Ulicą i drogą/Bałwan ze śniegu
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bałwan ze śniegu |
Pochodzenie | Na klawiszach miejskiego bruku |
Wydawca | Księgarnia F. Hoesicka |
Data wyd. | 1928 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pewnego — jak to mówią — pięknego poranku,
Gdy mamusia i tatuś raczą wreszcie orzec,
Że, choć mróz, jednak wolno wyjść nam na podworzec,
Narodzisz się, wyśniony śniegowy bałwanku.
Ubierzemy się w ciepłe szubki i pończoszki,
Że nam i mróz stokrotny szkody nie wyrządzi;
Rękami (w rękawiczkach ze sierści wielbłądziej)
Śnieg ugniatać będziemy, jak z ciasta pierożki.
Potem zaczniemy tulać owe śniegu bryłki,
Sklejać, zbijać je z sobą — wesoło, radośnie —
Aż z nich nakoniec kula ogromna urośnie,
Której nie podołają już nasze wysiłki.
A w ślad za nią wnet druga kula się potoczy
Nieco mniejsza i gładsza, jak kula od kręgli;
Wsadzimy ją na tamtę, wetkniem parę węgli:
Będą to twoje usta, nos, uszy i oczy.
Staniesz tak uroczyście pośrodku podworca —
A w ręce twe, co smutno na piersiach się splotły,
Włożymy ci kawałek wyszarganej miotły,
Iż rzekną, że wyglądasz jak drugi dozorca.
Krzywo na ciebie patrzeć będzie pan Walenty,
Aż nakoniec, za jego namową pokątną,
Woźnice magistraccy precz cię stąd uprzątną,
Zanim cię tchnienie wiosny rozkruszy na szczęty.
1927