Wesele (Odyniec)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Edward Odyniec
Tytuł Wesele
Pochodzenie Poezye
Data wyd. 1874
Druk Drukarnia Gazety Lekarskiej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WESELE.



Na zamku Kasztelana
Brzmi muzyka dobrana,
Hałas głuszy kapelę:
Puhar krąży wokoło,
Wszyscy bawią wesoło,
Prócz téj — czyje wesele.

I nie dziw! Panna Młoda
Jak róża, jak jagoda:
Jak chwast w zimie Pan Młody.
Niski, łysy, pękaty —
Lecz Starosta, bogaty,
Ojciec kazał — więc gody.

Idzie taniec — na przedzie
Pan Starosta rej wiedzie,
Za nim szlachta się wali.
Wtém „gość!“ krzyknął odźwierny,
I Towarzysz Pancerny
Zbrojno wkroczył do sali.


Kasztelan, gdy go zoczył.
Zaraz ku drzwiom poskoczył,
Pełen gniewu czy trwogi:
„Mówiłem już Acanu,
„Że ludziom jego stanu
„Za wysokie me progi!” —

— „Nie tak zbyt, jak się roi,
Gdym je mógł przejść we zbroi.”
Zimno Rycerz odpowié.
„Każdy z nas na zagrodzie
„Równy jest Wojewodzie,
„A cóż Kasztelanowi?” —

Kasztelan w wściekłym gniewie,
Co ma począć, sam nie wie,
Na nic już nie pamięta:
„Hola! szlachta Panowie!
„Kto się bratem mym zowie,
„Za drzwi tego natręta!” —

Wszyscy taniec rzucili,
Wszyscy szabel dobyli,
Słysząc gniewny głos Pana.
„Co ty? kto ty? zuchwały!
„Gdy chcesz unieść łeb cały,
„Precz z domu Kasztelana!” —

Młodzian się nie ustrasza,
Dobył wzajem pałasza,
I wstrząsając nim dumnie:

„Przez Bóg żywy! téj chwili
„Po swój łeb się nachyli,
„Kto krok postąpi ku mnie!

„Ale nie chcę uczt krwawić,
„Nie długo mam tu bawić,
„Chciałbym tylko, Panowie!
„Pannie Młodéj winszować,
„Taniec z nią przetańcować,
„I wypić za jéj zdrowie.

„Na tożem w krwawych bojach,
„W ciągłych trudach i znojach,
„Kraj piersiami zasłaniał:
„By mię lada Kasztelan,
„Waszą łaską ośmielan.
„Jak psa z domu wyganiał?” —

— „Dobrze mówi! zuch! brawo!
„Zostań z nami, masz prawo!
„Do stu djabłów magnaci! —
„Kto chce doznać jak nasze
„Wyostrzone pałasze,
„Niech łeb wzniesie nad braci!”
 
„Brawo! brawo! pójdź z nami!
„Zaprowadzim cię sami,
„Winszuj — jeśli jest czego.
„Wypijemy jéj zdrowie.
„Potém, bracia Panowie.
„Daléj nieskończonego!” —


I wnet krzycząc zuchwale,
Wiodą hurmem przez salę,
Do Kasztelanki prosto.
Zbladły drżące matrony.
Sam Kasztelan strwożony
Skrył się na bok z Starostą,

Kasztelanka struchlała,
Gdy rycerza ujrzała.
Zapłonęła i zbladła.
Chciała witać — lecz siły
Nagle ją opuściły,
Na ręce jego padła.

„Wody! octu! lawendy!”
Krzyk się rozległ wnet wszędy.
Lecz się pomoc spóźniła.
Eycerz, gdy nikt nie słucha,
Szepnął jéj coś do ucha,
Kasztelanka ożyła.

„Teraz, bracia Panowie!
„Szczerych kochanków zdrowie!” —
— „Vivant! pijmy koleją!” —
— „Kto ich dzieli dla złota.
„Niech mu niém za żywota
„Czarci gardło zaleją!” —

— „Brawo powiedział, brawo!
„Każdy kochać ma prawo.
„Wiwat śmiałość żołnierska!

„Serce sercem się płaci,
„Nikt nie wyższy nad braci.
„Wiwat równość braterska!” —

— „Héj muzyko, polskiego!
„Daléj nieskończonego!” —
Idzie taniec po sali.
Młody Rycerz na przedzie
Z Kasztelanką rej wiedzie,
Za nim szlachta się wali.

Stanął: koło młodzieńca
Tancerka się okręca,
Dłoń w dłoni, oko w oku.
Wszyscy się okręcali,
Zamieszanie na sali.
Nic nie widać w natłoku.

Znowu taniec spokojny.
Lecz gdzież tancerz ów zbrojny?
Próżno okiem go śledzą.
To figura niezwykła!
Pierwsza para gdzieś znikła.
Lecz gdzie i jak? — nie wiedzą.

Wtém podwórzec zamkowy
Zabrzmiał brzękiem podkowy.
„Pancerny porwał Młodą!” —
— „Hej! do koni! do broni!
„Kto ich pierwszy dogoni,
„Co chce, weźmie nagrodą!” —


Rzekł Kasztelan, i prosto
Z zadyszanym Starostą,
Zbiegł na dwór — już na koniu.
„Niech mych skarbów nie szczędzi.
„Kto ich pierwszy dopędzi!“ —
I puścił się po błoniu.

— „Gdzie tam! próżna mozoła!“
Ktoś ze szlachty zawoła:
„Muszą lecieć jak z procy.
„Wreście trzeba warjata,
„Za złoto gubić brata.
„Lub kark łamać po nocy!“ —

— „Dobrze mówisz, Wojciechu!“
Zawołali śród śmiechu:
„Krzywdą się nie zbogacim.
„Przebawmy tu noc całą,
„Wypijmy co zostało,
„A tak nic w tem nie stracim.“ —

Jak rzekli, tak zrobili.
A gdy wszystko wypili,
Do domu pojechali.
Starostę koń gdzieś zrzucił.
Kasztelan sam powrócił —
I już nie wiém co daléj.
1828.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Edward Odyniec.