Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879/18. XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1879
Pochodzenie Gazeta Polska 1879, nr 283
Publicystyka Tom IV
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 18 grudnia 1879
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1879
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


127.

Rozmyślania teatralne. Co byśmy to mieli za teatr, gdyby tak została Modrzejewska — mówił wczoraj jeden z miłośników teatru. — Wyobraźmy sobie jakąś sztukę oryginalną, w której występują: Modrzejewska, Popielówna, Derynżanka, Żółkowski, Królikowski, Rapacki, Ostrowski. Wyobraźmy sobie, że takie artystki i artyści biorą się za ręce, pracują razem, podnoszą repertuar, jak to czyniła Modrzejewska — pobudzają autorów oryginalnych, zmieniają teatr w prawdziwą świątynię sztuki; za przykładem tych słońc i gwiazd idzie na wyścigi młodsze pokolenie; teatr staje się szkołą języka, scena jedną z pierwszych scen w świecie, żywotnem źródłem inicjatywy od wewnątrz, wzorem dla innych teatrów, akademią w swoim rodzaju.
Co za sen złoty!
Obok swego dramatu i komedii mamy swoją operę... dalszy ciąg snu... Oto wieczór zimowy... Plac Teatralny płonie od świateł i czerni się od powozów; kasy już zamknięto; w przedsionkach i na foyer widać tłumy balowych strojów damskich, fraków, białych krawatów, przepyszna publiczność płynie do teatru jedną świetną rzeką. Co to takiego się stało? Oto grają nową operę miejscowego kompozytora, występują w niej: Reszkówna, Kochańska, Machwicówna, Miller-Czechowska, Mierzwiński, Filleborn, Wasilewski, Cieślewski, pierwszorzędne siły, jakiemi mało który teatr poszczycić się może. I to także akademia w swoim rodzaju!...
— Co nam pan opowiadasz? — spytano miłośnika teatru...
— Nic. Sen... Wiadomo, że sen a rzeczywistość to wielka różnica. Mówię tylko, że siły są, a że nie działają wspólnie, to doprawdy nie ich wina.
Mając siły dramatyczne nie mamy dramatu, bo brak inicjatywy, która by je skupiła, brak ożywczego jednego ducha, który by przejął się ważnością zadania i ogarnął rozproszone owe pierwiastki w imie miłości dla sztuki narodowej, w imie wielkiego jej dla ogółu znaczenia. Dla owego idealnego ducha teatr powinien być celem, nie przydatkiem, zadaniem życia, nie nudnym obowiązkiem codziennym. Siły same przez się robią co mogą; czy to na miejscu, czy z daleka myśląc o rodzimej scenie... ale brak im syntezy; nie czują się miłowane, poszukiwane, ogarniane; nie czują, że zadanie, które spełniają, jest cenione jako coś niezmiernie ważnego... czują się po prostu przydatkiem do... baletu.
— A publiczność?
— Dajcie jej pokój. Chodzi tłumnie, klaszcze ochoczo — na razie np. pragnie równie gorąco, jak na próżno, by p. Modrzejewska została, w ogóle płaci za bilety z naddatkami — i spełnia swe zadanie w zupełności.
— Więc p. Modrzejewska odjedzie?
— Dajcie jej także pokój. Odjedzie i przyjedzie. Dość się już napracowała dla sceny naszej; wpływ jej będzie trwał, a zasługi pozostaną niepożyte... Zresztą grać w trupie, która czuje się przydatkiem do baletu... Nie mówmy o tej sprawie.
— A opera?
— To właśnie jądro pytania, jak mawiał Sokrates do Alcybiadesa. Wszystko inne to tylko przydatek, nie do baletu wprawdzie, ale do kwestii głównej. Chodzi właściwie o operę. Maszyna, której nie smarują, albo skrzypi — albo ustaje. Nasza opera zacznie niedługo skrzypieć zamiast śpiewać, a wkrótce ustanie...
— Czyż nasz teatr nie daje dostatecznych dochodów?
— Daje! daje! Ileż to teatrów na świecie, które starają się o pierwszych śpiewaków i utrzymują ich, nie ma większych dochodów; ale tamte nie mają też i takich wydatków. Wystawy baletowe to droga rzecz. O mój śnie złoty o rodzimych operach, o trupie złożonej z Kochańskiej, Machwicównej, Jakowickiej, Czechowskiej, Filleborna, Mierzwińskiego, Wasilewskiego, Cieślewskiego etc., jakże pierzchasz wobec rzeczywistości!
— A rzeczywistość?
— Doprawdy, gdy sobie wspomnę, że genialny a obarczony rodziną Moniuszko brał po cztery złote od arkusza partytury, za której przepisanie musiał więcej tracić — tracę i ja wiarę w przyszłych, narodzić się mających kompozytorów.
— A co do śpiewaków?
— Nie wiem na pewno, ale podobno Filleborn brał rs 400 rocznie przez sześć lat — Wasilewskiemu sprzykrzyło się brać po trzy ruble od wystąpienia. Podobno rękawiczki więcej kosztują... Biała skórka teraz dziwnie zdrożała — więc... będziemy mieli wkrótce pożegnalny koncert jedynego basa. Cieślewski także się usuwa; Machwicówna śpiewa gdzieś w Anglii czy w Hiszpanii, Jakowicka gdzieś w Rumunii; panna Reszke w Paryżu, Mierzwiński w Paryżu... a tu... publiczność chyba wkrótce śpiewać będzie... pana Tadeusza.
Tak! tak! maszyna, której się nie smaruje, skrzypi albo ustaje...
— Przecie będziemy mieli Włochów?
— Patrzcie, a ja sądziłem, że za te pieniądze można by wybawić od głodu naszych miejscowych i posprowadzać naszych tułających się po obcych scenach... Co tu mówić: nie mamy opery!
— To pesymizm.
— Cóż tedy mamy?
— A balet?
Pesymista zmieszał się bardzo. Argument ostatni przekonał go, jak niesprawiedliwie sądził. Tak! mamy wyborny nawet balet. Kosztuje on dużo, ale i tańczy dużo. Lepiej przecie, że jest coś dobrego, niż żeby nic dobrego nie było. Ty, Talio, i ty, Melpomeno, nie zapominajcie, że Terpsychora jest waszą rodzoną siostrą, i nie zazdrośćcie jej, o córy Zeusa i Mnemozyny, że przecież gdzieś na świecie lepiej się jej dzieje, niż wam. Musagetes.

128.

Miłośnicy cnoty. Z dawnego kółka „miłośników cnoty“ z Uniwersytetu wileńskiego pozostało przy życiu jedenastu już tylko weteranów: Aleksander Chodźko w Paryżu, Józef Chodźko w Tyflisie, Ignacy Domejko w Santiago, Kazimierz Domejko, Antoni Odrowąż Kamiński, Hilary Łukaszewicz, Antoni Edward Odyniec, Ludwik Paprocki, Kazimierz Piasecki, Ksawery Turski i Hipolit Żyliński.
W Warszawie mieszka obecnie dwóch: Antoni Edward Odyniec i Paprocki, trzeciego: Adama Suzina, odprowadzono przed kilku dniami na wieczny spoczynek.

129.

Ze Świeczników chrześcijaństwa Henryka Siemiradzkiego zdjęto olbrzymią fotografię. Okaz nadesłany z Berlina do Warszawy ma przeszło 700 cali kwadratowych.

130.

Pomoc. Dotychczas na mocy ustawy z roku 1869 połowa z wnoszonej przez studentów opłaty była przelewana do kasy państwa, od roku zaś przyszłego całe wpisowe ma być oddane do rozporządzenia uniwersytetu, przez co środki pieniężne uniwersyteckie zwiększą się o kilkanaście tysięcy rubli rocznie.


131.

Składka na weselu. Na pewnem weselu w Piotrkowskiem jeden z uczestników uroczystości wniósł, by obecni na uczcie weselnej przyłożyli się do ulżenia doli nieszczęśliwych Szlązaków. Wniosek przyjęto z radością i z natychmiastowych składek zebrano rs 100, które odesłane zostały do redakcji Kuriera Codziennego. Czyn ten, ze szlachetnych uczuć płynący, zapisujemy z przyjemnością, zachęcając do naśladowania.

132.

Bibliografia polska. Katalog nowych książek wyszedł z druku i znajduje się we wszystkich znaczniejszych księgarniach miejscowych i prowincjonalnych.

133.

Onegdaj udała się do Sosnowca komisja przeznaczona do zbadania sprawy węglowej.

134.

Poezje Antoniego Pileckiego zeszyt I wyszły z druku. Są to ulotne wiersze charakteru lirycznego. Pewne maleńkie skargi, pewne mniej więcej romantyczne zajścia, położenia i gorycze życiowe, pożegnania, rozczarowania, a nawet losy ptasząt dostarczają poecie wątku, z którego rozwija się rymowana nitka. Przedmiot czerpany najczęściej z wielu złożonych stosunków życiowych, wyłącza w nich prostotę i polot na wyżyny. Wiersze takie nikogo nie zubożą, ale też nikogo nie wzbogacą, a między objawami miejskiego życia przechodzą, mimo zawartej w nich pewnej dozy talentu, jak tysiące innych... bez śladu. Należą one do działu poezji, poświęconej smutkom „błahym, wiotkim, kruchym“.

135.

Fundusz wieczysty imienia J. I. Kraszewskiego. Redakcja Tygodnika Ilustrowanego zebrała drogą składek na fundusz powyższy, przeznaczony na zapomogi dla biednych uczniów szkół warszawskich, rs. 8,400.
Szanowny jubilat w liście nadesłanym objawił życzenie, by suma ta była pomieszczona w miejscu stałego jego zamieszkania.
Stosując się do tego życzenia redakcja Tygodnika Ilustrowanego przesłała całą sumę do Drezna, gdzie Kraszewski złożył ją jako depozyt w Banku Państwa. Procent od niej będzie pobierany przez samego jubilata, lub osobę przezeń upoważnioną, dwa razy na rok, tj. 1 kwietnia i 1 października, a następnie nadsyłany do Warszawy.
Rozdzielaniem tego procentu między uczniów potrzebujących wsparcia zajmować się będą: Ludwik Jenike, redaktor Tygodnika Ilustrowanego, Franciszek Kraszewski (syn), Roman Plenkiewicz, nauczyciel gimnazjalny, i Ludwik Spiess.
Jedna rata w ilości rs 112 kop 50 została użyta na opłatę wpisu za niezamożnych uczniów.


136.

Krasicki. Wyszły z druku nakładem B. M. Wolffa Bajki i Przypowieści Krasickiego z piętnastu kolorowemi drzeworytami B. Zaleskiego i K. Pillatego.
Jest to wydanie przeznaczone dla młodocianego wieku.
Kiedyż doczekamy się takiego wydania naszego księcia bajkopisarzy, w jakiem wyszły np. bajki Lafontena, do których ilustracje robił, jak wiadomo, G. Doré?
Odpowiedź łatwa! Wówczas, gdy pieniądze i dobre chęci jakiego bogatego księgarza połączą się z ołówkiem np. Andriollego.

137.

Powieść p. Maryi Szeligi pod tytułem: Bez opieki wyszła z druku i znajduje się w obiegu księgarskim.

138.

Uczniowie Szkoły Dramatycznej p. Derynga odegrali wczoraj z powodzeniem: Starego męża Korzeniowskiego.

139.

Słowik. Śliczny głos pani Kochańskiej w takie wprawia uniesienia słuchaczów, że podczas próby z Łucji z Lamermooru artystka zasypywana była ustawicznie oklaskami przez zebranych na scenie artystów i orkiestrę.
Wypadek ten dowodzi i wyższego nad wszelkie względy zamiłowania sztuki ze strony klaszczących, i tego także, że głos pani Kochańskiej jest istotnie wyjątkowem zjawiskiem.

140.

Maryja Derynżanka cieszy się bardzo sympatycznem przyjęciem i nadzwyczajnem powodzeniem na scenie czeskiej. Národni Listy rozpisują się z zapałem o wielkiem i wstrząsającem wrażeniu, jakie na słuchaczach sprawia mowa polska.
Język nasz rozlega się tam ze sceny po raz pierwszy.

141.

Zima w mieście „przerwała się z natężenia“, jak mówią ludzie. Mrozy ustały a powietrze od kilku dni jest prawie wiosenne, śnieg na ulicach sczerniał, zmiękł i prawdopodobnie wkrótce stopnieje. Stan taki rzeczy łagodzi poniekąd sprawę węglową, która w innych warunkach mogłaby wystąpić w sposób nader ostry.

142.

Uśmiechy losu. Lubartów wygrał na ostatniem ciągnieniu loterji główną wygranę w sumie rubli 75,000.
Jedną ćwiartkę wygrał brat obywatela z dóbr Brzezina-Bychawska, drugą wygrali trzej włościanie z Lisowa pod Lubartowem i szewc, trzecią dwaj urzędnicy, czwartą emeryt.
Ciekawiśmy, czy też szewc nie przestanie szyć butów, a włościanin chodzić za pługiem. Pieniądze jak wino, zawracają nieprzywykłe do nich głowy.
Tak stało się z pewnym włościaninem w Galicji, na którego gruncie znalazła się nagle nafta.
Ubogi jak mysz kościelna człeczyna znalazł się nagle w posiadaniu czterech tysięcy reńskich.
Zakupił więc dwa wozy: na jednym z nich jeździli muzykanci: skrzypkowie, basiści etc., na drugim wódka, całe zwoje kiełbas i bogacz...
Jeździli tak dopóty, dopóki bogacz nie umarł pod ławą karczemną.
Życia starczyło mu póty, póki i pieniędzy.
Pochowano go... kosztem gminy.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.