Wicehrabia de Bragelonne/Tom V/Rozdział I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ I.
KUSICIEL.

— Mości książę — rzekł Aramis, zwracając się ku niemu — jakkolwiek słabem jestem stworzeniem, miernego rozumu i nader nisko stojącym w rzędzie istot myślących, nigdy nie zdarzyło mi się rozmawiać z jakimkolwiek człowiekiem, abym nie poznał, pod największą nawet maską obojętności, uczuć jego i zamiarów. Ale dziś w nocy, w ciemnościach, jakiemi jesteśmy otoczeni, nie będę mógł nic z jego wyczytać twarzy, a przeczuwam, że z trudnością przyjdzie mi usłyszeć od niego słowo szczerego zaufania. Błagam cię więc, nie przez przychylność dla mnie (gdyż poddani nie powinni niczem obciążać szali, którą trzyma w ręku panujący), ale przez wzgląd na siebie samego, ażebyś każdy mój wyraz, każdą zmianę głosu mojego, w szczególnej zachował pamięci, gdyż w tak ważnych okolicznościach jak obecnie, najmniejsza na pozór rzecz może być największą w istocie.
— Słucham — rzekł książę.
— Wasza Królewska Wysokość znasz dzieje rządu dzisiejszego we Francji; król wyszedł z więzienia dziecięcego, jak i Ty. Tylko zamiast niewoli więzienia, ciemności i samotności nędznego życia, w jakie zostałeś pogrążony, musiał cierpieć nędzę, poniżenie i niedostatek, obleczony nielitościwem światłem powagi monarszej. W świetle tem najmniejsza plama wyglądała, jak brudna kałuża, chwała nawet wydawała się plamą. Król dużo ucierpiał, będzie się też mścił. Złym będzie królem!... nie mówię, że będzie przelewał krew, jak Ludwik XI-ty albo Karol IX-ty, gdyż niema do pomszczenia śmiertelnej obrazy, ale pochłonie pieniądze i majątki swoich poddanych, gdyż ma do pomszczenia swój niedostatek i nędzę. Równoważę więc tu przymioty i wady króla, a kiedy go potępiam, sumiennie moje nic mi nie wyrzuca.
Aramis zamilkł. Nie dlatego zapewne, aby się przekonać o spokoju w lesie, lecz dlatego, ażeby, nim zbierze nowe myśli, wyrazy, które wyrzekł, utkwiły w sercu słuchacza.
— Co tylko Bóg robi, wszystko czyni dobrze — mówił dalej biskup de Vannes — i tak jestem przekonany, że winszowałem sobie; iżem został wybrany do przechowania tajemnicy, którą odkryć mogłem Waszej książęcej mości. Potrzeba było Bogu, do wykonania tego wielkiego dzieła, narzędzia ostrego, i śmiałego. Tem narzędziem jestem ja. Posiadam bystrość, śmiałość i przekonanie. Rządzę tajemniczym ludem, który przyjął za hasło, hasło Boga: „Patiens, quia aeternus“.
Książę poruszył się.
— Zgaduję, mości książę, że podniosłeś głowę i że lud, którym rządzę, zadziwia cię. Nie wiedziałeś, że rozmawiasz z królem, o... mości książę, z królem ludu bardzo pokornego i wydziedziczonego, bo siła jego zależy na czołganiu się, wydziedziczonego, gdyż nigdy, nigdy w tem życiu lud ten nie zbiera plonu, jaki zasiał, ani nawet nie spożywa owoców, które hoduje. Pracując odrębnie, zgromadza on całe swe siły, ażeby z nich utworzyć człowieka, a z owoców krwawej swej pracy stwarza dla niego obłok, z którego umysł tego człowieka powinien sam utworzyć promień, jaśniejący i zdobiący koronę całego chrześcijaństwa. Oto człowiek, którego masz obok siebie. Mówiąc to, chcę powiedzieć Waszej Wysokości, że w wielkich zamiarach wyciągnął cię z przepaści i że chce z tychże samych pobudek wznieść cię nad wszelką władzę tej ziemi, wyżej nad siebie samego.
Książę dotknął lekko ręki Aramisa i rzekł:
— Mówisz mi o tem zgromadzeniu religijnem, którego jesteś naczelnikiem, a wypada z tego coś mi powiedział, że kiedy ci się podoba strącić tego, któregoś wyniósł tak wysoko, łatwo to uczynisz a dziś uczynisz, co zechcesz, z tym, któregoś wczoraj wydźwignął.
— Mylisz się, książę — odpowiedział biskup — nie podjąłbym się tej strasznej gry z Waszą Królewską Wysokością, gdybym nie miał podwójnego interesu w wygranej. W dniu, w którym będziesz wyniesionym, a będziesz nim na zawsze, wszedłszy tak wysoko, możesz odepchnąć tego, który ci pomagał wstępować, odepchnąć tak daleko, widok jego nie przypomni ci praw jego do twej wdzięczności.
— O!... panie!....
— Poruszenie to Waszej wysokości dowodzi dobroci jego serca. Chciej wierzyć wszakże, że wzdycham do czegoś więcej niż do wdzięczności i przekonany jestem, że stanąwszy u celu, osądzisz Wasza Królewska Wysokość, czy jestem godny twojej przyjaźni, a wówczas my we dwóch dokonamy tak wielkich rzeczy, że długo wieki potomne wspominać je będą.
— Powiedz mi więc pan otwarcie; czem dziś jestem i czem jutro zechcesz mię zrobić?
— Jesteś synem Ludwika XIII-go, bratem Ludwika XIV-go, i prawym dziedzicem tronu francuskiego. Umieszczając cię przy sobie, tak jak umieszczono księcia twego brata młodszego, król zabezpieczyłby sobie prawo zasiadania na tronie starszeństwem, bo chyba tylko Bóg i lekarze mogli go jemu zaprzeczyć. A lekarze wolą króla panującego, niż spodziewanego. Bóg zaś popełniłby niesłuszność, szkodząc księciu szlachetnemu i prawemu. Lecz Bóg chciał, ażeby cię prześladowano, a prześladowanie to przeznaczyło cię dziś na króla Francji. Miałeś prawo do tronu, kiedy ci go zaprzeczano, miałeś prawdo być uznanym, kiedy cię ukryto. Pochodzić musisz z krwi boskiej, kiedy jej nie śmiano przelać tak, jak krew sług twoich. Teraz spojrzyj, co Bóg zrobił dla ciebie, któregoś tyle razy obwiniał, że zapomniał o tobie, dał ci, rysy, kształt, wiek i głos twojego brata, i powody prześladowania ciebie stają się dziś powodami wyniesienia. Jutro, pojutrze, w każdej chwili nawet ty, żyjący portret Ludwika XIV-go, zasiąść możesz na tronie, a którego wola Boga używszy za narzędzie ręki ludzkiej, strąci go na zawsze.
— Pojmuję!... — rzekł książę — ale nie przeleję krwi mego brata?
— Jesteś samowładnym panem jego losu.
— I tajemnic, których używano przeciw mnie...
— Możesz użyć ich przeciwko niemu!... Cóż on robił, aby je ukryć? Oto ciebie ukrywał? ty żyjący portret jego samego, zdradziłbyś spisek Mazariniego i Anny Austriackiej. Ty, mości książę, też same masz powody ukryć tego, który podobny jest do ciebie, w więzieniu, gdy ty zasiądziesz na tronie.
— Powtarzam to, com ci książę już raz powiedział: Któż go strzedz będzie?
— Ten, kto ciebie strzegł.
— Znając tę tajemnicę, użyłeś jej pan na moją korzyść, któż ją zna jeszcze?
— Królowa-matka i pani de Chevreuse.
— A cóż one uczynią?
— Nic, jeżeli zechcesz.
— Jakto?
— Jakże cię poznają, jeżeli będziesz tak postępował, aby cię nie poznano!
— Prawda. Ale zachodzą większe jeszcze trudności.
— Jakie, książę?
— Brat mój żonaty, a przecież ja nie mogę wziąć żony mego brata.
— Ja się postaram, że Hiszpanja zezwoli na oddalenie żony, jest to bowiem interes twojej nowej polityki i moralności ludzkiej. Wszystko, co tylko jest prawdziwie szlachetnego i użytecznego na świecie, znajdzie nagrodę.
— Król uwięziony będzie mówił.
— Do kogóż będzie mówił? do murów?
— Skażę na wygnanie byłego króla — rzekł Filip — to będzie więcej ludzkiem.
— Wola króla rozstrzyga — odpowiedział Aramis. — A teraz czy dobrze obmyśliłem wszystko? I czy, podług życzeń i przewidywań Waszej Królewskiej Wysokości, rozwiązałem zadanie?
Młodzieniec milczał przez chwilę pogrążony w zadumie.
— Czy masz brata?... — spytał wreszcie.
— Sam jeden jestem na świecie — odpowiedział tenże sucho i dobitnie.
— Ależ kochasz przecie kogokolwiek na ziemi?... dodał Filip.
— Nikogo!.. Ale tak, kocham Wasza Królewską Wysokość!
Młodzieniec zamilkł, tak dalece, iż słychać było tylko oddech Aramisa.
— Nie wszystko jeszcze wypowiedziałem, co miałem Waszej Królewskiej Wysokości powiedzieć! Nie odkryłem jeszcze wszystkich zbawiennych rad i pożytecznych środków dla Waszej Królewskiej Wysokości. Nie idzie tu o to, aby błysnąć światłem przed oczyma lubiącego cień, ani bić z dział wspaniałości i przepychu w uszy człowieka, spokojnego, lubiącego spokój i cichość. Ja mam dla Waszej Królewskiej Wysokości projektowane szczęście i opowiem je; a Wasza Królewska Wysokość, co lubisz tak niebo, czyste powietrze i zieloność łąk, korzystaj z niego. Znam okolicę rozkoszną, prawdziwy raj, gdzie wolny, nieznany, pomiędzy lasami, kwiatami, żywemi wodami, zapomnisz o wszystkiem, co głupstwo ludzkie, kusiciel Boga, przedstawiło ci niedawno jako nędzny obraz. Znam w niższem Poitoux okolicę, o której istnieniu nikt nie wie we Francji! Dwadzieścia mil kraju, nieprawdaż, że to ogrom? Dwadzieścia mil, pokrytych wodą, roślinami, sitowiem, przeplatanych wyspami, pełnemi lasów; tam powierzchnie wód okrytych trzciną, jak płaszczem, drzemią spokojnie, pod uśmiechem. Niema tam ludzi, okolica ta jest dzika, niezamieszkana. Będziesz tam żył, jak człowiek w starożytności. Pan samowładny swych wyżłów, wędek, strzelb i pięknego trzcinowego domu, w obfitości i w szczęśliwym spokoju przepędzisz tam lata, a Bóg dopiero zmieni twoje przeznaczenie. Oto w tym worku jest tysiąc pistolów, to więcej, niż potrzeba, aby zakupić te bagna, więcej niż potrzeba, aby żyć tyle lat, ile ci przeznaczano dni do życia, więcej niż potrzeba, aby być najbogatszym, najwolniejszym i najszczęśliwszym z całej okolicy. Przyjm to tak szczerze i z taką rozkoszą, jak ja ci to ofiaruję. Natychmiast odprzężemy od karety dwa konie, a służący mój, głuchoniemy, zaprowadzi cię, jadąc nocą a spoczywając we dnie, aż do miejsca, o którem mówiłem. A wtedy z wewnętrzną pociechą mógłbym powiedzieć sobie, że uczyniłem Jego Królewskiej Wysokości przysługę, jaką sam sobie wybrał.
— Panie — odpowiedział młody książę — zanim powezmę decyzję, pozwól mi wysiąść z karety i, chodząc po ziemi, poradzić się głosu wewnętrznego, jaki Bóg w nas obudza wśród swobodnej i wolnej natury. Za dziesięć minut odpowiem ci.
— Uczyń to Wasza Królewska Mość — wyrzekł Aramis, kłaniając się z uszanowaniem, tak bowiem uroczysty i szlachetny był głos, który to wyrzekł.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.