Ty jedna

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Or-Ot
Tytuł Ty jedna
Pochodzenie Pieśni

cykl Mozajka

Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego i S-ki
Data wyd. 1894
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Ty jedna.

Blizkiej... dalekiej...

Ty jedna tylko, coś mi białą twarzą
Błysnęła w życia chmurnego odmęcie,
Przez ciche słowa, które kochać każą,
Przez bratniej duszy miłosne zaklęcie;
Możesz w spoczynek przemienić najcichszy
Tę burzę uczuć, co się we mnie wichrzy.

Gdybyś wiedziała, jak po cierniach życia
Trudno samemu iść z dumną pogardą,
Szalonym tłumom zazdrościć z ukrycia,
A świecić twarzą obojętną, hardą,
Suche mieć oczy i pogodne skronie,
Kiedy jak wulkan serce ogniem płonie!

Gdybyś wiedziała, gdym zdala od ludzi,
Ile z mych oczu biegnie łez tajonych,
Ile się pragnień w mojem sercu budzi,
Niezrozumianych, niezaspokojonych,
Ile tęsknoty w moich modlitw hymnie —
Jak dobry anioł, stanęłabyś przy mnie.


Ale ty nie wiesz, ode mnie daleka,
Żem taki smutny, żem taki samotny,
Że moja dusza do ciebie ucieka,
Że się do ciebie jak ptak zrywa lotny,
Że mnie porwały wichry w swe uściski,
Że błyskawiczne oplotły mnie błyski.

Ach! ja nie marzę o życiu bez burzy —
Ona hartuje i serce i ducha...
Gdy w smutnych mrokach niebo się zanurzy
I piorunami krwawymi wybucha,
Kiedy żywioły wściekłe toczą wojny —
Ja cichy jestem, ja jestem spokojny.

Ale po burzy, kiedy cisza wokół,
Pragnę siostrzaną duszę mieć przy sobie,
Wtedy duch tęskny zrywa się, jak sokół,
I do stóp twoich leci w łez żałobie,
I niewidzialny u stóp twoich pada,
Jak gwiazda czysta, zasmucona, blada.

Chciałbym swą głowę złożyć na twem łonie
I słuchać cudnej pieśni twojej cichej,
Chciałbym całować twoje białe skronie
I ustek drżących różane kielichy,
I marzyć z tobą pogodnie, słonecznie,
I tak u stóp twych zostać wiecznie... wiecznie...

Gdy w jasne głębie twoich źrenic patrzę,
Kiedy w nich czytam tłum uczuć tajonych,
Wiem, że moc żadna dla ciebie nie zatrze
Tej cudnej doby, tych marzeń prześnionych, —
Więc wtedy wierzę, że chwile najkrwawsze
Nie złamią duchów, złączonych na zawsze.


Gdy trzeba — pójdę i będę miał siłę
Rozkazać sercu, co rwie się i zgrzyta,
Ani na marzeń skarżyć się mogiłę,
Ani narzekać, jak lutnia rozbita;
Będę miał siłę iść sam nocą czarną
I w ludzkie piersi rzucać pieśni ziarno.

Ale pamiętaj, że wtedy oboje
Jak potępieńcy przejdziemy przez życie,
Że wyschną dla nas wszystkie szczęścia zdroje,
Że wszystkie gwiazdy zgasną na błękicie,
Że będzie ciemno na ziemi i niebie,
Że będzie pusto... dla mnie i dla ciebie...






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.