Okropna zima wiośnie ustępuje,
Już się do spustu gospodarz gotuje,
Już nie zamyka dobytku w oborze,
Już i rozmarzłą rolą pługiem porze.
Wesołe łąki już nie znają mrozu,
Ani przebędziesz rzeki bez przewozu,
Teraz swe tańce po miesiącu wodzi
Wenus, teraz się z Sylwanami schodzi.
A mąż tymczasem nie tańcem spojony
W lemneńskiéj kuźni hartuje piorony.
Więc w kwiatki nowe uwieńczywszy skronie
Oddajmy wdzięczne ofiary Dyonie.
Albo jeśli pić raczéj mamy wolą,
Siądźmy pod lipą, abo pod topolą
A tam pod chłodem wolne wiodąc żarty
Gry wymyślajmy nie dla zysku w karty.
Śpieszmy się, śpieszmy, niż sam czas nadgoni
I śmierć, któréj się dobra myśl nie chroni,
Ta niedyskretka téjże pchnięciem nogi
Otwiera chaty i królewskie progi.
Żyj wskok, boć zamknął do niezmiernej wrota
Nadzieje krótki kres dany żywota;
Zarwij, co możesz dobrych dni pod miarą
Wnet będziesz bajką, nieboszczykiem, marą.