Przejdź do zawartości

Wacek i jego pies/Rozdział czternasty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Wacek i jego pies
Wydawca Seminarium Zagraniczne
Data wyd. 1947
Druk Drukarnia św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Rozdział czternasty
LEŚNICZY I GAJOWY


Ksiądz-wikary spełnił prośbę Wacka.
Polecił chłopaka inżynierowi-leśniczemu.
Widać, zdążył szepnąć mu parę słów o Wacku.
Na pewno, bo inżynier uważnie przyglądał się chłopakowi.
— Poczekaj, niebawem przyjdzie tu gajowy Piotr Rolski — powiedział do Wacka.
Chłopak podziękował mu.
Leśniczy nagle klasnął w dłonie i zawołał:
— To jest ten twój pies, z którym za nic nie chcesz się rozstać?
Wacek się obejrzał.
Mikuś stał na progu. Przechylił swoim zwyczajem łeb na prawą stronę. Nastawił uszy i słuchał.
— To — mój Mikuś! odparł chłopak nieśmiało.
Ledwie to powiedział, jak też się zdumiał.
Mikuś był zawsze nieufny. Nieznajomym za-zwyczaj pokazywał kły. Boczył się i stale warczał nieprzychylnie.
Teraz działo się coś niebywałego.
Leśniczy, pogwizdując cicho, śmiało szedł do psa z wyciągniętą ku niemu ręką.
Przyglądał się Mikusiowi bacznie.
Mikuś ani drgnął. — Stał jak urzeczony. Nie warczał i nie marszczył pyska.
Leśniczy dotknął jego łba i karku, a potem rozchylił mu obie wargi, obejrzał kły i podniebienie.
Mikuś stał wciąż jak wryty.
Wreszcie inżynier podniósł mu łeb wyżej i zajrzał do żółtych ślepi.
Po chwili odszedł od psa i usiadł przy stole.
— Dziwne! — powiedział. — Z budowy łba i ciała, z formy kłów jest to raczej wilk niż pies domowy. Takie psisko — to skarb!
Wacek ogromnie się ucieszył i zaczął zapewniać leśniczego, że Mikuś jest mądry i dobry.
Leśniczy zaśmiał się głośno i odparł:
— No! Dobry to on jest dla ciebie, ale dla innych ludzi pozostanie zawsze dzikim wilkiem.
— Przecież pana leśniczego nie tknął? — bronił przyjaciela chłopak.
— Mnie? Mnie żaden pies nie ugryzie! Mam na to sposoby... czarodziejskie! — zaśmiał się znów leśniczy.
Patrząc na księdza, wesołym głosem dorzucił:
Niech się dobrodziej nie gorszy! Sztuk tych na-uczyli mnie nasi juhasi i bacowie z Karpat. Tam to mają sobaki dzikie ii złe! Takie, co walczą z wilkami i niedźwiedziami.
— Ja się z Mikusiem nie rozstanę! — szepnął zaniepokojony Wacek.
— A po co się rozstawać?! — zawołał inżynier. — Mój Rolski będzie mu rad. Właśnie nadchodzi.
Gajowy porozmawiawszy z księdzem i leśniczym, podszedł do Wacka i powiedział:
— Ubijemy interes, chłopaku! Żona mi niedomaga i potrzebuje pomocy i opieki w domu. Za to będziesz syty i ogrzany.
To powiedziawszy gwizdnął na Mikusia.
Pies jednak natychmiast stulił uszy i błysnął kłami.
Wacek pomyślał, że gajowy zapewne nie zna czarodziejskich sztuczek leśniczego.
Rolski był zadowolony.
— To pies, jak się widzi! Byle komu się w ręce nie da! — wołał.
— On jest bardzo mądry... — zaczął znów Wacek.
Lecz gajowy przerwał mu ze śmiechem:
— Dlatego i nie daje się, że jest mądry!
Tego samego wieczoru Wacek z Mikusiem poszli do gajówki pana Piotra Rolskiego, gajowego z puszczy państwowej.
Stała przy piaszczystej drodze leśnej, na niedużej polance.
Dookoła otaczał ją las — czarny o tej godzinie i tajemniczy.
Świeciło się okienko od strony ogrodzonego podwórka.
Na tle nieba czerniał żuraw studni.
Jak gdyby od niechcenia, głucho poszczekiwał pies, niewidzialny w ciemności.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.