Wizerunki książąt i królów polskich/Jan Olbracht

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Wizerunki książąt i królów polskich
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1888
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Ksawery Pillati,
Czesław Borys Jankowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
JAN OLBRACHT.


W powrocie przez wąwozy Bukowiny, wojsko niespodzianie zaskoczone było przez powstanie gminu, który drzewa podrąbał.
XXV.
Jan Olbracht
1492 — 1501.

P


Potomstwo Kazimierza Jagiellończyka, chociaż się wychowywało pod jednemi wpływami i pod kierunkiem jednych nauczycieli, a według powieści podróżującego Włocha, trzymane było zdala ode dworu i w surowej karności przez Długosza, któremu bardzo wielkie okazywało poszanowanie, — później wcale niepodobnem do siebie rozwinęło się na większej swobodzie. Ma ono pewne wspólne cechy charakteru, jak naprzykład hojność i szczodrobliwość jagiellońską, ale zresztą różni się usposobieniem i temperamentem.
Kazimierz święty nie przypomina wcale brata Olbrachta, ani Władysław dobroduszny poważnego Zygmunta, ani kardynał Fryderyk świętego młodzieniaszka, konającego z lilią w ręku, z pieśnią na cześć Bogarodzicy, wśród widzeń anielskich.
Z cech rodu wspólnych wszystkim potomkom Jagiełły, oprócz wspomnianej powyżej hojności, do rozrzutności dochodzącej, którą im historycy wymawiają, — odziedziczyli tylko męztwo osobiste i wielką dobroduszność. Umysłem, powagą, majestatem Zygmunt jeden dorasta ojca i przypomina go potomnym.
Ze wszystkich może najmniej korzystnie wygląda ten, na którego po ojcu przypadło ciężkie brzemię panowania.
Mężny rycerz, Jan Olbracht ma wszystkie przymioty i wady żołnierskie: lekkomyślną niemal pogardę niebezpieczeństwa, zamiłowanie w życiu swobodnem, w biesiadach wesołych, w rozrywkach płochych, w towarzystwie niewiast i poufałych towarzyszów. Żołnierz więcej niż wódz, chociaż matka chwali go z zachowywanej powagi, niebardzo się szanuje. Duma czyni mu nieznośną butę możnych, którą radby ukrócić. Czy Kallimach potrafił uczynić go wielce przebiegłym, rzecz wątpliwa; mówią jednak, iż się wyrażał: „Gdyby koszula wiedziała o myślach moich, w ogieńbym ją rzucił.“
Jan Olbracht powtarza tu tylko znane wyrażenie Cecyliusza Metellusa, zwanego Macedonicus, który to samo mówił o swej tunice.
Król był człowiekiem wysoce wykształconym; ulubieniec Kallimacha, umiał kilka języków, wczytywał się chętnie w dzieła historyczne, rozprawiał o dziejach. Znać na nim wpływ niezbyt surowych obyczajów humanisty, co mu dozwalało popuszczać sobie cugli. Panowanie jego zresztą tak było krótkie, że nie mógł i nie miał czasu przypisywanej mu reformy dla skrzepienia władzy monarchicznej doprowadzić do skutku. Szło o powściągnięcie duchowieństwa, o ukrócenie przewagi możnych.
Wybór Olbrachta nie był jednomyślnym; co najgorsza, była to już „elekcya,“ nie zaś prawo dziedzictwa. Dzieliły się zdania pomiędzy Aleksandra, Zygmunta i Olbrachta. Występowali nawet znowu niektórzy z Piastem, Januszem księciem mazowieckim. Starania królowej matki i brata Fryderyka zaledwie zdołały przechylić większość na stronę Olbrachta.
Ceniono go jako mężnego wodza, wsławionego w wyprawie przeciwko Tatarom, choć ostatnie jego pokuszenia wojenne nie miały powodzenia.
Olbracht, wstępując na tron, był już mężem dojrzałym, miał lat trzydzieści i dwa. Żonatym do owej pory nie był.
Zbywało mu może na wytrwałości, ale nie na porywczej energii, której dał dowody. Niemal najpierwszą jego czynnością była zawarta z bratem, królem czeskim, umowa o wzajemną pomoc przeciwko poddanym, gdyby się opierali i burzyli. Ma to znaczenie niemałe i pachnie też radą Kallimachową, a na wstępie wygląda jako groźba, która serc pozyskać nie mogła.
W chwili, gdy Polska wybierała Olbrachta, Litwa, korzystając z jej nieopatrzności i bezkrólewia, podniosła na wielkie księztwo Aleksandra brata Olbrachtowego bez dołożenia się i zgody Polaków. Było to znowu niemal zerwaniem owej unii, która nieustannie wiązana, ciągle się rozluzowywała.
Olbracht, któremu tradycya przypisuje tak wybitną dążność do zwiększenia władzy monarchicznej, w samym początku panowania musiał potwierdzać wszystkie przywileje szlachty, wymierzone przeciw władzy królewskiej, a wynękane na jego poprzednikach.
Jak się to stało, a nawet czy się tak stało, jak później opowiadano, rzecz jest niepewna i mętna. Zawsze jednak pozostał ślad jeżeli nie zatwierdzonych przywilejów, to w każdym razie żądań i wymagań.
Król tedy miał być obowiązany: nie odbierać nikomu dóbr ziemskich, pókiby sądownie za winnego nie był uznany; płacić rycerstwu od oszczepu, gdyby za granicę z niem wyciągnął (co się natenczas łatwo zdarzało); mianować urzędników tylko z pomiędzy ziemian miejscowych; nie nakładać innych podatków, oprócz postanowionego dwu groszy z łanu; nie stanowić praw i nie wydawać wojny bez zwołania zjazdu ziem wszystkich. Dodać miał do tego Olbracht obostrzające przepisy przeciwko zbiegłym kmieciom, przenoszącym się samowolnie na inne siedziby więcej niż po jednemu z rodziny, tudzież obierającym stan duchowny. Zastrzegano, aby ludziom nieszlacheckiego stanu beneficya w głównych świątyniach przystępnemi nie były. Mieszczanom wzbroniono nabywania dóbr ziemskich.
Są jednak dowody, iż przynajmniej te ostatnie postanowienia, jeżeli nawet zyskały moc prawa, wymijane były i nie stosowano się do nich ściśle.
Panujący ulubieńcom swoim rozdawał beneficya, nie zważając na pochodzenie, a kilku świadków starczyło, aby jawnemu mieszczaninowi nadać wrzekome szlachectwo. Tak samo kmiecie wywodzili się wedle upodobania, gdy raz miejsce urodzenia opuścili. Żądania owe i zastrzeżenia szlachty, bądź co bądź, są dowodem, że w łonie społeczeństwa odbywał się pewny ruch, będący skutkiem zamożności i rozwielmożenia stanu średniego. To się najważniejszą zdaje w tym czasie wskazówką. Miasta od czasów Kazimierza Wielkiego rosły i bogaciały; niektórzy tez kmiecie musieli mieć środki wydobywania się ze stanu przykuwającego ich do ziemi.
Posądzenia na króla Olbrachta, jakoby z pomocą Kallimacha dążył do ukrócenia przewagi możnych (nie szlachty), sięgać muszą panowania jego ojca, a opierać się na tem, że Olbracht szczególniej Włochowi był miłym; lecz Włoch niedługo żył po koronacyi Olbrachta. Nauki Kallimacha, dawane ojcu i synowi, rozgłoszone, jako postrach rzucone, wznieciły podejrzenia, tak, że w każdej czynności ucznia dopatrywano się jakiegoś zamachu po myśli nauczyciela.
Pomiędzy rodzeństwem, królem Władysławem czeskim, Olbrachtem i Zygmuntem istniały jakieś układy tyczące się zaboru Wołoszczyzny i dalszego posuwania się na Wschód przeciwko Turkom. Plan to był na daleką zakreślony metę, którego wykonania początkiem miała być wyprawa przeciw Stefanowi wołoskiemu. Zawarto z nim rozejm, obowiązujący go do posiłkowania w przyszłej przeciw Turkom wojnie.
W powrocie przez wąwozy Bukowiny, wojsko niespodzianie zaskoczone przez powstanie gminu, który drzewa podrąbał — ciężko porażone zostało. Wołosi sprawili rzeź okrutną między rycerstwem, którego część zginęła, tak, że ledwie reszty wojska po rozpaczliwej obronie dobyły się z zasadzki.
Popłoch wzniecony tą porażką ledwie król sam pospołu z bratem uśmierzyć zdołał. Odchorował to Olbracht, ale nie zmienił sposobu lekkomyślnego życia. Złośliwi kronikarze wspominają o nocnych jego w Krakowie wycieczkach, a w jednej z nich o odniesionej ranie na twarzy, która długo uleczoną być nie mogła. Czegoż się po najmężniejszym królu spodziewać było można, gdy tak mało własną godność szanował, iż się od ulicznej gawiedzi na taki despekt narażał! Lecz może owa powiastka jest tylko złośliwym wymysłem.
Niebardzo biorąc do serca klęskę bukowińską, bo rozgłos jej nadany w istocie rozmiary jej powiększał nad miarę, — Olbracht myślał ciągle o zawarciu przymierza z braćmi, by wspólnie z nimi wystąpić przeciwko Turkom.
Umawiano się z Wołoszą i Węgrami, chociaż poseł turecki pokój ofiarował. Jak całe postępowanie Olbrachta, tak i te marzenia wojenne niedosyć były rozważne, gdyż rozejm zawrzeć należało, dopókiby przygotowania nie dojrzały.
Litwie tymczasem zagrażała Moskwa, przeciw której sam Aleksander czuł się za słabym. Litwa teraz dopiero, gdy odstrychnęła się od Polski, poczuła, ileby straciła, gdyby zupełnie osamotnioną została. Wybuchła wojna, poczęła się klęską i zaborami, zniszczeniem Wołynia i części Rusi. Traktowanie o pokój szło oporem.
Sprawa o hołd z zakonem krzyżackim zmusiła króla udać się do Torunia, gdzie Jan Olbracht, tknięty apopleksyą, zmarł nagle d. 17-go czerwca 1501 r., mając zaledwie lat czterdzieści.
Ze wszystkich synów Kazimierza, ten jeden, oprócz osobistego męztwa i wykształcenia umysłowego, jakie mu przyznawają, najmniej się może charakterem i przymiotami odznacza.
Nielubiony, ściągnął na siebie zarzutów i potwarzy więcej może niż na to zasłużył. W ciągu długiego panowania żadnej z przypisywanych mu myśli w wykonanie nie wprowadził. Był samowolny, lekceważący ludzi, uparty. Nawet z braćmi obchodził się niezbyt uprzejmie, gdy mu się przeciwili. Kardynałowi Fryderykowi, odradzającemu wojnę wołoską, miał odpowiedzieć:
— „Niech ksiądz mszy pilnuje.“
Był, jak pisze Bielski, urody wysokiej, płci czarniawej, kościsty i silny. Mieczyk zawżdy przy boku miewał, (Dodać należy, iż podobne mieczyki w stroju ówczesnym były zwyczajne i noszono je u pasa.)
Najwierniejszy wizerunek i charakterystykę Jana Olbrachta, bo z natury wzięte, daje nadworny lekarz Jagiellończyków, Miechowita (L. IV. 356). Pisze o nim, że był wzrostu słusznego, oczu zaczerwienionych, twarzy nieco trędowatej i opryszczonej, silny, kościsty, śmiały; na piersiach, nogach i rękach włosem obrosły, chociaż na głowie mało ich miał rzadkich i czarnych. „Był rozsądkiem i zdolnością obdarzony, dodaje Miechowita; wymowny, po łacinie jak retor umiał, a oprócz tego mówił po polsku i po niemiecku. Wykształcony, wychowany starannie, historyę rad czytał i lubił rozprawiać z uczonymi. W obejściu się z ludźmi powagę zachowywał; sądził i mówił roztropnie, ale doskonale rzeczy pojmując, nic do skutku doprowadzić nie umiał. W wojnach nie był szczęśliwy, budować nie umiał i nie lubił. Po klęsce bukowińskiej od szlachty był znienawidzony.“
Grobowiec Jana Olbrachta, w stylu odrodzenia, około r. 1505 wzniesiony, znajduje się w katedrze krakowskiej. Napis świadczy, że przez matkę i brata Zygmunta został wystawiony, ale Zygmunt zowie się na nim księciem, zatem było to przed r. 1506. Jest to jeden z najpiękniejszych pomników w stylu ówczesnego renessansu. Niemieccy historycy sztuki wysoko go cenią.

(W „Lexicon für bildende Kunst” (V. 401) pisze o nim sprawozdawca: „Somit hat denn Krakau aus den ersten Jahren des XVI Jahrh. ein Werk des reinsten Renaissanoe Styles, wahrscheinlich von der Hand eines Florentiners, und wohl dürfte dasselbe als reinklassiches Monument für das älteste in Deutschland(?) und dessen Nebenländern (wozu Polen wie Böhmen in künstlicher Beziehung damals durchaus sich rechnen) zu betrachten sein“ etc.

W Toruniu, w kościele św. Jana, nad pomnikiem pierwotnym Kopernika, obraz Jana Olbrachta, wśród herbów polsko-pruskich, z napisem: „Illustris Princeps et Dominus Johannes Albertus Poloniae Rex, apoplexia hic Thoruni mortuus, anno 1501 d. 17 Junii, aetatis 41, cujus viscera hic sepulta, corpore Cracov. translato. Regni anno VIII.“
Pieczęcie Jana Olbrachta rytował Kielesiński: wielką, mniejszą i sygnetową. Na drzeworytach w zbroi, hełm z piórem, ręka na mieczu, twarz z wyrazem surowym.
W Graduale katedry krakowskiej, z rozkazu króla Jana Olbrachta sprawionym, przepysznej księdze, w tomie pierwszym, król sam klęczący przed Matką Bozką (p. 124); w tomie drugim papież i król klęczący przed Bogiem Ojcem (p. 28). Napis pierwszej księgi świadczy, że jest darem króla: „Serenissimo Domino rege jubente — Johanne Jordan zupario ministrante.“ Na odwrotnej stronie: „Serenissimus Dominus Johannes Alberthus Rex Poloniae felicis memoriae salutis memor, inter caetera pia salutariaque opera perpes notoriumque memoriale, triplex videlicet opus Gradualis conscribi, notarique impensis regalibus mandavit, pro honore omnipotentis Dei“ etc. etc.


O Kazimierzu świętym, urodzonym dnia 3-go paźdź. 1458, zmarłym dnia 4-go marca 1484 w Grodnie, kanonizowanym w r. 1521, zobaczyć „Matkę świętych“ Jaroszewicza i „Żywoty“ Skargi. Jest też osobna o nim księga.
Zacharyasz Ferreri z Wicencyi, biskup gordyński, tak go opisuje: „Był świątobliwy młodzian i sługa boży królewicz Kazimierz, średniego wzrostu, włosów tak ciemno rusych, że się czarniawemi być zdawały, nosa równego, oczu ciemnych (oculis subnigris), umiarkowanego rumieńca, dziwnie nadobnej, wdzięcznej a razem poszanowanie wzbudzającej twarzy, w której się widocznie malowały przymioty czystej i pobożnej a prawdziwie anielskiej duszy. Nosił włosy długie i aż ku karkowi spadające; zwyczajem wieku.“
Przypomnieć się tu godzi, jaką matka świętego do pięknych włosów dzieci przywiązywała wartość.
(Gdy otwierano później trumnę, w której są złożone zwłoki, włosy znaleziono zrudziałe.)
Freski na ścianach kaplicy św. Kazimierza w Wilnie są dziełem znakomitego Dankiersa. W ołtarzu tej kaplicy sławny jest trzyręczny wizerunek, na którym ręka poprawiona przez malarza jest widoczna. Przypuszczają, iż obraz przerobiono z gotowego portretu.
Na ośmiu tabliczkach srebrnych w kaplicy wileńskiej, z których dwie dawniej zginęły, była cała historya świętego (tabulae argenteae justae magnitudinis, historiam S. Casimiri exprimentes). W tejże kaplicy na wielkich świecznikach były wizerunki, ale te w r. 1655, gdy je uwożono, pochwycił nieprzyjaciel. Posążek srebrny pozłocisty ofiarowała do katedry wileńskiej w r. 1637, Ewa Pacówna Gąsiewska, i zapewne ten sam los go spotkać musiał.
Na dachu kościoła katolickiego w Dreznie, posąg świętego z rysunku Matielli, rzeźba Torellego. (Są tu też św. Stanisław Kostka i św. Stanisław Szczepanowski.)
Sztych w rzadkiem dziele: „Icones et miracula Sanctorum Poloniae Mart. Baron. Polon. (Col. 1605 fol.): S. Casimirus, mundi et carnis victor,“ — wykonał J. A. Gorczyn. Jest tez sztych Berchhoffa.
Malowali i sztychowali: Sz. Czechowicz. A Vagiolis, K. Stroiński, Kuntze, Nap. Thomas, Węgrzynowicz, Ricciolinus i wielu innych.

separator poziomy


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.