Wieś mojej matki/Wprowadzenie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Bandrowski
Tytuł Wieś mojej matki
Podtytuł Opowieść
Wydawca Nakład Księgarni św. Wojciecha
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań — Warszawa — Wilno — Lublin
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Utwór niniejszy nie jest kompozycją literacką, naginającą rzeczywistość i życie do celów literacko — artystycznych, a traktującą ludzi żywych jak motywy mniej lub więcej artystyczne. Jest tylko wiązanką wspomnień najwdzięczniejszych, najszczerszych i najżywszych, bo z czasów dzieciństwa.
Nie jest też bynajmniej jego zadaniem krytyka lub analiza tych czasów a zwłaszcza ludzi, jakich dziś już prawdopodobnie niema, lecz ich odtworzenie, odtworzenie pełne miłości, a równocześnie możliwie jak najwierniejsze, aby uchwycić choćby odblask życia, na zawsze przemijającego.
Lecz czy warto dziś sięgać myślą w czasy, kiedy podróż z Krakowa do Lwowa (koleją!) była uważana za ogromne przedsięwzięcie, kiedy na ludzi, przyjeżdżających z za kordonu rosyjskiego, patrzono przeważnie jak na męczenników, smaganych bezustannie knutem i spędzających większą część roku w Cytadeli, a najbardziej dziś rozpowszechnione wynalazki nowoczesnej techniki określano z pobłażliwym uśmiechem jako fantastyczne pomysły lubującego się w absurdach powieściopisarza? Ówczesne życie było tak mało skomplikowane, dokonywało się i upływało tak gładko, zdala od trudnych i zawikłanych zagadnień pierwszej ćwierci XX wieku, jesteśmy tak zupełnie różni od ludzi ówczesnych, że może być — porównanie nie da żadnych pozytywnych wyników, a wobec tego — czyż warto tracić czas? Tak mało go mamy!
A jednak sądzę, że warto. Bo choć czasy owe nie znały dzisiejszych nowoczesnych wynalazków, bez których się zresztą znakomicie obywały, a o zdobyczach wiedzy nowoczesnej nie śniły nawet, posiadały coś, o co dziś niełatwo, mianowicie: prostotę zacnych serc, cichych, dobrych i pełnych pokory chrześcijańskiej, jasne spojrzenie oczu, żadnym wyrzutem sumienia niezmąconych, harmonję wewnętrzną, a dzięki temu też i jasny pogląd na świat i życie. Ludzie ówcześni nie znali niepokoju duchowego, nie mieli nigdy żadnych wątpliwości, ponieważ znali przedewszystkiem swój obowiązek wobec Boga i ludzi. W duszach ich było panowanie miłości i spokoju.
To też, gdy czasy owe wspominam, zdaje mi się, jakgdyby w tedy znacznie słoneczniej i pogodniej było na świecie niż dziś, a co się tyczy gwiazd i mlecznej drogi, wiem z całą pewnością, że gwiazd było więcej niż dziś, a mleczna droga gorzała o wiele świetniej. I burze nie są już tak gromkie i straszne, jak były, błyskawice nie świecą tak upiornie-zielono, grzmoty nie przewalają się już po sklepieniu niebieskiem z tak piekielnym hukiem, tęcze nie są tak liczne i tak wspaniałe.
Niewątpliwie — wiele jest rzeczy nowych, ale czy lepszych? Człowiek ma teraz o wiele więcej w rażeń bardzo różnorodnych — ale czy przez to stał się szczęśliwszym i lepszym?
Co się tyczy szczęścia — nie wiem jeszcze dobrze. Kto wie — może ono nie jest obowiązkiem człowieka?
Ale gdy wniknę w nędzę moralną naszych tak pysznych i pełnych dumy czasów, gdy przypomnę sobie, ile w tych właśnie czasach napatrzyłem się nikczemności ludzkiej, ile widziałem męki, wszelkiego cierpienia i okrucieństwa, powiem stanowczo, że człowiek dzisiejszy lepszym nie jest.
I dlatego, sądzę, warto sięgnąć myślą wstecz do owych czasów, a zwłaszcza do ludzi, których już niema, aby przypomnieć sobie, czemu oni zawdzięczali czystość swego sumienia i spokój oraz ciszę swych serc.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Bandrowski.