Wierzenia mazurskie/Wstęp

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Max Toeppen
Tytuł Wierzenia mazurskie z dodatkiem, zawierającym klechdy i baśnie Mazurów
Wydawca Wisła
Data wyd. 1894
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Eugenia Piltz
Tytuł orygin. Aberglauben aus Masuren mit einem Anhange enthaltend Masurrische Sagen und Märchen
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WSTĘP.
Rzut oka na życie kościelne Mazurów.

Stosunki kościelne na Mazurach i wogóle w polskich okolicach Prus posiadają wiele rysów szczególnych. Mieszkańcy tych okolic bez wyjątku prawie są wyznania ewangielickiego, gdy tymczasem ich wspólplemieńcy w Polsce i na Warmji są gorliwemi katolikami. Słyną oni bardzo ze swego religijnego usposobienia. Wszyscy to przyznają, że pilnie uczęszczają do kościołów, że gorliwie biorą udział we wszelkich praktykach kościelnych, że starannie obserwują ceremonje kościelne. I w rzeczy samej, służba boża u Mazurów posiada rysy swoje, które wielce pociągają ku sobie, a nawet sprawiają podniosłe wrażenie.
W nader pouczającym artykule „Polacy ewangielicy w Państwie Pruskiem“ (w piśmie Evangelisches Jahrbuch, wydawanym przez głównego kaznodzieję wojskowego Borcka w Poznaniu, rocznik V) czytamy, że na Mazurach objawia się naiwność i szczerość poczucia religijnego, których brak zupełny u Niemców, z usposobienia zimniejszych i do refleksji skłonnych. Więc też życie Mazura, wobec tego, że lud ten pozostaje zdala od wielkich ognisk świata, istotnie zasadza się na poglądzie religijnym; pokarm swój czerpało ono dotąd prawie wyłącznie z Biblji, ze śpiewnika, z katechizmu, z żywego słowa kaznodziei i z wielce rozpowszechnionego zbioru kazań Dombrowskiego. Wszędzie widzimy zapełnione świątynie, w nich zaś zapał, pobożność, wrażliwość na słowa nauki, czego nie spotykamy w gminach niemieckich. A przytym zamiłowanie do śpiewu, tak, iż pobożni, skoro tylko wejdą do kościoła, nie czekając wcale służby bożej, zaczynają już śpiewać. Potym cała gmina śpiewa odpowiedzi, liturgję, na głos powtarza wyznanie wiary, pada na klęczki podczas „Ojcze nasz” i przyjmuje z ust kapłana słowa ustawy sakramentalnej i błogosławieństwo końcowe, śpiewając jednocześnie. Wszystko to nacechowane życiem, wszędzie obok wrażliwości zachowanie się czynne. Z tego samego artykułu niewtajemniczony czytelnik poznaje w ich właściwym charakterze polskie pieśni narodowe, w których „wiernie odzwierciadlają się zasadnicze rysy charakteru narodowego: ta wesoła nieprzymuszona nuta, nietyle potrącająca tematy potępienia, ile raczej zbawienia rodzaju ludzkiego, to dumne wynoszenie i obrazowanie Królestwa Chrystusowego, to wojownicze upodobanie w walce Pana z djabłem i zwycięztwie nad tym ostatnim, wreszcie ta pełna radości duma, z jaką się wysławia wspólne panowanie i rządzenie zbawionych, obok Boga i Chrystusa w chwale wieczystej, która będzie udziałem zarówno ubogiego chłopa i mieszczanina, jak szlachcica.”[1]
Jest to zupełnie słuszne zdanie, że, aby zrozumieć służbę bożą Mazurów, należy przedewszystkim uwzględnić narodowy charakter ludności polskiej i odosobnienie jej od wielkich ognisk życia. Duchowy rozwój Mazurów pozostaje na nizkim szczeblu, i niepodobna wymagać od nich, iżby się oddawali refleksji, jak Niemcy, zupełnie tak samo, jak niepodobna wymagać, iżby Niemcy cofnęli się do niższych szczebli życia, gdzie główną rolę grają fantazja i marzycielstwo uczuciowe. Nie należy wszakże pomijać wielce ciemnych stron tego rodzaju religijności: dostarcza ona słabej zaledwie podpory dla wiary chrześcjańskiej i nie uzbraja bynajmniej w szczególną siłę moralną, natomiast otwiera najszersze pole dla przesądu. Obok wymienionych już kościelnych ksiąg budujących, chciwie bywają także czytywane pisma w rodzaju „Klucza do nieba,“ który się rozpoczyna od „listu niebieskiego, pisanego własnoręcznie złotemi literami przez Boga, Pana niebios; list ten znaleziono na górze dębowej w Brytanji przed ołtarzem świętego Michała archanioła; nikt przedtym nie znał tego listu ani pochodzenia jego.“ Skoro się już zbudowało w kościele, natenczas z tą samą powagą i szczerym oddaniem się można się zajmować zjednaniem tych ciemnych potęg, które oddziaływają na życie posługując się wszelkiego rodzaju zaklęciami i czarami; ten sam szacunek i pokora, z któremi się pobożny zbliża do swego proboszcza, okazują się w stosunku jego do czarownika, jasnowidzącego lub ekstatyka.
Mazurowi zarówno jak Polakowi szczególnie właściwe jest, żywe na zewnątrz wyrażanie tego, co odczuwa, a także zewnętrzne ukazywanie nabożeństwa swego[2]. Całowanie śpiewnika jest powszechnym u Mazurów zwyczajem: całują go przy zamykaniu, gdy skończono śpiewać pieśń, i wogóle przy każdym użyciu, a zwłaszcza przy podnoszeniu książki, skoro ta przez nieostrożność upadnie na ziemię[3]. Tak samo przy każdym polskim nabożeństwie można spostrzegać niezwykle częste pochylanie głowy, przyklękanie, żegnanie się i bicie się w piersi. Same przez się, są to, co prawda, rzeczy podrzędne, które nie mogą uprzedzać ani korzystnie ani niekorzystnie względem religijności danego człowieka. U Mazurów wszakże mają one cechę wielce podejrzaną, gdyż wiąże się z niemi wyobrażenie szczególnej skuteczności. Już w połowie przeszłego stulecia Pisański zwraca uwagę na to, że u większości papistów, główną część ich religji stanowi „wielkie zaufanie do wyłącznego przestrzegania pewnych zewnętrznych obowiązków i praktyk pobożnych, którym nie towarzyszy płynąca z serca pobożność w duchu, prawdziwa pobożność tego obłędu; niebezpiecznego kościół ewangielicki, pomimo wszelkich usiłowań w tym kierunku, nie zdołał dotąd jeszcze wszędzie wyplenić. Odrzuca on tedy bezwarunkowo trwające za naszych jeszcze czasów „urojenie, jakoby modlitwa zachowywała niezwykłą moc swoją wtedy nawet, gdy przy zamkniętych drzwiach kościelnych będzie wypowiedziana przez dziurkę od klucza;“ dalej potępia „niewłaściwe hołdy, składane przed ołtarzem przez lud, który się pochyla przed niemi, albo nawet pada na klęczki;“ wreszcie potępia bezwarunkowo przesądne stosowanie znaku krzyża. „Przypisywana przez papistów moc cudowna, powiada on, obałamuca także prostotę naszych braci po wierze, tak, iż robią oni znak krzyża przed sobą zawsze, gdy chodzi o odwrócenie jakiegoś grożącego niebezpieczeństwa lub o jakieś przedsięwzięcie, któreby mogło być niebezpieczne. Woźnicy robią znak krzyża biczyskiem przed końmi, gdy te się narowią, ażeby nie złamały koła; inni znów przed jedzeniem żegnają podawane potrawy, ażeby je uczynić nieszkodliwemi, w razie gdyby były, dajmy na to, zaczarowane[4]. Co Pisański mówi o przesądnym używaniu znaku krzyża, widzimy dziś jeszcze na Mazurach codziennie.
Jeszcze bardziej przypominają katolicyzm śluby i ofiary Mazurów. Śluby ich bywają różnego rodzaju. Ślubują one w chorobach i innych krytycznych okolicznościach pościć w pewne dni za wyzdrowienie lub wybawienie, np. co piątek podczas postu, albo uczęszczać do kościoła, albo złożyć ofiarę w kościele. Dziewczęta ślubują także powstrzymywać się od noszenia pewnych barw, np. czerwonej. Często ślub polega na tym, ażeby w pewne niedziele, np. w dni pokuty, albo po ukończeniu żniw už iszłaikemą[5], tj. dla zachowania, regularnie co rok powtarzać ofiarę, jak gdyby się przez to miało wykupić na wszystkie czasy kartę bezpieczeństwa albo ochronną kartę. Całe także okolice wiejskie, dotknięte burzą, gradem, albo innym jakim nieszczęściem, składają śluby podobne[6]. Tak np. mieszkańcy wsi Bartoszki przez całe lata nie pracowali w sobotę. W innej znów wsi, która bardzo była ucierpiała od gradu, sołtys zapowiedział publicznie, że każdy ma się w sobotę, po południu zupełnie powstrzymać od pracy w polu, ażeby Bóg na przyszłość uchronił od klęsk podobnych[7]. Szczególnie ślubują oni nie pracować w dni apostołów i w takie dni, w które świętują katolicy, np. w dzień św. Jakóba, na Przemienienie Pańskie, w dni Najśw. Panny itd. Zresztą w te dni unikają oni tylko roboty w polu, żadnej innej. Często także unikają tylko roboty na własnym polu, chociaż nie wzdragają się pracować na cudzym za opłatą. Gdy niedawno temu proboszcz D. w L. w jeden z dni takich pozwolił pracować w polu, i nagle spadł grad, chłopi zebrali kilka korcy krup gradowych, zanieśli je coprędzej do naczelnika powiatowego w Niborku i zaskarżyli proboszcza o bezbożność, której dowodem miały być w ich mniemaniu owe krupy gradowe. Coś podobnego opowiada gmina dla usprawiedliwienia ślubu swojego o proboszczu w J. Posłał on mianowicie w jednym z takich dni, wbrew ostrzeżeniu sołtysa, parobka swojego w pole; naraz powstała burza, i piorun uderzył w komin proboszcza, nie wyrządzając zresztą tym razom szkód żadnych. Wreszcie bardzo są używane także śluby przynoszenia ofiar jednocześnie do trzech kościołów, przyczym zazwyczaj wybierają się dwa kościoły ewangielickie i jeden katolicki.
Ofiary, składane przez Mazurów na ołtarzu, i dary ich na zakłady dobroczynne pochodzą częstokroć nie ze szczerego serca, lecz z wyrachowania, jako dobre uczynki, które niechybnie będą wynagrodzone, i często grają przy tym rolę bardzo przesądne względy uboczne. Ofiary na kościół zdarzają się bardzo często, jednakże prawie wyłącznie wtedy tylko, gdy ofiarodawca ma prosić o coś, lub złożyć dziękczynienia, albo gdy przystępuje do komunji. Wszelako prośby te i dziękczynienia mają w nich prawie nieograniczony zakres, gdyż podciągają oni pod tę kategorją wszelkie przygody życiowe i wypadki tak zewnętrzne, jak wewnętrzne, cielesne i duchowe, jak up. zmiany mieszkania, niepowodzenia w gospodarstwie, choroby itd.[8]. Przy komunji ołtarz bywa jakby oblężony, nim każdy dar swój złoży. Łatwo zrozumieć, jakie ma znaczenie u Mazura ofiarowana świeca w razie choroby oczu[9], i niegdyś praktyka ta była surowo zakazana jako pogańska. Ofiary na trzy kościoły, zpośród których jeden, jak się rzekło, zazwyczaj bywa katolicki, bardzo są częste. Tak, niedawno przyniosła jedna chora na żółtaczkę kobieta dwóm duchownym ewangielickim i jednemu katolickiemu w O. mąkę, wosk i pieniądze, żeby odzyskać zdrowie. W Kr. pewna kobieta ofiarowała pięć szóstek na szpital za męża, którego dusza nie ma spokoju, i wyraziła przytym nadzieję, że być może jaka szczęśliwa dusza znajdzie te pięć szóstek i w szczęśliwą godzinę za pomocą modlitwy biedną tę duszę wybawi. Wyznała przytym proboszczowi, że chce także ofiarować na trzy jeszcze kościoły, dwa ewangielickie i jeden katolicki, ażeby być tym pewniejszą powodzenia. Na zapytanie proboszcza: „Czy w to wierzycie?” odpowiedziała: „A jużci, my prości ludzie w to wierzymy.” Nie jest w ich mniemaniu rzeczą niezbędną, ażeby jeden z trzech kościołów był katolicki, ale bądź co bądź utrzymują, że w takim razie ofiara bywa skuteczniejszą. Szpitale Mazurzy często obdarzają, gdyż łatwo się w nich budzi litość. Ale z tym aktem miłosierdzia łączy się w nich jednocześnie przesąd. Dają oni np. szpitalowi pierwsze ciele od ciołki, albo pierwsze masło od krowy, po raz pierwszy dojonej, gdyż mocno w to wierzą, że przynosi to szczęście.
W samym sposobie świecenia uroczystości kościelnych zwyczaje ich pod wielu względami różnią się od zwyczajów reszty ewangielików w Prusiech.
W pierwsze święto Bożego Narodzenia odbywa się w kościołach na Mazurach, a po wsiach, gdzie niema kościołów, w szkołach, podczas nabożeństwa porannego bardzo charakterystyczna i wielce ulubiona uroczystość. Główną tu rolę grają dzieci szkolne, przygotowywane do tego przez nauczyciela; powierzchownie nawet przybierają postaci aniołów, gdyż przywdziewają białe ubrania, najczęściej koszulę ojcowską, przepasaną jaskrawą wstążką, i wysokie korony z kwiatów z papieru pozłacanego, dziewczęta zaś natomiast stroją się w wianki. Wchodzą oni do kościoła ze świecami (dawniej jarzęcemi), albo z choinkami zdobnemi w świeczki w ręku, obchodzą ołtarz dokoła; następnie siadają w części na ołtarzu, w części zaś na chórach, i śpiewają kolejno pieśni, wygłaszają pojedynczo lub chórem odpowiednie temu świętu ewangielje, albo recytują po jednemu wierszyki z dawnej przekazane tradycji na to właściwie święto (to się nazywa oracja). Na nauczycielu leży już obowiązek wyuczyć dzieci tych wierszy i ułożyć należycie akcję dramatyczną. W uroczystości tej, zwanej jutrznią, bierze najżywszy udział cała ludność polska, a nawet i wielu Niemców; od godziny drugiej lub trzeciej wszystko się w domach ożywia; uroczystość sama zaczyna się około czwartej, i z Polaków brakuje wtedy w kościołach tylko chorych i słabych. Wiele osób zapewnia, że uroczystość ta budzi podniosłe uczucia i działa budująco; nie ulega wątpliwości, że Polacy, wogóle miękkiego usposobienia, bardzo się rozczulają tą uroczystością, i szczególnie sieroty wierszykami swojemi budzą najżywszą dla siebie sympatję[10]. Uroczystość ta jest odwieczna; Pisański w swoich zapiskach Jansborskich, przechowanych w rękopisie, podaje, że uroczystość tę obchodzono w mieście Jansborku około r. 1735; obecnie zdarza się wogóle ona po miastach chyba tylko bardzo rzadko.
Panowanie niegdyś kościoła rzymskiego i jego karnawały przypominają tu wszelkiego rodzaju maskarady, błazeństwa i wybryki, a nawet tu i owdzie wybuchy dzikich bachanalij przed nastaniem postu; kościół ewangielicki ma dużo do walczenia w celu usunięcia tych objawów[11].
Wpływ kościoła katolickiego zaznacza się szczególnie wyraźnie w zwyczaju, który się z dawnych czasów utrzymał u Mazurów, że nie uważają oni wielkiego piątku za prawdziwe święto; gdy zresztą tak starannie unikają oni roboty w święta, w wielki piątek, przynajmniej do niedawna jeszcze, oddawali się pracy, a wielu uważało nawet wielki czwartek za dzień ważniejszy niż wielki piątek. Obecnie w ogólności miały zajść pod tym względem zmiany[12].
Dzień św. Trójcy, przypadający w pierwszą niedzielę po Zielonych Świątkach, uchodzi u Mazurów za główne święto i często uroczyściej bywa obchodzony niż same Zielone Świątki, czego dowodzi także ta okoliczność, że w tym dniu składa się najwięcej ofiar i darów na kościoły[13].
Polacy obchodzą podwójne święto żniw (okrężne), a mianowicie, oprócz powszechnie przyjętego, w niedzielę jeszcze przed rozpoczęciem żniw: w niedzielę przed św. Jakóbem. Podczas tej uroczystości zawsze bywa śpiewana nadzwyczaj lubiana pieśń Pola już białe, prawdziwie polska, bardzo charakterystyczna pod względem treści i melodji[14].
Dzień pokuty i modlitwy uważają Mazurzy za święto, z którym w gruncie rzeczy kościół nie ma nic do czynienia, i w tym okazują przywiązanie swoje do starych tradycji nawet w zakresie spraw kościelnych; ponieważ dzień ten ustanawiany bywa przez państwo, więc nazywają go po prostu królowskim świętem. Pospólstwo zachowuje się wobec tego dnia zimno i obojętnie. Tak samo małą przypisuje ono wagę dniowi zadusznemu, który powstał tym samym sposobem, w niektórych zaś okolicach dzień ten bywa nawet spędzany jakby rodzaj karnawału, wśród hałaśliwych zabaw, dla powetowania sobie ciszy i wstrzemięźliwości, które powinny być i bywają też sumiennie przestrzegane podczas adwentu[15].
Jak się zdaje, wzywanie świętych katolickich i nawet Najświętszej Panny nigdzie nie jest we zwyczaju na Mazurach[16] Pomimo to jednak rozpowszechniony przez katolików „Klucz do ważnych tajemnic,” w którym wielki kładzie się nacisk na orędownictwo Marji Panny, często bywa czytany z namaszczeniem religijnym; a także pewna ilość świąt katolickich, szczególnie liczne dni poświęcone Marji i apostołom, dzień Bożego Ciała i nadewszystko dzień Przemienienia Pańskiego (6 sierpnia), w wielu okolicach na Mazurach są obchodzone dziś jeszcze razem z katolikami, w części wskutek ślubów, w części ze starego zwyczaju, tak samo jak to było w przeszłym stuleciu[17]. Dzień objawienia się Chrystusa (Verklärung Christi) dla Mazura jest zarazem dniem Przemienienia Pańskiego, a także odmianą w jego biedzie i cierpieniach; jest to w jego mniemaniu dzień pomocy i poratowania, jakoż w dniu tym najhojniej spływają jego ofiary na kościoły ewangielicki i katolicki[18].
Najuporczywiej wszakże ewangieliccy mieszkańcy na Mazurach utrzymali z czasów panowania katolicyzmu pielgrzymki, które i dziś jeszcze najbardziej wiążą ich z katolicyzmem. Przesąd, przywiązany do pola bitwy pod Tannenbergiem, niewątpliwie datuje się jeszcze z czasów panowania kościoła katolickiego i w obecnej chwili także jest bardzo wpośród katolików rozpowszechniony. F. S. Bock w swojej Wirtschaftliche Naturgeschichte von Preussen, Dessau, 1783, tom II, str. 14 i nast., pisze: „W pobliżu ocalałych jeszcze szczątków muru niegdyś kaplicy tannenberskiej, na dość znacznej wysokości znajduje się sadzawka, wykopana jakoby ręką ludzką; oddawna już wodzie tej sadzawki przypisuje się moc szczególna, i mniemanie to dotąd przetrwało u ludu, szczególnie wyznania rzymsko-katolickiego; opowiadają oni sobie o wielu cudownych uzdrowieniach, dokonanych za sprawą tej wody. Tłumy pospólstwa z Polski, a także i z Prus przybywają tu w drugie święto Zielonych Świątek, żeby się obmyć i wykąpać w sadzawce; przytym pozostawiają w wodzie różne części ubrania, jako to: koszule, czapki, czepce, chustki itp. Udają się tam niekiedy i osoby wyższego stanu, ale po nocy, wstydzą się bowiem przesądu swojego, i tam odbywają pielgrzymki i dopełniają ślubów.” Pielgrzymki te trwają zupełnie tak samo aż do dnia dzisiejszego[19].
Często także ewangielicy z Mazur udają się do kościołów katolickich, gdzie odbywają się odpusty i praktykują się cudowne uzdrowienia. Już Pisański[20] uskarża się na to: „Zdarza się dość często, są jego słowa, że także zpośród ewangielików naiwni dają się namawiać, wobec chorób niebezpiecznych lub innych niepomyślnych okoliczności do przystąpienia do obrazu Matki Boskiej w Lipce, który uchodzi za cudowny.” Dalej opowiada on także o podróży do tego miejsca cudownego jakiegoś padaczką dotkniętego chłopca, i pielgrzymka ta miała przynieść najlepszy skutek. Zdawiendawna już i po dzień dzisiejszy z Mazur licznie i regularnie zwiedzane bywają jako miejsca pielgrzymek: Święta Lipka w dzień Piotra i Pawła (29 czerwca), Złotowo pod Lubawą w dzień Przemienienia Pańskiego (6 sierpnia) i Białuty pod Działdowem w dzień św. Jakóba (25 lipca); we wszystkich tych miejscowościach bywają odpusty i jarmarki. Co prawda, głównie tłum pociągają tam jarmarki, bez których lud nie może się obyć, szczególnie jarmark na płótno w Lipce i Złotowie, jarmark na konie w Białutach[21]; bądź co bądź jednak, korzystają oni często z tej sposobności, ażeby tam złożyć ofiarę, dać wino do poświęcenia, a nawet chodzi im o odpust. Duchowni katoliccy opowiadają o tym szczególne rzeczy[22]. Jak licznie ciągnie ludność protestancka do owych miejsc pielgrzymek, można wnioskować z faktu następującego: Pewnego razu superintendent ewangielicki naznaczył był wizytację kościoła w Mielnie i Tannenbergu na dzień 6 sierpnia; musiano jednak termin ten odłożyć na dzień następny, gdyż 6 sierpnia znaczna część dzieci szkolnych pospołu z rodzicami była na jarmarku odpustowym w Złotowie.
Pozwolimy sobie przytoczyć tu szereg poniższy faktów na dowód tego, jak dalece u Mazurów przesąd bezpośrednio wiąże się z chrześcjaństwem i nabożeństwem.
Szczególna moc tkwi według Mazurów tak w modlitwie kościelnej, do której uciekają się nadzwyczaj często i w innych praktykach kościelnych, jak również w przedmiotach, przeznaczonych do celów kościelnych. Już Pisański[23] zaznacza przesąd, według którego modlitwa w kościele ma być skuteczniejszą niż poza obrębem kościoła; w tej myśli przesądni zasyłają modły do kościoła przez dziurkę od klucza, kiedy drzwi kościelne bywają zamknięte. Zdaje się, że ślad tego przesądu przetrwał do dni naszych. Jako środek przeciwko chorobie angielskiej podaje się co następuje: chore dziecko należy obnieść trzy razy dokoła świątyni i za każdym razem, gdy się mija drzwi kościelne, chuchnąć do wnętrza. (Olsztynek).
Zdarza się też niekiedy, że ten i ów prosi o krótkie bicie w dzwony, gdyż skradziono mu, dajmy na to, konia, a prosi w dobrej wierze, że złodziej nie będzie mógł z miejsca ruszyć, skoro tylko dzwon zadzwoni[24].
Gdy ktoś dopuszcza się krzywoprzysięstwa, w pobliżu zaś jego znajduje się broń nabita, wówczas broń wypala i kula trafia w krzywoprzysięzcę. Ztąd powstał bardzo pospolity sposób przysięgania się: „Mogę na to przysiąc przy stu strzelbach.“ Skoro krzywoprzysięstwo było popełnione przed ołtarzem i w kościele oświetlonym, w takim razie natychmiastowa zguba krzywoprzysięzcy jest jeszcze pewniejsza; ztąd pochodzą tego rodzaju zaklęcia, jak: „Mogę na to przysiąc w kościele całkiem oświetlonym.”
Gdy jednak przysięgający przy składaniu przysięgi podniesionych palców nie zwraca ku sobie, lecz je odwraca, wówczas może przysiąc fałszywie, i nic mu to potym nie szkodzi. (Działdowo).
Również zagięcie wielkiego palca pomaga przysięgającemu przy krzywoprzysięstwie. Przysięgający bierze także podczas przysięgi kamienie do ust i potym je wypluwa razem z fałszywą przysięgą[25].
Kładzie się także podczas przysięgi złota moneta pod język; jeżeli to ma być krzywoprzysięstwo, przystaje ono do monety.
Wino święcone, udzielane przy komunji, używa się jako najwyższa i ostatnia instancja we wszelkich chorobach. Mazurzy często proszą o nie proboszczów. Gdy zaś ci odmawiają, udają się do proboszczów katolickich, którzy, jak mi powiadano, dają wino takie bez wahania. Często także dają oni w katolickich miejscach odpustowych wino do poświęcenia. Niektórzy nawet utrzymują, że wino eucharystyjne z kościoła katolickiego silniej działa, aniżeli z ewangielickiego. Ale przychodzą także i katolicy do ewangielickich proboszczów po takie wino.
Chorzy na żółtaczkę każą sobie przynosić kielich od komunji i przeglądają się w nim, albo czynią to samo w kościele, w mniemaniu, iż przez to odzyskają zdrowie.
Zdarza się także dość często, że otrzymany przy komunji opłatek zatrzymują, by zabrać go do domu. Taki opłatek w domu jest środkiem przeciwko kurczom. (Jansbork). Szczególnie jest to we zwyczaju u katolików, np. na Szląsku[26].
Karczmarka w Mikołajkach pod kotłem, w którym pędzono wódkę, kazała zamurować opłatek. Odtąd ludzie schodzili się do karczmy, jak do kościoła, i karczmarka dorobiła się majątku; ale po śmierci nie miała spokoju, dopóki przez niedzielaka (Sonntagskind) nie wskazała tego mężowi, i dopóki ten nie odszukał opłatka i nie odniósł do kościoła. (Mikołajki).
Jeżeli strzelec raz wystrzelił do takiego opłatka, może już później rozkazywać: „Zając tu” i zjawia się wnet zając i pada pod strzałem. (Olsztynek). Pewien kłusownik miał strzelbę, z której nigdy nie chybiał, ale nikomu nie chciał jej dać do ręki. Gdy razu pewnego na polowaniu się zdrzemnął, wziął ją towarzysz jego i zaczął brać na cel. Ale jakże był zdumiony, gdy spostrzegł chłopca w czerwonej czapce, trzymającego mu zająca przed wylotem lufy. (Wielbark). Niektórzy noszą opłatek z innemi jeszcze rzeczami w kolbie strzelby, ażeby pewniej trafiać do celu. (Wielbark).
Czarownice używają opłatka do „obsypki” (patrz niżej). Już Pisański powiada: Złość straszliwa niejednego już doprowadziła do tego, że z otrzymanego przy komunji opłatka zrobił bezbożny użytek.
Kto po przyjęciu komunji trzaśnie za ołtarzem z bata (który w tym celu trzyma pod połą na pogotowiu) i natychmiast gu znów schowa, ten odtąd może czarować. (Olsztynek).
Wielu poszukuje wosku z kościoła, zwłaszcza zaś wosku ściekającego z kościelnych świeczników, gdyż uważają go za skuteczny środek przeciwko padaczce[27].
Chorzy na oczy ofiarowują do kościoła świece woskowe, upatrują bowiem przesądnie jakiś tajemniczy związek pomiędzy światłem oczu i światłem jarzęcym[28].
Ewangielja św. Jana, powiada Pisański[29], ma o wiele wznioślejsze przeznaczenie niż służyć przesądowi, według które go ma być za jej pośrednictwem wypędzana febra, albo jeżeli do tego będzie jeszcze użyty klucz dziedziczny, wykrywana kradzież. Biblja wszakże i teraz jeszcze często bywa do podobnych celów używana (Patrz niżej).
Jest we zwyczaju kłaść noworodkowi śpiewnik pod głowę, ażeby nie przyszedł djabeł, nie zabrał dziecka i nie położył do kołyski podrzutka na jego miejsce[30].




  1. Porówn. G. Döring Choralkunde, Gdańsk 1865, str. 459.
  2. Por. C. G. Hintz Die alte gute Sitte in Altpreussen. Królewiec 1862, str. 3.
  3. Hintz, str. 7, 8.
  4. Pisański, tamże, nr. 23, § 11. (Przypis własny Wikiźródeł mowa o niewspomnianej w przypisach, ale wymienionej we właściwej części tekstu rozprawie Von einigen Ueberbleibseln des Heidenthums und Pabstthums, „Wöchentliche Königsbergische Frag und Anzeigungsnachrichten”, r. 1756, nr. 21—25)
  5. Oczywiście są to wyrazy litewskie. — Przyp. Red.
  6. Porów. Hintz, str. 13, 14, 42, 117.
  7. Hintz, str. 13.
  8. Porówn. Hintz, str. 12.
  9. Porówn. Hintz, str. 14.
  10. Bardziej dokładne opisy tej uroczystości u Rosenheyna (Przypis własny Wikiźródeł Max Rosenheyn), Reiseskizzen aus Ost- und Westpreussen, Gdańsk, 1858, II, 114 i nast. Hintz, Alle gule Sitte, str. 48 i nast.
  11. Hintz, str. 46.
  12. Hintz, str. 48 i nast.
  13. Hintz, str. 53.
  14. Hintz, str. 54. Uroczystość ta przed rozpoczęciem żniw, jak się zdaje, jest tradycją odwiecznych, pogańskich jeszcze czasów. Meletius (De sacrificiis veterum Prussorum, in Act. Bor. T. II p. 403) pisze: Quando jam segetes sunt maturae, rustici in agris ad sacrificium congregantur, quod lingua Rutenica zaczinek vocatur, id est initium messie. Hoc sacro peracto, unus e multitudine electus messem auspicatur, manipulo demesso, quem domum adfert. Postridie omnes, primo illius domestici, deinde caeteri, quicunque volunt, messem faciunt. (Gdy już zasiewy dojrzeją, wieśniacy zbierają się w polach na uroczystość, która się po rusińsku nazywa zaczinek, tj. początek żniw. Po skończonych modłach jeden wybrany z gromady rozpoczyna żniwo i zżętą garść zboża odnosi do domu. Nazajutrz wszyscy już, nasamprzód domownicy tamtego żeńca, a potym i inni, kto tylko chce, biorą się do żniwa).
  15. Hintz, str. 41 i nast., 54.
  16. W jednym sprawozdaniu wizytacyjnym kościoła w Pasymie z r. 1667 spotykamy notatkę: „Jan Samplaki (tak) z Wielkiego Ruska obok „Wierzę w Boga“ odmawiał „Zdrowaś Marja” dodając: „Jezus nie może być bez Marji,” Pisański, nr. 24, § 15, zaznacza tylko około r. 1756, że niektórzy imię Marji wymawiają przy lekkomyślnych przysięgach, albo używają go jako wykrzyknika oznaczającego zdziwienie.
  17. Pisański, nr. 25, § 16.
  18. Por. Hintz, str. 56 i nast.
  19. Wyraźnie poświadcza to duchowieństwo okoliczne. W pozornej tylko sprzeczności z tym pozostaje podanie o jeziorze Tannenberskim, które zamieściliśmy w dodatku.
  20. Nr. 24 § 14.
  21. Porówn. Hintz, Btr. 56.
  22. Por. także Kolberga Geschichte der Heiligen Linde w Zeitschrift für die Geschichte und Alterthumskunde Ermlands. Tom III. Moguncja 1864, str. 93.
  23. Nr. 23, § 11.
  24. Hintz, str. 4.
  25. Rosnheyn, Reiseskizzen, Tom II, str. 92.
  26. Przykład nadużywania hostji z czasów jeszcze Zakonu przytacza Grunau w Trakt. XII, rozdz. 13 (Przypis własny Wikiźródeł mowa o fragmencie XV-wiecznej Kroniki pruskiej, niem. Preussische Chronik Szymona Grunaua): Żyd nauczał rybaka, żeby hostję poświęconą zatknąć w kawałku drzewa i ten zawiesić na sieci; tym sposobem złowi dużo ryb i wzbogaci się itd. Porówn. Henneberger Erklärung der Landtafel, Str. 431.
  27. Töppen w N. Pr. Prov.-Bl. 1846, tom II, str. 471 (Przypis własny Wikiźródeł jest to odniesienie do królewieckiego czasopisma Neue Preussische Provinzial-Blätter).
  28. Hintz, str. 14.
  29. Nr. 24, § 16.
  30. Hintz, str. 74.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Max Toeppen i tłumacza: Eugenia Piltz.