a pożegnanych pieśnią, brzmiącą z ust umiłowanych greckich i łacińskich braci: pieśnią o Bogarodzicy, darzonej przezeń czcią największą od najpierwszych dni dzieciństwa aż po dzień zgonu.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Birkenmajer.