Wesołe wakacje/Przyjazd

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Wesołe wakacje
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. 1937
Druk „Grafia“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Orwicz
Źródło Skany na Commons
Inne Całe Wesołe wakacje
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wesołe wakacje.
Na wakacje do pani Marji, matki
Pawełek uczy się od dzikiego jego mowy.
Kamilci i Madzi, które nazywano w całej okolicy „przykładnemi dzieciątkami“[1] — przyjechała siostra z mężem i dwoma synkami, Leosiem i Jankiem, oraz druga, mająca synka Jakóbka. Radość zapanowała wielka z tego powodu.

W domu pani Marji bawiła stałe przyjaciołka jej, pani Rosburgowa z miluchną córeczką, zwaną Stokrotką i Zosia Tiszini, pozostawiona na czas nieobecności swej macochy, która wyjechała zagranicę i nie dawała znać o sobie już przeszło dwa lata. Zosia była przedtem niegrzeczną, upartą i niedobrą dziewczynką, ale przebywając wciąż z łagodnemi, uprzejmemi, dobrze wychowanemi Kamilką, Madzią i Stokrotką zmieniła się nie do poznania.
Pani Marja umiała wpływ jaknajlepszy wywierać na otoczenie i wszyscy ją bardzo kochali.
Powróćmy teraz do gromadki przybyłych siostrzeńców pani Marji.
Leonek był to ładny, smukły blondynek lat trzynastu, dużo myślący o sobie, Janek o rok młodszy od niego, o wielkich, czarnych oczach, odznaczał się odwagą, stanowczością, był przytem uprzejmy i łagodny.
Jakóbek siedmioletni o włosach zwijających się w pukle, miał sprytne, wesołe oczki, różowe policzki, dobre serduszko i żywe usposobienie.
Dzieci znalazły w sobie wielkie zmiany po dwuletniem niewidzeniu. Poczęto przypominać różne figle i psoty z poprzednio spędzonych razem wakacji.
— Czy pamiętacie nasz połów motyli?
— A ta biedna żaba, umieszczona na mrowisku? wtrąciła Stokrotka.
— A ten ptaszek, którego wyjąłem z gniazdka i tak mocno trzymałem w ręku że biedactwo zadusiłem — mówił Jakóbek.
— Teraz będziemy się lepiej bawić. Musimy wymyślić coś bardzo zabawnego — wołały dziewczynki.
Zosia tylko trzymała się na stronie. Nie należała do rodziny i czuła się nieco osamotnioną. Spostrzegł to Janek i zbliżywszy się do niej rzekł serdecznym tonem:
— Nigdy nie zapomnę jak byłaś uprzejmą dla mnie podczas mego pobytu u cioci Maryni! Dwa lata temu jako mały chłopczyk nieraz bardzo dokazywałem, teraz jestem już starszy i będę się starał odpłacić za pobłażliwość na moje figle.
— Dziękuję ci, Janeczku, że pamiętałeś o sierocie! odrzekła Zosia ze smutkiem.
— Wiesz przecie, że masz w nas siostrzyczki, a nasza mamusia kocha cię jak, trzecią swą córeczkę — zawołała Kamilka.
— A my jesteśmy twymi braciszkami, dodali chłopcy przyjaznym tonem.
— Dziękuję wam wszystkim, drodzy moi, czuję się bardzo szczęśliwą mając tak liczną rodzinę, mówiła Zosia rozweselona.
— Dzieci, chodźcie na podwieczorek — wołała pani Marja, zabawiająca się z siostrami i szwagrami w salonie.
Cała gromadka znalazła się za chwilę w stołowym pokoju, napełniając go gwarem. Stół był zastawiony ciastkami i owocami. Projektowano, zajadając z apetytem, jak spędzić dzień jutrzejszy. Leon namawiał na zabawienie się w rybołóstwo, Janek chciał czytać głośno zajmującą książkę, Jakóbek zamierzał łowić motyle ze Stokrotką. Po skończonym podwieczorku dzieci pobiegły do ogrodu. Bracia zachwycali się doskonale utrzymanym ogródkiem Kamilki i Madzi.
— Brakuje tu jeszcze tylko małej chateczki do składania narzędzi ogrodniczych — zauważył Janek — a drugą wartoby wybudować, żeby w razie deszczu ulewnego można się było do niej schronić.
— Masz słuszność, ale nie potrafiłyśmy się nigdy na to zdobyć — rzekła Kamilka.
— Doskonała myśl! Podczas naszego pobytu u was obaj z Jankiem zbudujemy tu domek — zawołał Leoś z ożywieniem.
— A ja także zrobię domek dla siebie i dla Stokrotki — dodał Jakóbek.
— Co za znakomity budowniczy! zaśmiał się Leonek. Czyż ty potrafisz dać z tem radę, mój Jakóbku.
— Potrafię — zapewniał Jakóbek rezolutnie.
— Będziemy tobie pomagały — mówiła Madzia — Leoś i Janek napewno też dopomogą.
— O nie, nie życzę sobie pomocy Leonka, będzie wciąż drwił ze mnie — odparł Jakóbek.
— Czy Wasza Wysokość zechce przyjąć moją pomoc? zapytał Janek ze śmiechem.
— Nie szanowny panie — odparł Jakóbek zagniewany — przekonam ciebie, że moja Wysokość dość jest potężną, by obyć się bez twojej pomocy.
— Jakże potrafisz dosięgnąć szczytu domku, który ma nas wszystkie pomieścić? zapytała Zosia, mierząc wzrokiem jego drobną postać.
— Zobaczycie! Mam już pomysł. Powiem ci na ucho — dodał, zwracając się do Stokrotki, która wysłuchawszy go, odpowiedziała szeptem:
— Bardzo dobrze! Doskonale! Nic im nie mów, dopóki nie będzie skończone.
Dzieci obiegły jeszcze cały ogród. Chłopcy wdrapywali się na drzewa, przeskakiwali przez rowy, rwali kwiaty dla siostrzyczek. Pełno było radosnej wrzawy.
Nazajutrz miano się zabrać do budowania, do łowienia motyli, miano zarzucać wędkę, czytać, spacerować, jednem słowem całej doby byłoby zamało dla wypełnienia tych wszystkich projektów zajmującej zabawy.




  1. patrz: Przykładne Dziewczątka hr. de Sègur przekład Jerzego Orwicza, Warszawa 1928 r.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sophie de Ségur i tłumacza: Natalia Dzierżkówna.