Władczyni lodu (Andersen, przekł. Mirandola)/Nowiny kota pokojowego

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Hans Christian Andersen
Tytuł Władczyni lodu
Pochodzenie Baśnie
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegner
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Concordia
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Iisjomfruen
Źródło skany na Commons
Inne Cała baśń
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ ÓSMA.
NOWINY KOTA POKOJOWEGO.

— Proszę, oto jest rzecz, której pan chciał! — rzekł Rudi, stawiając w pokoju młynarza wielki kosz. Gdy go odkrył, wyjrzała głowa ptaka o żółtych, czarno obramionych oczach, które połyskiwały dziko, a dziób rozwierał się do kąsania. Szyja młodego orła była czerwona i pokrywał ją brunatny, rzadki puch.
— Złapałeś go? — krzyknął młynarz.
Babeta wydała również okrzyk i cofnęła się, niezdolna odwrócić oczu od orlęcia i śmiałka, który go przyniósł.
— Dokazałeś swego! — rzekł młynarz po chwili.
— A pan dotrzymasz, jak zawsze, słowa! — odparł Rudi.
— Czemuż u licha nie skręciłeś karku?
— Bo trzymałem się mocno! Czynię to dalej i nie puszczam Babety.
— Nie masz jej jeszcze! — powiedział młynarz i roześmiał się, co było, jak wiadomo, dobrym znakiem.
— Wyjmijmy naprzód orlę z koszyka. Wytrzeszcza na nas oczy, aż ciarki przechodzą. Gdzież złapałeś tego potwora?
Rudi opowiedział wszystko, a oczy słuchającego młynarza stawały się coraz to większe.
— Będąc tak odważnym, możesz przy swojem szczęściu wyżywić trzy żony! — powiedział w końcu.
— Dziękuję serdecznie! — zawołał młodzieniec.
— Ale Babeta jeszcze nie twoja! — oświadczył młynarz, klepiąc poufale po ramieniu młodego myśliwca.
— Czy znasz ostatnią nowinę? — spytał kot pokojowy, towarzysza kuchennego. Oto Rudi przyniósł nam młodego orła i chciał go wymienić na Babetę. Potem pocałował ją przy ojcu, co się równa oficjalnym zaręczynom. Stary nie fikał wcale, schował pazury, odprawił popołudniową drzemkę, oni zaś siedzą sobie na kanapie i gadają. Myślę, że nie skończą do samych świąt Bożego Narodzenia.
I rzeczywiście nie mogli się dość nagadać. Nastała jesień, potem zima, śnieg spiętrzył się w górach, mróz powiększył znacznie wspaniały pałac Władczyni Lodu, strojąc go w girlandy i filary, drzewa przybrały białą szatę, ona sama jeździła po śnieżnych rozłogach, a Rudi siedział ciągle w młynie i rozmawiał z Babetą. W lecie miało się odbyć wesele, a wszyscy tyle o niem mówili, że huczało w uszach. Babeta promieniała, piękna i świeża jak wiosna, której z dnia na dzień wyglądali wszyscy.
— Pojąć nie sposób, — rzekł kot pokojowy — jak mogą tak ciągle siedzieć pochyleni nad sobą. Jednostajne ich miauczenie drażni mnie niewymowmie!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Hans Christian Andersen i tłumacza: Franciszek Mirandola.