Tysiąc dziwów prawdziwych/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Tuwim
Tytuł Tysiąc dziwów prawdziwych
Wydawca Towarzystwo wydawnicze "Rój"
Data wyd. 1925
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Nr. 12 BIBLIOTECZKA Nr. 12
HISTORYCZNO - GEOGRAFICZNA



JULJAN TUWIM
TYSIĄC DZIWÓW
PRAWDZIWYCH
Nie kłamać —
bawiąc.
Nie nudzić —
ucząc.


T-wo Wyd. „Rój“, Warszawa, Kredytowa 1.
Konto czek. P. K. O. 9880.






Trzeba było, zaiste, benedyktyńskiej pracy, aby zgromadzić z toku dziejów tyle faktów prawdziwych, tyle „dziwów“, jak to czyni p. Tuwim. Tyczą one prawodawstwa, bogactwa i zbytku, osobliwości wyznaniowych, wojskowych i wojskowości, smakoszostwa, próżnostek, chorób i lekarzy, alkoholu, cudów techniki, miast, mieszczuchów i magistratów, trafów przeróżnych i osobliwości, krajów i obyczajów.
Zaiste — sędziwa jest mama — ludzkość. A śmieszności i bezeceństwa trzymały się jej również dobrze w wieku dziecinnym, jak w podeszłym.

Redakcja.


PRAWODAWSTWO.

W czasach obecnych prawa obowiązujące, uchwalane przez parlamenty, są naogół wynikiem kompromisu między teorją sprawiedliwości, potrzebami praktycznemi — a interesami partyj. Dlatego to nie zadawalają często żadnej z zainteresowanych stron. Bywa, iż przygotowywane są z taką starannością, że niepodobna dojść do ostatecznego rezultatu. Komisja przedwstępna, mająca usamowolnić chłopa rosyjskiego, zapełniła swemi rozważaniami 24 foljały. W kraju o najnowocześniejszem prawodawstwie, w Nowej Zelandji, projekt prawa o ubezpieczeniach na starość dysputowany był w 1400 przemówieniach! Niekiedy i ta nadmierna gruntowność nie zda się na nic. Niemieckie prawo o stowarzyszeniach było od r. 1872 zmieniane 25 razy!
Wiadomo powszechnie, iż posłowie, „ojcowie narodu“, wynagradzani są wszędzie wcale pokaźnie (z wyjątkiem Anglji) za pomocą djet. Deputowani Kanady korzystają ponadto ze specjalnego przywileju: otrzymują w podarku od państwa piękny, skórą obity, kufer. Niejednemu parlamentowi, a zwłaszcza naszemu sejmowi, przydałby się przepis, zamieszczony w konstytucji księstewka Lichtenstein. Opiewał on, iż prawo biernego wyboru przysługuje wyłącznie obywatelom, którzy odznaczają się... „spokojnem usposobieniem“.
Nieskończoną jest ilość praw, spłodzonych w ciągu wieków. W Anglji, gdzie się je konserwuje i przestrzega ze specjalną pieczołowitością, t. zw. księga statutów zawiera ich półtora miljona, mieszczących się w 40 foljałach. Car Mikolaj I miał istną manję prawodawczą. Rocznie wydawał przeciętnie 850 ukazów — nierzadko wielce drobiazgowych. Tak np. jeden z tych nakazów zezwalał najmiłościwiej naczelnemu lekarzowi marynarki na palenie na ulicy...
Zwyczaje prawne rozmaitych ludów i epok wydadzą się nam dzisiaj bardzo osobliwe. Tak np. prawo frankońskie przewidywało zawarcie małżeństwa ze zmarłym narzeczonym i rozwód po śmierci małżonka. Podobnie chińskie prawodawstwo zezwala na śluby pomiędzy żywymi i umarłymi. A ileż jest praw przestarzałych — szanownych tylko ze względu na ich początek, gubiących się w grubych mrokach dziejów. Obłudna Anglja np. po dziś dzień nie zna legalizowania dzieci nieślubnych. Niezłe kwiatki znajdziemy zwłaszcza w epoce absolutyzmu. Prawo sardyńskie z r. 1825 dopuszcza do nauki czytania i pisania tych tylko, którzy będą mogli się wykazać majątkiem conajmniej 1500 lirów. Despotycznym też był paragraf 788 pruskiego prawa krajowego, który matkom i mamkom groził chłostą, o ileby ważyły się one wziąć nocą do łóżka dzieci poniżej dwu lat.
Prawodawstwo wnika niekiedy w najintymniejsze szczegóły życia prywatnego, — i bywa bardzo dokuczliwe. W Stanach Zjednoczonych nietylko wprowadzono powszechną prohibicję (raczej na papierze, zresztą), ale niektóre Stany zabroniły ponadto sprzedaży tytoniu i tabaki w jakiejkolwiek formie. Biedni palacze! Tu troska o zdrowie i higienę współobywateli wydaje się za daleko nieco posunięta. Ale cóżby powiedziały nasze domorosłe emancypantki, gdyby zaprowadzono w Europie prawodawstwo japońskie, które nakazuje, iżby każda matka obowiązkowo karmiła dzieci swoje?
Te natomiast prawa, które wydają się nam zdobyczą naszej dumnej cywilizacji, spotykamy niekiedy u plemion pierwotnych. Tak np. dziki lud Kamerunu, Anjani, posiada u siebie rodzaj prawa ochronnego autorskiego w zastosowaniu do kompozycji tanecznych.
Co kraj, to obyczaj. W Guatemali np. (Środkowa Ameryka) nie jest łatwą rzeczą prowadzenie procesu. Według tamtejszego kodeksu nie jest karane krzywoprzysięstwo, o ile ma miejsce we własnym interesie świadka. Jakież dopiero curiosa znaleźć można w dawnej Rosji (a zapewne i w obecnej). Gdy pierwszy fonograf zawitał do państwa „białego cara“, został on zniszczony z urzędu, a ten, kto odważył się go wystawić, skazany został na grzywny i trzy miesiące więzienia.
Także Anglja, dzięki przywiązaniu swemu do tradycji, nie wiele pod tym względem ustępuje. Za królowej Elżbiety — a zatem w epoce Szekspira — za wybranie gniazda sokolego groziła kara śmierci. Romantyczny przywilej pewnego szkockiego kowala z Gretna—Green dawania ślubów — wygasł dopiero 40 lat temu. Ostatni kowal, który wykonywał to prawo, umarł dopiero w r. 1872. Jeszcze w stuleciu XIX palono i łamano kołem, a w Meklenburgji prawo chłosty skasowano dopiero w r. 1871.

BOGACTWO I ZBYTEK.

Bogactwo, którem się gardzi, zbyt często przypomina owe przysłowiowe „zielone“ winogrona z bajeczki o lisie. Z ręką na sercu — wszyscy chcielibyśmy być bogaczami i potajemnie zazdrościmy tym, którzy nimi są.
Posiadłości ziemskie, zwłaszcza latifundia, są najpewniejszem, najsolidniejszem bogactwem — pomnażającem się samo przez się, niemal bez pracy właściciela. Posiadłości te, gromadzone przez wieki w ręku zasobnej szlachty, dochodzą niekiedy do wręcz nieprawdopodobnych rozmiarów. Jedna z rodzin arystokratycznych w prowincji brandenburskiej, v. Arnim, posiada np. 76 342 ha. Ale jest to miniatura wobec takich dóbr ks. Thurn i Taxis, które wynoszą ni mniej ni więcej tylko z górą 1200 km, a zatem przewyższają swym rozmiarem z jakie dwa księstwa przedwojennych Niemiec. Pewna Szwedka, która wyszła za mąż do Danji, p. Faderstetter Sparr, wniosła swemu mężowi 610 folwarków chłopskich, co stanowi przestrzeń olbrzymią. Do ks. Schwarzenberga, jednego z największych magnatów dawnej Austrji, należała prawie jedna trzynasta całych Czech. Angielska arystokracja poszczycić się może niemniejszemi posiadłościami. Ks. Sutherland w samej Szkocji ma 5498 km. kw. Wiadomo powszechnie, że lwia część cennej ziemi, na której stoi Londyn, należy do kilku ledwo lordów. O wspaniałości tych dóbr i ich rozmiarze dać może pojęcie szczegół, iż park w Woburn Abbey, posiadłości ks. Bedford, okolony jest murem wysokości 3 m., który posiada długość 4 mil. Latifundia te nie mogą się jednak równać z dawnemi. Przed rewolucją francuską posiadał ks. Orleanu domeny, które obejmowały 3 do 4-ch departamentów obecnej Francji. Z byłych dynastyj największym posiadaczem ziemskim był car, który już w 17 stuleciu posiadał na własność 50 tysięcy folwarków wraz z pańszczyźnianemi chłopami.
T. zw. „martwa ręka“ rozporządza również ogromnemi szmatami ziemi. Do „Santa Casa“ w Loreto należy 252 wsi. W Ameryce wielkie stowarzyszenia skupiły olbrzymie przestrzenie. Do nich należy np. Canadian Pacific Railway, która pomimo parcelacji i bezustannej cząstkowej sprzedaży, ma jeszcze do zbycia jakie 400.000 ha.
Niespodzianką nie dla jednego będzie fakt, iż multimiljarderzy amerykańscy, jak Morgan i Rockfeller, będąc wprawdzie najbogatszemi jednostkami świata — nie posiadają jednak największego majątku. Z olbrzymią fortuną rodziny Rothszyldów i oni nie mogą się mierzyć. Ale nie tylko finansiści są bogaczami. Kmiotkowie też zabiegają o swoje. Tak np. chłop węgierski, Władysław Toth, pozostawił w spadku 40 miljonów guldenów.
W czasach dawnych istniały łatwiejsze sposoby dojścia do majątku: grabież, zwłaszcza w czasie wojny. Gdy w 1293 Aladyn oblegał miasto Gradiri, zażądał jako okup (który mu też złożono): 15 tysięcy funtów złota, 25 tysięcy funtów srebra, — a ponadto jeszcze widocznie dla swego haremu 175 funtów pereł i 75 funtów djamentów. Dochody monarchów i w czasach późniejszych były olbrzymie. Napoleon III np. otrzymywał rocznie 60 miljonów franków. W Rzymie starożytnym cesarz Augustus dziedziczył rocznie w formie zapisów, legatów i podarunków 70 miljonów sestercyj. I książęta Kościoła nie mogą się uskarżać na brak dochodów. Każdorazowy ks. biskup Wrocławia otrzymuje blisko 100 tysięcy dolarów rocznie.
Lepiej jeszcze sytuowani bywali muzycy, którzy zdobyli powodzenie, a zwłaszcza tenorzy i wirtuozi. Mistrz Paderewski, ofiarny obywatel, posiada fortunę. Caruso i Richard Strauss (doskonały bussinesman) zarabiali — przed wojną! — miljony. Lecz żaden bodaj z muzyków nie był tak łapczywy na pieniądze, jak Rossini. Kazał on sobie płacić w Londynie za każde przyjęcie zaproszenia na herbatę... 50 gwinei. Najgorzej dzieje się naogół literatom, chociaż i oni — z czasem — stają się niekiedy, zwłaszcza we Francji, posiadaczami zamków, obszernych włości, no i — aut. Maeterlinck, właściciel pięknej willi na Riwierze, kupił niedawno zamek w środkowej Francji. Goethe natomiast (i jego spadkobiercy) otrzymali za całą twórczość genjalnego poety tylko 865 555 marek — niezła, zresztą, suma, jak na swoje czasy.
Najzyskowniejszym jednak interesem to być współwłaścicielem towarzystwa akcyjnego, dobrze prosperującego. Tow. diamentów Premier od r. 1904 dawało swym członkom 400 proc. dywidendy, akcjonarjusze min Callao otrzymywali w ciągu lat 15—1400 proc. dywidendy. Niekiedy — szczęśliwym trafem — zrobić można fortunę w sposób najbardziej przypadkowy, a zatem najbardziej niezasłużony. Tak np. główna wygrana pruskiej loterji klasowej padła dwa razy na ten sam numer: 39093, a w Huaca de Toledo odnaleźli Hiszpanie skarb, składający się z posążków zwierzęcych, ulanych z czystego złota — conajmniej wartości 700.000 dukatów.
Lecz nic równać się nie może z upodobaniem kobiet do zbytku. Słynna Lucrezia Borgia otrzymała w wyprawie 200 koszul, z których każda — dzięki swym koronkom — warta była 200 dukatów. I dziś jeszcze — na wielkich festynach — noszą na sobie kobiety całe majątki — zwłaszcza w biżuterji. Księżna Pless posiada sznur pereł, składający się z dwóch tysięcy sztuk, mierzący 7 m długości — bodaj najdłuższy w świecie. Zmarła cesarzowa Czuhsi nosiła często pelerynkę, naszytą 3500 pereł.
Zbieranie osobliwości — dziwactwo bogaczy — pochłonąć może majątki. Na jednej z licytacyj New-Yorku pewien Amerykanin kupił jedwabny dywan perski z moszeji z Ardibil za 350.000 dolarów! Lecz jakże niewinny jest ten wybryk wobec zamiłowania bibljofilskiego maharadży z Alwaru, który kazał sporządzić pewną księgę świętą z malowidłami na złotem tle. Arcydzieło to kosztować miało... 400 tysięcy dolarów. Niejedno państwo europejskie chętnie przyjęłoby księgę tę w podarunku, aby móc wzmocnić i ustalić swój budżet.

OSOBLIWOŚCI WYZNANIOWE.

Ciekawą jest rzeczą zestawienie rodzajów pisma, używanego przez poszczególne religje w ich księgach świętych. Chrześcijanie piszą, jak wiadomo, z lewa na prawo, buddyści — z góry na dół, muzułmanie, jako następcy i kontynuatorowie semitów, — z prawa na lewo. Interesująca jest też polityczna geografja religji. Większość mahometan znajduje się pod władzą państw chrześcijańskich, a jakie 20 miljonów żyje w Chinach. Wszystkie zrzeszenia wyznaniowe zjednywują sobie prozelitów, z wyjątkiem — żydów. W Portugalji, która jest krajem o najmniejszej ilości żydów, liczba ich — w ilości 1200 — nie ulega zmianie. Żydostwo nigdzie nie jedna sobie wyznawców z wyjątkiem zupełnie rzadkich i pojedyńczych wypadków, potwierdzających regułę. Tak np. ludność pewnej nadbrzeżnej wsi rosyjskiej o nazwie Priwolin — przeszła zbiorowo na wiarę mojżeszową. Naogół jednak liczba izraelitów raczej się zmniejsza — dzięki małżeństwom mieszanym i chrztowi.
Olbrzymie natomiast jest rozprzestrzenienie się buddyzmu. Szczyci się on tem, że zawiera 84.000 poszczególnych nauk. Święta jego księga — na której nauki te są oparte — Pithyakattyan, zawiera 592.000 wersetów. Ewangelja zachowała się w 1270 odpisach rękopiśmiennych, a istnieje pozatem 288 rękopisów z komentarzami. Łatwo sobie wyobrazić, że wobec takiego ogromu materjału nie było dla Kościoła zadaniem najłatwiejszem ustalić Jej tekst ostateczny. Jest Ona przetłomaczona na 400 języków i w ciągu jednego roku 1906 sama środkowo-europejska agencja Brytyjskiego Towarzystwa Biblijnego sprzedała 826.000 egzemplarzy, zaś Biblja protestancka drukowana w niemieckiem mieście, Halle, odbita została w tysiącznym nakładzie!
Gorliwość religijna, pozbawiona uczynków, jakżeż często, niestety, pozostaje martwa! Jerzy II, ks. Hessen, od 19-go roku życia przeczytał Pismo św. 28 razy w przeróżnych językach, co mu nie przeszkodziło wydać nieskończoną ilość wyroków śmierci. Nie może się on jednak mierzyć z takim Benedyktem Capow, który Biblję przeczytał od deski do deski 53 razy. Bywają na tym punkcie dziwaczne, chociaż nieszkodliwe, manje. Tak np. niejaki Jakób Chryzostom Iselin przeliczył litery tłomaczenia Pisma Św., dokonanego przez Lutra (wraz z apokryfami). Otrzymał w rezultacie pokaźną liczbę: 3.566.480. Kto inny (Martinus Borrhäus) obliczył według swego widzimisię ilość złych duchów na 2.665.866.746.664! Pewien przezorny pastor niemiecki (i matematyk jednocześnie) — obawiając się powrotu barbarzyństwa — obliczył datę Świąt Wielkanocnych z góry na 22.000 lat! Jak wielka jednak różnica zdań panuje naogół wśród protestantów, za dowód posłużyć może fakt, iż protestanckie misje w Chinach nie mogły się porozumieć, jak ustalić wspólne obowiązujące słowo na chińskie określenie — Boga.
Wśród pogan istnieją najdziwaczniejsze przepisy religijne. Kaplanem plemienia Massajów może być wyłącznie osobnik jednooki. Na skutek tego, wielu ojców dzieciom swym wybija jedno oko, aby umożliwić im w przyszłości osiągnięcie tej najwyższej godności. Lecz każde wyznanie posiada pradawne utrzymywane przepisy, których znaczenia nie pojmujemy już dzisiaj. Tak np. w Sevilli (Hiszpanja) trzy razy na rok odprawia się mszę jakby taneczną, przyczem szesnastu chłopców w staroświeckich ubiorach tańczy przed ołtarzem. Jest to zapewne zabytek średniowieczny. W Santiago (Ameryka Południowa) jest rzeczą przyjętą podczas Wielkiego Tygodnia odwiedzić w ciągu jednego dnia wszystkie 80 istniejących kościołów, w Meksyku zaś zwyczajem jest obdarowywać się w Wilję — rzodkiewkami. Są to, oczywista, miejscowe zwyczaje ludowe, nic nie mające wspólnego z przepisami Kościoła. Bardzo też dawny zwyczaj zachowywany jest w klasztorach: wszyscy przyjmujący posiłek siedzą po jednej stronie stołu i potrawy podawane są poprzez stół. Inne zwyczaje związane są z przepisami samego obrządku. W wielkie święto muzułmańskie, Kurban Bajram, w świecie mahometańskim zarzyna się conajmniej z sześć miljonów baranów. Ktoś, należący do pewnego wyznania, nie powinien nigdy szydzić z obyczajów innego. Jeśli chrześcijanom wydaje się bardzo dziwnem, że żydzi w świątyni swej obowiązkowo nakrywają głowę, cóżby dopiero powiedzieli o mahometańskiej sekcie Mozabitów, której członkowie, wchodząc do moszeji, zdejmują — spodnie?
Niechrześcijańskie wyznania (z wyjątkiem mojżeszowego) uprawiają po dziś dzień składanie żywych ofiar. W małpiej świątyni w Benaresie codziennie ofiarowuje się bogini Kali około 200 kóz; co więcej, w dzień głównego święta w Nepalu zarzyna się na cześć bożyszcza blisko 100 tysięcy kóz i kilka tysięcy byków! I niechrześcijańskie religje zachowały także zwyczaj pielgrzymek. Wedle praw Proroka niezliczone tysiące pątników udają się rok rocznie do Mekki, Świętego miasta mahometan, celem uzyskania zaszczytnego tytułu „hadżiego“. A cóż dopiero Indje! Świątynia Dżaganat bywa zwiedzana dziennie przez (przeciętnie) 50 tysięcy wiernych, a w dni wielkich świąt liczba ich dochodzi nawet do 300 tysięcy. Dodać trzeba, że pielgrzymów nie jest w możności zrazić żadna przeszkoda i żaden trud. Mahometanie 7 razy obiegają wkoło czarny kamień Kaaby — opuszczony na ziemię, według ich wierzeń, przez archanioła — a pielgrzymi, udający się do świątyni w Amarze (w Kaszmirze — Azja), położonej na wysokości 14.000 stóp, ostatni odcinek drogi w ciągu całego dnia odbywają nieubrani — niezależnie od tego, czy są to mężczyźni, czy kobiety.

WOJSKOWI I WOJSKOWOŚĆ.

Wojna w czasach dzisiejszych jest olbrzymią organizacją techniczną przedewszystkiem. Ukryte jej powody często są natury ekonomicznej: jest rzeczą charakterystyczną, że bogata i ruchliwa pod względem handlowym Anglja epoki wiktorjańskiej prowadziła dwadzieścia z górą wojen. Dzisiaj wojna nie jest już zmaganiem się jednostek. Dawniej natomiast bardzo zważano na dobór ludzi — wojowników. Elita armji rzymskiej — oddział Pretorjanów cezara — składała się z mężczyzn conajmniej 172 cm. wzrostu. Najwyższymi żołnierzami w Europie byli w czasach nowożytnych werbowani po wszystkich krajach, niekiedy przemocą lub podstępem zwabiani, — gwardziści króla pruskiego. Wszystkim wiadome jest też zamiłowanie Augusta II, króla Polski i Saksonji, do olbrzymów. Nie mogliby oni jednak żadną miarą rywalizować z gwardją przyboczną króla plemienia afrykańskiego Ruanda, imieniem Msinga, która składała się wyłącznie z wojowników o pokaźnym wzroście dwóch metrów. Mężczyźni bowiem tego wzrostu wśród ras białych należą do rzadkości. Jest rzeczą ciekawą, że przedstawiciele rasy romańskiej pod względem wielkości ustępują naogół germanom. Tak np. kirasjerzy przyboczni króla włoskiego musieli być rekrutowani prawie wyłącznie z pośród półgermańskiej ludności Friaul‘u.
Jakżeż maleńkie wobec dzisiejszych masowych armij wydają się nam armje starożytne! Potęga, jaką rozporządzał Aleksander Wielki, podbijając Azję, nie przewyższała nigdy 40.000. Wojska, z któremi Wielki Fryderyk zdobył Śląsk, nie były większe od dzisiejszej jednej dywizji piechoty. Jest bardzo rzadkiem natomiast wydarzeniem w czasach nowożytnych fakt taki, jak zajęcie miasta Pretorji — w r. 1877 podczas anektowania Transvaalu przez Anglików — przez oddział, złożony raptem z 25 ludzi.
Ileż życia ludzkiego kosztowały dawne wojny, które wsławiły imiona wielkich dowódców! Prusy w roku śmierci Fryderyka II posiadały armję, na którą składało się z górą 3 proc. wszystkich jej mieszkańców. A jakież sumy pochłaniały wojny! Fryderyk, który, jak nikt, potrafił koszty prowadzenia wojny przerzucić na przeciwnika, za samą jednak wojnę siedmioletnią zapłacił 153.880.205 talarów, sumę, jak na owe czasy, olbrzymią. Gdy Stany Zjednoczone uporczywie tępiły dzikich Indjan na Florydzie — twierdzono, iż każdy zabity przeciwnik kosztuje państwo 10.000 dolarów. Nawet wojna wygrana kosztuje fortunę. Tak np. podczas wojny niemiecko-francuskiej w roku 1870/71 ludność Niemiec ofiarowała dobrowolnie 56 miljonów marek złota, ale też wzamian za to ściągnięto kontrybucji — 5 miljardów franków.
Zwycięstwo zawarte jest w nogach, — powiedział ktoś. Wielki wódz tatarów, Tamerlan, który spustoszył pół znanego podówczas świata, zawdzięcza niepojęte swe zwycięstwa szybkości, z jaką poruszały się jego hordy. Tak np. przebył on w ciągu 5 miesięcy w okolicach, całkowicie pozbawionych dróg, — 2000 km. Przywódcy urządzają się niekiedy wygodniej, chociaż wielcy wodzowie, jak Napoleon, zawsze dzielą trud swych żołnierzy. Pewien angielski generał natomiast swój bagaż osobisty umieścić kazał na 300 wielbłądach, które ciągnęły za armją.
I kraje cierpią bardzo pod ciężarem wojny. Pewien generał w wojnie trzydziestoletniej, Adam v. Pfuel, spalić kazał 800 wsi czeskich. Wszyscy mamy w pamięci barbarzyńskie puszczenie z dymem Kalisza. W wojnie republiki Peru przeciw reszcie państw Południowej Ameryki wszyscy mężczyźni od lat 16 do 65 powołani byli pod broń. Pozostały wreszcie same kobiety — w koszulach ledwo — i te ciągnęły armaty. Powstanie t. zw. Taiping w Chinach pozbawiło życia ponoć koło 20 miljonów ludzi. Ale do niedawna jeszcze mała stosunkowo ilość ludzi ginęła przez samą broń. Do roku 1866 liczba żołnierzy, zmarłych od zaraz, większa była od tych, których zabił wróg. Walka bronią ręczną należy do przeszłości. Dzięki temu np. na jakie 400 wystrzałów karabinowych liczy się przeciętnie ledwo jednego ranionego. Przed wielką wojną — w wojnie rosyjsko-japońskiej: na sto rannych umierało przeciętnie trzech. Ale bywają na wojnie rzeczy gorsze jeszcze od śmierci. Podczas powstania w kolonji niemieckiej, t. zw. „Południowo-Zachodniej Afryce“, 5 proc. wojsk kolonjalnych dostało pomieszania zmysłów. Do tego niewątpliwie przyczynić się musiał klimat, zgubny dla europejczyków.
Chociaż przeznaczenie siły zbrojnej tak bardzo poważne jest i szczytne, często przez wielkich panów i monarchów — zwłaszcza w. XVIII — uważana była ona za zabawkę, mającą na celu zaspokoić ich kaprysy. Do rosyjskiego pułku gwardji litewskiej przyjmowani byli dawniej np. tylko ospowaci, a car Paweł I, znany ze swych dziwactw, w pułku swego imienia tolerował wyłącznie żołnierzy o nosie zadartym — gdyż mógł się nim poszczycić. Natomiast samowolny i despotyczny Mikołaj I wpadł raz na pomysł zaopatrzenia całej swej kawalerji w spodnie, wyrabiane ze skóry wydry, co spowodowało doszczętne niemal wytępienie tego zwierzęcia. Jak wiele wogóle osobliwości znaleźć można w umundurowaniu dawnych zwłaszcza armij! Tak np. jedynie generałowie w wojsku pruskiem mieli „przywilej“ noszenia czarnych spodni. Do r. 1840 w armji angielskiej wzbronione było noszenie wąsów, — potem ni z tego, ni z owego, zostały one wprowadzone. Może nie każdemu wiadomo, że rosyjskim rekrutom nie wolno było nosić binokli, a tylko okulary. Ostatni Kurfirst hesseński, imieniem Wilhelm, nakazał urzędnikom swym i oficerom tak wygolić wąsy i baki, by, razem wzięte utworzyły literę: W.
W państwach o nieustalonych stosunkach wewnętrznych także wojsko składa się z najrozmaitszych czynników. W armji Stanów Zjednoczonych, w wojnie Stanów Północnych przeciwko Południowym, t. zw. secesyjnej, a prowadzonej w celu zniesienia niewolnictwa — istniał pułk „kabaretowy“, złożony ze śpiewaków teatrzyków, kompanja fryzjerów i kompanja, złożona ze starych kawalerów. Bardziej jeszcze operetkowe stosunki panują niejednokrotnie w południowo-amerykańskich i afrykańskich państwach. Kawalerja paragwajska w Assuncion zupełnie przypominała pruskich dragonów z tą maleńką różnicą, że brakło jej koni. Jeszcze zabawniejszy jest oddział „kawalerzystów“ w Monrowji, stolicy republiki murzyńskiej Liberji. Jest to bowiem państwo, na którego całej przestrzeni niema ani jednego — konia. Ale nie powinniśmy się uśmiechać z politowaniem. Toż nie tak dawno jeszcze podczas manewrów angielskiej armji terytorjalnej konie do artylerji pożyczano — z wyprzęganych omnibusów.

O POTRAWACH I PRZYSMAKACH.

Jedzenie wpływa nietylko na stan zdrowia, ale i na usposobienie człowieka. Wiedzą o tem dobrze dyplomaci, którzy z reguły prowadzą stół wykwintny i urozmaicony.
Pożywienie nasze nie składa się jednak z tak wielkiej ilości czynników, jak bylibyśmy skłonni przypuścić, przypatrując się ze ślinką, cieknącą do ust, wystawie w sklepie z delikatesami. Ilość roślin, służących nam do odżywiania, nie przekracza 1000 gatunków, — nie jest to wiele w stosunku do ich ogólnej liczby. W przyrządzaniu wszelkich środków spożywczych obowiązuje pewne prawo: roślinne substancje powiększają się podczas gotowania, zwierzęce — zmniejszają się. Mleko jest najgłówniejszem pożywieniem rodzaju ludzkiego; wraz z rosołem, wygotowanym z mięsa, ma ono tę pożyteczną właściwość, iż bywa natychmiast strawione. Naogół — przechodząc do świata zwierzęcego — więcej ludzi żyje z ryb, niźli z mięsa ssaków i ptaków. Narody germańskie przekładają naogół mięso, w ściślejszem znaczeniu tego słowa, ponad ryby. Japończycy przeciwnie: jedzą więcej ryb, nawet na surowo. W całej Japonji bije się rocznie jakie 170.000 wołów, t. zn. pięć razy mniej, niż w samym Berlinie. Tak samo narody romańskie więcej lubią ryby od swoich pobratymców. W Portugalji sztokfisz zwany jest „o fiel amigo“, wierny przyjaciel — a mianowicie gospodyni. Jest to tanie i łatwo dostępne pożywienie, co łatwo pojąć, zważywszy, że na samej ławicy New-Fundlandzkiej (Ameryka Północna) łowi się ich rocznie około 300 miljonów!
Krajem, gdzie jada się najwięcej mięsa — jest Anglja. Jeszcze za czasów Henryka VIII (w. XVI) było mięso: cielęce, wołowe, baranie i wieprzowe — zwykłem pożywieniem biedaków, jako tańsze od chleba. Dziś jeszcze w Serbji np. mięso wołowe kosztuje (funt) kilka groszy, masło natomiast jest zbytkiem.
Środki odżywcze tego samego rodzaju mogą — zależnie od gatunku — być mniej lub bardziej cenne, nietylko ze względu na smak, ale również — na odżywczość. Rozmaite gatunki mięsiw zawierają różne ilości wody, przyczem cielęcina np. zawiera jej 79 proc. Pożywność ryb jest naogół znaczna z powodu fosforu (substancji tworzącej kości), którego zawartość w nich dochodzi do 2 proc.
Mięso szczupaka zawiera dwa razy niemal tyle wody, co śledzia, lecz tylko 1/34 jego tłuszczu. Jest rzeczą osobliwą, że miękka ostryga zawiera więcej substancji pożywnych od najlepszego mięsa wołowego i wieprzowego, zwykle jednak, niestety, nie waży więcej nad 10 g. Mięso świń, zbyt forsownie tuczonych, zawiera niekiedy tak wiele wody, że nie nadaje się do sporządzania wędlin. Chleb też zawiera czasem znaczny procent wody, który można dowolnie zwiększać kosztem jego pożywności. Figi uważane są za trzy razy pożywniejsze od chleba. Także banan jest b. pożywny, zawierając, gdy jest ususzony, 70 proc. cukru. Najgorzej przedstawia się nasz poczciwy ogórek (i bliski kuzyn jego: melon), gdy zawiera prawie samą wodę — a mianowicie 99,5 proc.
Nie jest rzeczą zdecydowaną, czy można się zupełnie obejść bez pożywienia mięsnego, jak to propagują jarosze. Uczeni twierdzą, iż dorosły mężczyzna musiałby dziennie spożyć 10 kg. kartofli, lub 15 kg. owoców — gdyby niemi wyłącznie chciał pokryć zapotrzebowanie białka swego organizmu. Wszystkim ludziom jednako nieodzowna jest sól, i to we wcale znacznej ilości. Roczne zapotrzebowanie soli u jednostki ocenia się przeciętnie na 7,5 kg. Na szczęście jest sól stosunkowo tania, i uchodzi już za dowód wielkiej nędzy, jeśli ktoś nie może sobie pozwolić na sól do kartofli. Dziękujmy Bogu, że w Polsce, która szczyci się swemi kopalniami w Bochni i Wieliczce, coś podobnego zdarzyć się nie może.
Zużycie masła jest cechą dobrobytu danego kraju: Anglja wwozi rocznie przeszło 210 miljonów kilogramów masła, głównie z Danji, kraju rolniczego wyłącznie i mleczarskiego, która ma znów największe zapotrzebowanie margaryny, t. zn. masła roślinnego. Lecz pod względem spożycia masła nawet Anglja rywalizować nie może ze Stanami Zjednoczonemi, a zwłaszcza z Australją, gdzie przeciętnie na jednego mieszkańca wypada ¾ funta dziennie. Paryż w ciągu dnia zjada 10.000 królików (najpopularniejsza potrawa u Francuzów), a w całej Francji ginie ich rocznie (w garnkach) — aż 80 miljonów! Co kraj, to obyczaj — powtarzamy raz jeszcze. W Ameryce Północnej np. zjada się 40 razy więcej kukurydzy na osobę, niźli w Europie. Zużycie cukru także uchodzić może za oznakę stanu gospodarczego danego kraju. Dużo daje do myślenia fakt, iż w Ameryce przypada na jednostkę 81 funtów rocznie, a np. w Niemczech przedwojennych — ledwo 38. Pewien statystyk obliczył, że w gospodarstwach, których budżet roczny wynosi 2 i pół tysiąca dolarów rocznie, zużycie cukru wynosi przeciętnie: 286 funtów, natomiast w gospodarstwach o 200 dolarach — raptem 9 f. Ma to, zresztą, tylko zastosowanie do krajów cywilizowanych: polinezyjczycy natomiast, tak dorośli, jak dzieci, nie znoszą słodyczy. Ogromne zapotrzebowanie w Stanach Zjednoczonych cukru, (w znacznej części wydobywanego ze trzciny cukrowej) świadczy dobitniej o ich bogactwie, niźli nieprawdopodobna wręcz ilość zjadanych tam ostryg: mianowicie 450 miljonów litrów, gdyż zważyć trzeba, że są one tam bardzo tanie, chociaż u nas — słusznie — uchodzą za zbytek. Podobnie Francja jest krajem, w którym ostrygi należą do codziennego pożywienia, i niepodobna wyobrazić sobie Wilji w Paryżu, na której zabrakłoby ostryg. Najlepsze zresztą ostrygi, hodowane w Anglji, w słynnej Whitstable-Company, nie są wcale prawie wywożone na kontynent, a zachowywane dla wyspiarskich smakoszy. Produkuje się ich rocznie — dobre bowiem gatunki ostryg hodowane są na specjalnych ławicach — około 12 miljonów. Istnieją wprost specjaliści od ostryg, którzyby bez nich nie potrafili się obejść. Tak np. marszałek napoleoński, Junot, zjadał ich na jednem posiedzeniu i to przed śniadaniem — nie mniej, niż 300 sztuk. Ale nawet ta zbytkowna potrawa jest w możności dać utrzymanie niejednemu: tak np. w sezonie w Londynie z górą 6000 kobiet żyje z samego otwierania ostryg.

PRÓŻNOSTKI.

Dziwnem jest, że ludzie, którzy pysznią się z niezliczonych powodów, najbardziej dumni są z tego, co jest ich najmniejszą zasługą: swem pochodzeniem, możnością wylegitymowania się, dwudziestoma np. pokoleniami przodków. Jakgdyby pochodzenie nas wszystkich nie gubiło się w mrokach czasów, jakgdybyśmy wszyscy nie wywodzili się od pierwszego na ziemi człowieka, lub, jeśli kto woli, Adama. Pewien arystokratyczny ród francuski szczyci się tem, że istniał już za czasów potopu, co dałoby się twierdzić o całym rodzie ludzkim, a nawet mieszkańcy Nowego Lądu, Amerykanie, dają bardzo wiele za to, aby móc się wywieść od pierwszych zaoceanicznych przybyszów. Sułtan Jahory uważa się za potomka Aleksandra Wielkiego, cesarz japoński potrafi wyliczyć swych przodków przez 123 generacje wstecz, a genealogja jego sięga 2000 lat; nie wolno jednak zapominać, że w tym wypadku naturalne następstwo niejednokrotnie uzupełniane było przy pomocy adoptacji. Wielki zdobywca mongolski, Tamerlan, jeszcze był ściślejszy: na grobowcu jego wyszczególnione jest jego drzewo rodowe, sięgające Adama. Książęta rosyjscy, Bagrationowie, mogliby rywalizować z samym mikadem: ród ich wywodzi się od królów partyjskich, którzy z kolei pochodzą ze starożytnej Judei.
Monarchowie, dla zaznaczenia swego pochodzenia, zwykli się otaczać złożonym ceremonjałem. Księżniczka krwi za ancien regime‘u (panowania dynastji Burbonów przed wielką rewolucją) miała przydzielone do swego „boku“ w dzień swych narodzin — osiem dam dworu. Na dworze ostatniego cesarza Brazylji, Dom Pedro II, bardzo skądinąd skromnym, para cesarska jadać mogła tylko sam na sam, a, kiedy monarcha wyjeżdżał na spacer, nie wolno było nikomu siąść koło niego. Po śmierci króla Francji wdowa po nim obowiązana była sześć tygodni spędzić w łóżku, nie widząc światła dziennego. Małżonka zmarłego cesarza niemieckiego musiała aż do śmierci chodzić w bieli — i nie wolno jej było powtórnie wstępować w związki małżeńskie. Najgorzej działo się córkom cesarza chińskiego: pomimo zamążpójścia nie wolno im było mieć dzieci.
Tak jest, ceremonjał, dający tyle przywilejów, nie bywa zawsze łatwy. Suknia ślubna ks. pruskiej Doroty, córki pierwszego króla Prus (z zezwolenia Polski), Fryderyka I, ważyła centnar, a ornat, jaki miał na sobie cesarz „rzymsko-niemiecki“, Józef II podczas opisanej przez Goethe’go koronacji, ważył 130 funtów. Podczas koronacji król angielski nie musi się zbytnio duchowo wysilać, mając do powiedzenia wszystkiego 33 słowa — natomiast czoło jego przytłacza korona, ważąca kilka kilo i wysadzana 3093 drogiemi kamieniami.
Im bardziej na wschód — tem większa cześć dla ceremonjału. W Rosji przedwojennej podobizna cara wisiała w każdym niemal lokalu, a do pokoju, gdzie się znajdował ów portret, wolno było wchodzić tylko z obnażoną głową. W Japonji odwrotnie do niedawna jeszcze podobizna Mikada uchodziła za zbyt świętą, aby mogła być zawieszona na widok publiczny w państwowych urzędach. Ilość „galówek“ w Rosji była niezliczona. Zwyczaj ten sięga Katarzyny II. która kazała obchodzić, jako święta, wszystkie dni, odnoszące się do niej — i to nietylko rocznicę swych urodzin, imienin, wstąpienia na tron i t. p., ale i dzień, w którym jej... szczepiono ospę. W tem istnieje wyraźne pokrewieństwo z przesadą Bizancjum. Najdalej jednak w tym kierunku poszedł wspomniany już kilkakrotnie Tamerlan, który, zasiadając na tronie, używał, jako podnóżka, jednego ze swych niewolników — i to zawsze świetnego rodu.
„Niebieska krew“ długo bardzo nie chce rezygnować z przysługujących jej, a przedawnionych, prerogatyw. Tak np. w dawnem królestwie Hannoweru (zaanektowanem przez Prusy po wojnie r. 1866) — w połowie ubiegłego stulecia, a zatem na długo po wprowadzeniu do miasta oświetlenia gazowego, damy, szlacheckiego pochodzenia, na znak swej godności kazały przed sobą nosić wieczorem latarnie, jak w dawnych dobrych czasach lektyk i pudrowanych peruk. Czyż zadziwi nas wobec tego, że jeszcze w 17-ym wieku zastanawiano się w Niemczech z całą powagą, czy dziecko pochodzenia rycerskiego może być chrzczone w tej samej wodzie, co dziecko z ludu.
Istniały jednak kraje, w których nie tak trudno znów było o nobilitację. W królestwie Sardynji każdy, kto zasadził 20.000 oliwek, otrzymywał tytuł hrabiego. Samowolny tyran, cesarz Tyberjusz, wsławiony swemi okrucieństwami, potrafił być jednak przy okazji łaskawy dla swoich poddanych: pewnemu człowiekowi z plebsu nadał tytuł kwestora za to, że tenże w ciągu niewielu godzin wypróżnił całą amforę wina, obejmującą jakie 24 zwykłych naszych flaszek. Po dziś dzień napotkać można podobne wybryki. Pewien szewc niemiecki, który prezydentowi Mexyku dostarczył sztuczną nogę, za przysługę tę otrzymał szarżę pułkownika. Nieświetnie przedstawiać się musi widocznie armja meksykańska.
Tytuły na dworach królewskich jakżeż często schlebiają dworakom! Stary parlament francuski miał specjalnego dostarczyciela róż, który zwał się pompatycznie „rosier de la cour“. Jeszcze za panowania Ludwika XVIII, a zatem w pierwszych dziesiątkach lat w. XIX, bibljotekarz Akademji, Petit—Radel, pełnił urząd... kosztującego oficjalnie wiśnie. Rzadki tytuł! Ale kat w Königsbergu mógł się aż do lat sześćdziesiątych minionego wieku pochwalić rzadszym jeszcze w czasach humanitarnej naszej cywilizacji — mianowicie był on królewsko-pruskim katem! Tytuł ten należałby się raczej takiemu majorowi Preusskierowi, pogromcy Kalisza, lub temu, kto spalił Louvain.

O LEKARZACH I CHOROBACH.

W naszej epoce lekarze nie noszą już zewnętrznych oznak swej godności. Za czasów zaś naszych pradziadów doktorzy, aby odróżnić się od zwykłych śmiertelników, nosili przy sobie laskę trzcinową ze złotą gałką — echo dawniejszej epoki, kiedy to lekarz w przedziurawionej gałce miał zioła lecznicze, a zapach ich miał go chronić od miazmatów chorób, z jakiemi się stykał. Poza Europą (i Ameryką) tkwi medycyna nierzadko jeszcze w grubych przesądach; tyczy się to zwłaszcza chińczyków — nie dziwota też, że na grobowcu chińskim obok imienia nieboszczyka umieszcza się często nazwisko jego lekarza, który go na tamten świat wyprawił. W Japonji dzisiejszej i lekarze są na wysokości cywilizacji. Ale nie od tak dawna. Gdy w r. 1894 zachorowała obłożnie teściowa cesarza Mutushito (zmarłego przed wojną) — wezwano do niej nie mniej nad 423 lekarzy — tuziemców, którzy, po odbytem konsyljum, oświadczyli, że powodem tej choroby jest zaprowadzenie w kraju... kolei żelaznych.
Choroby, które koszą ród ludzki, podległe są często prawu perjodyczności. Przymiot za dni naszych stał się mniej straszny, a w średniowieczu szalejąca dżuma — czarna zaraza — przestała dziesiątkować narody europejskie. W latach 1347—48 wymarła na dżumę ¼ całej owoczesnej ludności europejskiej. Pozostawiła ona pozatem dziwne zjawisko: ludzie, którzy rodzili się po zarazie, przychodzili na świat tylko z 22—24 zębami. Na wschodzie po dziś dzień straszna ta epidemja — roznoszona, jak wiadomo, przez szczury — pociąga za sobą liczne ofiary. Na początku ubiegłego stulecia zmarło na zarazę w samym mieście Tunisie (Afryka Północna) 130 tysięcy ludzi. W Hong-Kongu (Chiny), kolonji administrowanej wzorowo przez anglików, ginie rocznie z jakie 1200 osób zadżumionych. Wogóle kolebką tej zarazy — jak wszystkich innych — zdaje się być Azja. W Europie zdarzają się już tylko sporadyczne wypadki, zwłaszcza w miastach portowych, do których zawijają zamorskie okręty. Podobnie ospa, niegdyś groźna choroba, nie grozi nam już dzisiaj. Najlepszym dowodem skuteczności szczepienia ochronnego jest fakt, że podczas wojny francusko-pruskiej w r. 1870—71 ze szczepionych żołnierzy niemieckich zmarło raptem na ospę — 260, z nieszczepionych natomiast francuzów — 23.000.
Termin „tuberkuloza“, oznaczający gruźlicę, chorobę po dziś dzień czyniącą spustoszenia zwłaszcza wśród ludności miast europejskich, stworzono dopiero w r. 1837. Jest rzeczą ciekawą, że rasa czarna, murzyni, są jakoby ubezpieczeni przed suchotami — przynajmniej piersiowemi. Nie da się to powiedzieć o przymiocie, który niszczy wiele niecywilizowanych ras (maorysi w Australji, indjanie w Ameryce i t. p.), ale nie oszczędza on także narodów kulturalnych. W Rosji przed wojną istniały całe wsie, w których 80% ludności było zarażonych. Wspaniały wynalazek prof. Ehrlicha uwolni, miejmy nadzieję, ludzkość od tej plagi.
Zabiegi chirurgiczne ratują dzisiaj tysiące ludzi przed skutkami zapalenia ślepej kiszki. Do niedawna była to choroba niemal nieuleczalna. Pomimo to pomiędzy latami 1903—07 zmarło na nią — wedle sporządzonej statystyki — większa ilość ludzi, niż na jakąkolwiek inną. Podobnie — rzadziej jeszcze — niezawsze daje się uratować operacją chorego na raka. Choroba ta, której źródło po dziś dzień nie zostało wykryte dokładnie, pociąga za sobą rocznie z jakie 50.000 ofiar ludzkich. Ale państwa i światli lekarze, stosując hygienę i ciągle udoskonalając swą wiedzę, tępią bezlitośnie tych największych wrogów człowieka. Dziś jeszcze we Włoszech istnieje z jakie 90.000 km. kw. malarycznych, t. zn. ⅛ część całego kraju. Ale ulegają one stopniowemu osuszeniu, które niszczy zarodki tej choroby. Poza tem chinina, środek niezawodny, zabija tę malarję. Dość wspomnieć, że mieszkańcy siedmiu gmin na wybrzeżu Wenecji zużywają rocznie 33.000 kg. tego zbawiennego lekarstwa! Geniusz nie złoży broni, póki nie upora się z zarazami.

CUDA TECHNIKI.

Możliwości techniki są nieograniczone. To, co dzisiaj wydaje się ostatecznym rezultatem w dziedzinie pewnych wynalazków — bywa jutro zastąpione czemś większem lub doskonalszem. Dlatego, być może, cuda techniki, o których zamierzamy wspomnieć, z natury rzeczy nie będą zupełnie aktualne, i wystarczy, aby uważny czytelnik wspomniał o ostatnich „nowościach“ z tej dziedziny, o których donoszą dzienniki — o wspaniałym np. rozwoju radiotelefonu — aby dane nasze odsunęły się w cień.
Przy słowie „technika“ zwykle przychodzi nam na myśl przemysł, w którym znajduje ona największe swe zastosowanie. Jedną z potężniejszych gałęzi przemysłu wszechświatowego jest przemysł żelazny. Zużytkowywał on rocznie (przed wojną) z jakie 130 miljonów ton rudy żelaznej (1 tona = 1000 kg.). Także zapotrzebowanie innych surowców jest olbrzymie. Jest rzeczą charakterystyczną, że w samej Europie zużywa się rocznie na wyrób zapałek około 5 miljonów centnarów drzewa (1 centnar = 50 kg.). Niemcy „konsumowały“ rocznie około 2 miljardów metrów sześciennych gazu świetlnego. W coraz znaczniejszym stopniu uczymy się wykorzystywać skarby i siły natury. „Czarodziej“ współczesny, wielki Edison, od roku 1868 do 1909 podał o zatwierdzenie 1300 wynalazków, które pragnął opatentować. Cały olbrzymi przemysł elektrotechniczny zawdzięcza mu swe powstanie.
Współczesna technika pracuje za pomocą ogromnego aparatu. Kilka cyfr, podanych na chybił trafił, najlepiej to zilustruje. Ameryka posiada rury, przeprowadzające naftę, które obejmują w sumie 130.000 km.! Przemysł posługuje się siłami tytanicznemi. W urządzeniach silnikowych New-York Edison Cy. znajduje się turbogenerator o sile 30.000 H. P., zużywający dziennie 400 t. węgla. Pewien młot parowy w Stanach Zjednoczonych opada z siłą, wytworzoną przez ciężar 113.400 kg. na „kowadło“, ważące 30.400 kg. W pewnej saskiej przędzalni istnieje warsztat długości 23 m., na którem przędzie się sztuki o szerokości 18 m. W niemieckiem mieście przemysłowem, w Krefeldzie, sporządzono transmisję długości 46 m., do której zużytkowano skórę z ośmiu wołów. We Freibergu znajduje się komin wysokości 140 m. i ważący 5.400.000 kg. Ale i on nie może się mierzyć ze swoim „kolegą“, znajdującym się oczywiście w Ameryce, a mianowicie pod Greatfalls. Mierzy on sobie z górą 154 m. a u dołu średnica jego wynosi 24,7 m. Ameryka może się także poszczycić największym gazometrem świata, zawierającym 16 miljonów metrów kub. gazu. Maszyny są nietylko szybsze, ale i dokładniejsze od ludzi. Można odlewać kule taką dokładnością, że między niemi — między największą i najmniejszą różnica nie będzie przekraczała ⅟200 mm. Istnieją warsztaty mechaniczne, wytwarzające obuwie, które najdokładniej naśladują chwyty ręki ludzkiej, ale znacznie przewyższają ją w akuratności wykonania. Trudno jest uzmysłowić sobie szybkość maszyn. Piły, szlifujące djamenty, robią 4000 obrotów na minutę. Igła maszyny do szycia udoskonalonej jest w stanie w miękkich materjach czynić 3 do 4 tys. ukłuć, t. zn. z jakie 30 razy więcej od doskonałej szwaczki. Maszyna do wiązania sieci w ciągu 10 godzin potrafi spoić 2.400.000 oczek, t. zn. tyle, ile 300 rybaków. Cóż to jednak znaczy wobec współczesnego warsztatu w przędzalni, który w ciągu jednego dnia jest w możności wykonać tyle pracy, ile pilna prządka w ciągu lat — 40! Za pomocą odpowiedniego przyrządu jeden robotnik może dziennie nabić gwoździami 100 skrzyń. Inna maszyna w ciągu 10 godzin pokrywa klejem 250.000 arkuszów na koperty, inna znów w ciągu tego samego czasu potrafi sporządzić ¾ miljona pastylek miętowych. W hucie szklanej jedna tylko maszyna wykonywa dziennie 15.000 flaszek, w drukarni państwowej w Niemczech w ciągu dnia wykonywano miljon kart pocztowych, ważących przeszło 60 centnarów, a jeden z szybkich telegrafów był w możności podać w ciągu godziny do 160.000 słów.
Do cudów współczesnej techniki należy niewątpliwie specjalizacja fabrykacji i fabrykatów. Pewna fabryka niemiecka wytwarza 1800 rozmaitych rodzajów... korkociągów. Z kości zwierzęcych wydobyć można 35 różnych produktów. Kolor zielony w farbach malarskich wytwarza się w 400 odcieniach. W fabrykacji papieru sortowane już szmaty muszą być ponadto podzielone na 30 gatunków. Fabrykacja zegarków wymaga 24 różnych czynności. W pewnej amerykańskiej fabryce obuwia para męskich zwykłych kamaszy przechodzi z rąk do rąk 371 robotników. Oto czem jest specjalizacja!
Przytoczymy jeszcze przy końcu kilka ciekawych charakterystycznych szczegółów. Słynny krawiec paryski, Paquin, „król mody“, zużywa w magazynach swych, rocznie 22.000 km. nici jedwabnych — ileż więc sporządza tualet? Młyn pod Corbeil miele dziennie 14.000 centnarów mąki, Pacific Coast Lumbec Company w Vancouver‘ze (Kanada) może dziennie w tartakach swych spiłować 50.000 m. drzewa, a znana firma kinematograficzna Pathe Freres, produkowała dziennie 70 km pasm filmowych. Cóż jednak cyfry te znaczą wobec powojennych, a zwłaszcza amerykańskich! Uwielbiany przez świat cały Charlie Chaplin, niesamowity „król humoru“, zużywa dla sporządzenia jednego filmu — a zatem dla prób tylko — nie mniej nad 3000 km. filmu!

MIASTO.

Jakżeż wielka jest droga od pierwszego na ziemi wystąpienia człowieka do pierwszego stałego osiedlenia się jego, a stąd znów — do założenia pierwszego miasta! Przedhistoryczne (pod Torralbą w Hiszpanji wykopane) osiedle strzelców, polujących ongi na słonie, jest bodaj najstarszem znanem w Europie. Najstarszem, istniejącem jeszcze miastem, jest zapewne Mzehet na Kaukazie, który już na 2000 lat przed narodzeniem Chrystusa był stolicą Gruzji. Powstała ona po Memfisie (Egipt starożytny), ale przed Babilonem, i długo już istniała wtedy, kiedy zniknęły z powierzchni ziemi Sodoma i Gomorra, co najprawdopodobniej wydarzyło się koło r. 1750 przed Chr. Jednakże — jeśli nie jako miasto — to w każdym razie jako osiedle starszy jest jeszcze Akropol w Wan (Armenja), który uważany jest za najstarsze, stale zamieszkane miejsce na ziemi. Lecz któż wie, któż wspomina o tych miastach? W rozgłosie ich i znaczeniu nie decyduje wiek. Starożytne i sławne na świecie całym są: Jerozolima, Rzym i między niemi — pod względem wieku — położone Ateny. Głośnem po wszystkie wieki pozostanie maleńkie Betleem, które wydało Zbawiciela, „najdrobniejsze z miast pomiędzy księstwami Judei“, w którem, zresztą, już od czasów cesarza Hadrjana nie mieszkał ani jeden żyd. Ateny po wielu wiekach poniżenia na nowo stały się stolicą królestwa, a ostatnio republiki helleńskiej. Rzym nie przestał nią być nigdy, chociaż przez czas krótki groziło mu, iż otrzyma współzawodnika. Mianowicie w r. 1870, po zajęciu Rzymu przez wojska zjednoczonego królestwa włoskiego, powstał osobliwy pomysł, aby dla uniknięcia komplikacji, wybudować nowy Rzym w odległości 15 km od dawnego. Wprawdzie plany budowy były już wygotowane — ale jakoś zreflektowano się jeszcze na czas.
We wszystkich częściach świata znajduje się wiele starożytnych miast. Kioto od r. 793 do 1808 było bez przerwy japońską rezydencją. W Europie stare miasta znajdujemy głównie w krajach zdobywanych i kolonizowanych przez Grecję starożytną i Rzym. Inne zawdzięczają swe powstanie samodzielnym wysiłkom danych ludów. Praga np. jest miastem starodawnem, i już za czasów św. Wojciecha była ona centrem tamtoczesnego międzynarodowego handlu niewolnikami. Któż z nas wie o tak sensacyjnym i pochlebiającym nam fakcie, że mały Kalisz wspomniany już był w geografji Ptolomeusza, pierwszej powagi starożytności?
Wiele miast dawnych pogrzebanych jest dziś pod gruzami, tych miast, które same powstały na gruzach starszych jeszcze od siebie; tak działo się np. z mityczną Troją, odgrzebaną w końcu ubiegłego stulecia na wybrzeżach Azji Mniejszej — na jej miejscu znajdowała się niepozorna uboga wioska. Cóż stało się ze wspaniałościami takiej Anuradhapury, starożytnej królewskiej rezydencji Cejlonu, która zajmowała ponoć olbrzymią przestrzeń 400 km. kw.? Bór nieprzebyty wybujał na jej miejscu! Gdzież że są grozę i postrach budzące: Niniwa i Babilon? Pompeja pogrzebana jest warstwą gruzów, dochodzącą do 6—6 i pół m., a dzisiejsza Jerozolima wznosi się na warstwie, która w niektórych miejscach dochodzi do 30 m. grubości! Wiele dawnych świetnych miast straciło na znaczeniu. Urocze Amalfi, dzisiaj odwiedzane już tylko przez turystów, liczyło dawniej 50.000 mieszkańców, dzisiaj — zaledwie 6000!
A jakież różnice klimatyczne panują między miastami ziemi! Najbardziej bodaj na północ wysunięty syberyjski Werchojansk cóż może mieć np. wspólnego z Bombajem, także położonym przecież w Azji (Indje), w którym jednakże nawet w porze „zimowej“ konie tramwajowe zaopatrzone są w małe kapelusiki, celem ustrzeżenia ich przed porażeniem słonecznem. Zdolność przystosowania się człowieka jest prawie nieograniczona. Ludzie nietylko mieszkają stale w krainach, gdzie przez pół roku panuje noc, a przez cały rok wieczyste lody i śniegi, jak np. w Islandji (której stolica, Reyjkjavik, jest najbardziej północnem miastem Europy) lub nawet w Grenlandji (Ameryka Północna), gdzie znajdujemy plemiona Eskimosów i kilku ludzi rasy białej, Duńczyków, poławiaczy fok i wielorybów, ale człowiek jest w możności nawet mieszkać stale w mieście, w którem w ciągu roku zachodzą ogromne skoki temperatury. W takiem Duason-City, mieście poszukiwaczy złota, termometr podnosi się latem do + 35° C, w zimie opada do — 57° C. Dziwna wyda się nam wioska w Irkucku (miasto zesłańców na Syberji, tak dobrze znane Polakom), podczas której panują temperatury 20⁰ — 30⁰ poniżej zera — jednakże siła promieni słonecznych jest w strefach tych tak ostra, że w południe, od strony słonecznej kapie woda z dachów. Każdemu dzisiaj wiadomo, że izotermy, warunkujące poniekąd klimat, zupełnie inaczej przebiegają, aniżeli stopnie szerokości geograficznej i dlatego nikogo nie powinno zadziwić, że taki Alger (półn. Afryka), znacznie bardziej na południe położony, niźli Palermo, stolica Sycylji, mimo to co zima ma kilka dni mroźnych. Istnieją miasta z miłym i niemiłym klimatem: w Payta siedem lat mogą nie padać deszcze, gdzieindziej, np. w Brukseli, ludzie na świat już przychodzą — jak mówią żartem — „w kaloszach i z parasolem“. W mieście tem bowiem przez ⅔ roku pada deszcz. Największe opady mają bodaj pewne okolice Indyj, najsuchszem miastem jest — Aden, kolonja angielska w Arabji, nad morzem Czerwonem, „wrota do Indyj“. Jest rzeczą ciekawą, że zbiorniki na wodę deszczową, która opada tam niemiernie rzadko, ale wtedy już w postaci olbrzymiej ulewy, budowane były jeszcze w starożytności przez Ptolomeuszów i do dziś dnia są w użyciu, zlekka tylko wyreparowane przez Anglików. Jest to jedyne „źródło“ wody życiodajnej w Adenie. Dziwaczny klimat posiada stolica Kalifornji, San-Francisco. Najgorętszy miesiąc w tem mieście równy jest naszemu majowi, najchłodniejszy — kwietniowi, a zatem nie bywa tam nigdy prawdziwie zimno, ani ciepło.

TRAFY I RÓŻNE OSOBLIWOŚCI.

Ileż jest nazw, ileż faktów, przez nikogo nie podawanych w wątpliwość, ileż zdarzeń przyjmowanych ślepo na wiarę — a polegających jednakże na pomyłce lub na figlach przypadku! Któż wie np., iż „wierzby“ ze starego testamentu, na których wedle psalmu 137 żydzi w niewoli babilońskiej zawiesili swe harfy, w rzeczywistości były... topolami? Któż uprzytamnia sobie, iż Morze Czarne ma wody jaśniejsze od jakiegokolwiek innego morza świata, lub że na Guadeloupe‘ie (posiadłość francuska na Antyllach) niżej położona część lądu zwie się „grande terre“, wyższa natomiast — „basse terre“? Flasza „lejdeńska“ wynaleziona została nie, jakby należało przypuszczać w mieście tego imienia w Holandji, lecz w miasteczku niemieckiem, Kammin. Powszechnie będące (przynajmniej do niedawna) w użyciu i wszystkim gosposiom doskonale znane t. zw. stearynowe świece są naogół wyrabiane z... parafiny. Gdyby się nagle spytać kogoś, jak wyglądają wewnątrz pokłady węgla położone na Spitzbergu (archipelag na północ od Norwegji), mało kto odpowiedziałby, że są one... białe jak śnieg. Szyby bowiem węglowe są tam całkowicie pokryte delikatnemi kryształkami lodu.
Teraz kilka osobliwości z dziedziny nauk ścisłych. Mało kto wie np., iż z punktu widzenia wiedzy waga pewnego przedmiotu nie jest wartością stałą: mianowicie przedmiot ów, ważony na równiku lub w jego okolicach, ważyć będzie mniej, niż w naszej szerokości geogr. Jest też rzeczą interesującą, że np. kilogram mosiądzu, ważony w powietrzu, zdaje się lżejszy o 90 miligramów od takiego samego kilograma platyny. Magnes, ważony na wadze zwykłej (a zatem nie magnetycznej) wykazuje rozmaity ciężar, zależnie od tego, w jakim kierunku zwrócone są jego bieguny; nawet kształt pewnego ciała (w znaczeniu fizycznem) ulega zmianie, zależnie od tego, czy pozostaje ono w spoczynku, czy podlega pewnemu ruchowi. Odróżniamy zatem kształt „geometryczny“ ciał (czyli stały) i „kinetyczny“ (czyli ruchomy).
Przejdźmy następnie do pewnych dziwnostek z dziedziny przyrodniczej. Czyż nie jest np. zastanawiające, iż w bogatej literaturze opisowej Greków i Rzymian nigdzie nie jest wspomniane zjawisko tak powszechne, jak „świecenie morza“ (wywołane, jak stwierdziły ostatnie badania, fosforyzacją drobnych żyjątek morskich). Świat starożytny znał wprawdzie sardele, ale nie znał naszego pospolitego... śledzia. Przejdźmy do najbogatszego działu osobliwostek historycznych. Dzisiaj nie możemy sobie wyobrazić świątyni chrześcijańskiej bez dzwonów, w pierwszych natomiast chrześcijanach dzwony budziły odrazę. Wybór papieża, czyli t. zw. konklave, odbywa się, jak już sama nazwa wskazuje, przy drzwiach zamkniętych — jednakże od r. 1146 do r. 1268 odbywało się mimo to przy drzwiach... otwartych. W r. 1595 ukazało się w Dreznie rozporządzenie, które wzbraniało zwykłemu ludowi... użycia chusteczek do nosa. Za panowania Filipa III jedynym „towarem“ wywozowym Hiszpanji były rozporządzenia króla, który, na mocy pozwolenia papieskiego, zezwalał swym poddanym w kolonjach spożywania jaj i mleka podczas postu za zapłatą jednego peso. Czyż nie jest jeszcze dziwniejsze rozporządzenie rady szanownego miasta Norymbergi, która stanowiła, iż podatki nie mogą być pobierane od obywateli pod przymusem, i że, co najwyżej, opieszali mają być w razie śmierci chowani nie w godnych trumnach, ale w trumnach, przeznaczonych dla hołoty?
Nie wolno nigdy zapominać, iż to, co nam się wydaje dziwaczne i osobliwe, współczesnym wydawało się naogół zupełnie normalne i godziwe. Nie wiemy np., czy ktokolwiek z Anglików roześmiał się na wiadomość o tem, iż pierwszą mumję, jaka przywieziona została w granice Anglji, urząd celny obłożył grzywną dość znaczną, gdyż uznał ją za... fabrykat. Nauki przyrodnicze zaliczone były w planie nauczania, ułożonym przez Józefa II (II połowa XVIII w.), do... „rozrywek“. W tych czasach także w Polsce — za króla Stasia — wiele wierszy i pism poważnych wychodziło pod tytułem „zabaw pożytecznych“. Wielki Fryderyk wzbronił dowozu do państwa swego czekolady i, co więcej, polecił chemikowi, Markgraf‘owi, sporządzenie jej surogatu z... kwiatu lipowego. Katarzyna I, chcąc „oświecić“ ciemne swe imperjum, założyła „wyższą“ szkołę dla 400 dzieci, która jednakże tak mało miała powodzenia, że uczniowie dostarczani byli do niej... zakuci w łańcuchy. Fryderyk, typowy władca absolutystyczny, zezwolił swemu generałowi, v. Favrat‘owi, pojąć dwie żony. W r. 1820, gdy już jest mowa o ożenkach, zawarli w Berlinie ślub dwaj kawalerowie żelaznego krzyża, mianowicie narzeczona w przebraniu męskiem brała udział w wojnach przeciw Napoleonowi w latach 1813/14. Zmarły w r. 1909 Earl of Leicester ożenił się z drugą swoją żoną akurat w 100 lat po powtórnym ślubie swego ojca.
W dzisiejszej obyczajowości sporo jest śladów średniowiecza. W gminie niemieckiej Emden każdy z mieszkańców aż do czasów ostatnich obowiązany był (przynajmniej teoretycznie) dostarczyć władzom co rocznie pewną określoną ilość wróbli. Być może, zwyczaj ten datuje się z czasów, gdy w kraju istniała plaga tych niewinnych ptasząt, podobnie, jak w mieście hiszpańskiem, zwącem się Lerida, gdzie w swoim czasie do tego stopnia rozmnożyły się i rozzuchwaliły szczury że napastowały żołnierzy, śpiących w koszarach. W „Księstwie Lauenburg“ (Niemcy) aż do r. 1870 torturowanie istniało, jako instytucja prawna (chociaż, naturalnie, nie znajdowało zastosowania). W Wirzburgu na pewnym domu ulicy katedralnej ciąży po dziś dzień obowiązek (gdyż odnośne rozporządzenie nigdy nie zostało zniesione) dostarczania paliwa w razie spalenia czarownicy na stosie. W Rosji zdarza się, że chłop zasobny do biednego żebraka tatarskiego, włóczącego się po domach, zwraca się, mówiąc do niego: „knjaz“ (czyli: książę), co jest śladem panowania tatarów z przed wieków. Jak widzimy, mnóstwo rażących nas osobliwości nie trudno jest wytłomaczyć, o ile sięgnąć do ich źródeł przyczynowych. Historja się zmienia — a wraz z nią obyczaje, ale nic nie mija bez śladu.

CO KRAJ — TO OBYCZAJ.

Że kobieta inne ma obowiązki — ale i przywileje — niżli mężczyzna, wydaje się nam naturalne nawet w okresie jej stopniowego równouprawnienia, jaki przeżywamy obecnie. Istnieją jednak plemiona, w których odrębność płci doprowadzona jest aż tak daleko, że kobieta przemawia innym językiem, niźli mężczyzna. Zwyczaj ten — istniejący u pewnych szczepów karaibskich — spodobałby się zapewne niejednemu mężowi, a zwłaszcza... zięciowi. Da się on wytłomaczyć w ten sposób, że kobiety należały pierwotnie do plemienia, którego mężczyźni wycięci zostali w pień, a kobiety wzięte w niewolę stać się musiały żonami i matkami zwycięzców. W Europie ceni się naogół wysokie smukłe postacie, w niektórych natomiast okolicach Afryki za „piękność“ uważana jest kobieta o wielkiej tuszy, której waga równać się może z wagą wielbląda. U nas panowie w pewnym wieku unikają starannie tego, co nazywa się figlarnie „brzuszkiem“, u Chińczyków jest on nieodzowny u obywatela, który chciałby się cieszyć uznaniem swych bliźnich. Wiadomo powszechnie, że w krajach muzułmańskich kobiecie wolno ukazywać się na ulicy tylko zawoalowaną (dopiero ostatnio republika turecka wyłamuje się powoli z pod tego obyczaju). Dalej w tym kierunku poszli jeszcze mieszkańcy półwyspu Korei (Azja wschodnia). W pewnych mianowicie gminach, ściśle przywiązanych do zwyczajów przodków, wolno było mężczyznom pokazywać się tylko za dnia, a kobietom — tylko w nocy.
Zwyczaje ślubne różnią się w każdym niemal kraju. W pewnej części Chorwacji wszystkie wesela okolicy odbywały się jednego dnia w roku, mianowicie w niedzielę przed św. Michałem. Przypomina to zwyczaj japoński, wedle którego wszyscy chłopcy i dziewczynki rocznicę swych urodzin obchodzą jednego dnia: mianowicie chłopcy piątego dnia piątego miesiąca, a dziewczęta — trzeciego dnia trzeciego miesiąca. Ceremonje, związane z weselem, bywają niekiedy wielce nużące. W Marokku narzeczona musi przed obrządkiem ślubnym odbyć siedem kąpieli, chinka tak bogato bywa przybrana, że zdarzały się wypadki, iż nieszczęsna narzeczona dusiła się pod tym ciężarem.
We współczesnych cywilizowanych społeczeństwach prawa dziecka, a zwłaszcza prawa kobiety, są coraz szerzej uwzględniane. Tak np. do senatu amerykańskiego wybrana została kobieta, a nawet w jednym ze stanów Północnej Ameryki pełni wysoki i odpowiedzialny urząd gubernatora, a, że jest surową zwolenniczką prohibicji, strzeżona jest dniem i nocą przed ewentualnemi napadami zbyt zagorzałych zwolenników alkoholu. Najdalej w tym kierunku jednakże posunęła się Venezuela (Ameryka Południowa), która także paniom udziela tytułu... generałów.
Jak widzimy, wkraczamy w erę panowania płci pięknej. Oby przyczyniła się ona do usunięcia wielu szkodliwych i przestarzałych zabobonów, których książeczka niniejsza usiłowała dać treściwy przegląd.


KONIEC.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Tuwim.