Trzy psy/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Trzy psy |
Podtytuł | Romansik obyczajowy i dość obyczajny |
Pochodzenie | „Kolce“, 1876, nr 48-51, 53 |
Redaktor | J. M. Kamiński |
Wydawca | A. Pajewski i F. Szulc |
Data wyd. | 1876 |
Druk | Aleksander Pajewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
On przeczuwał chwilę swego zgonu, spoglądał w przestrzeń trwożnie, jakby z tej przestrzeni spostrzegał groźbę...
Niestety, było to niezawodne przeczucie...
Tulił się z trwogą do nóg panny Zofji, warczał i skomlał i ani słodkie a pieszczotliwe wyrazy jego pani, ani kawałek cukru podany delikatną jej rączką, utulić go nie mogły....
Biedny psina.
— Czy przeczuwa, myślała panna Zofja, że już mnie znacznie mniej obchodzi niż dawniej, czy widzi, że dzisiaj nie zajmuję się nim tyle co dawniej, gdyż serce moje zajęte jest.... czem innem?
Tak myśląc, głaskała psinę po kudłatej fizjonomji i wpadała w sentymentalną i głęboką zadumę; wpadała w nią coraz bardziej i bardziej i zdawało się, iż zapomina nietylko o swoim Azorku ale o całym świecie nawet....
I nie dziw, serce jej doznawało pewnych oscylacji moralnych, wahało się niepewnie, nie wiedząc w którą stronę się skłonić, kogo wybrać, na czyjem ramieniu wesprzeć się, aby iść po tej drodze ciernistej, która nazywa się życiem...
Obadwaj konkurenci przedstawiali mniej więcej te same wady i te same zalety, obadwaj z jednakowym ogniem i niekłamanym zapałem zdawali się kochać pannę Zofią...
Pan Dominik powiedział pewnego razu.
— Pani, skoczyłbym w wodę dla ciebie!...
Poświęcenie to wzruszyło serce panny Zofji.
Innego dnia pan Jacek wykrzyknął z zapałem.
— Panno Zofjo! niech mnie kaczki zdepczą jeślibym w ogień dla pani nie skoczył...
Panna Zofja rozpłakała się jak dziecko. Po pewnym jednak czasie kiedy pierwsze wrażenie przeminęło, przyszła do przekonania, że obadwaj konkurenci, co do poświęceń jednaką okazali gotowość, gdyż zarówno skoczenie w wodę, jak i skoczenie w ogień sprowadza śmierć, a jeżeli nie jest zbyt roskosznie smażyć się w płomieniach jak kura na rożnie, to z drugiej znowuż strony, każdy przyzna, że opicie się mętnej i brudnej wody ze stawu lub sadzawki również do wielkich przyjemności nie należy.
Poświęcenie pana Jacka jakkolwiek w innej objawione formie wyrównywało w zupełności poświęceniu się pana Dominika...
Oprócz strony bohaterskiej charakteru panowie ci i pod innemi względami mniej więcej jednakowo od losów uposażeni byli.
Majątek pana Jacka był również jak majątek pana Dominika obdłużony, nawet wróble na dachach i sroki na płotach wiedziały o tem, że w jednym panuje samowładnie Szapsia Drejkoenig a w drugim Pinkwas Gelbwirginien, że zarówno w jednym jak drugim dworku nie widziano jeszcze nigdy gazety ani kawałka zadrukowanej bibuły, że pan Dominik nie oddałby swego buldoga za wszystkie konie fornalskie pana Jacka, a pan Jacek więcej szacował sławnego swego charta aniżeli wartość zabudowań gospodarskich swego sąsiada..
Obadwaj odznaczali się głosem tubalnym, obadwaj mieli wąsy jak miotły, nosili buty z ogromnemi cholewami, czapki fenomenalnej formy z guzikiem na wierzchu i klęli jak węgry...
Cóż byś uczyniła w takim razie piękna czytelniczko? czy stuknęłabyś w palce trzy razy, czy poradziła się wróżki cyganki, czy też zerwawszy listek róży obrywałabyś listki po kolei i losowi powierzyła wybór ukochanego.
Panna Zofja wybrała ten ostatni sposób i siedząc na ganku poświęcała się odgadywaniu przyszłości, gdy w tem Azorek zerwał się z jej kolan, zaczął gwałtownie ujadać i puścił się ku bramie jak kula.
Panna Zofja spojrzała się w stronę bramy, w którą wjeżdżał właśnie pan Dominik na najpiękniejszym koniu ze swej stajni, kupionym na licytacji po jakimś wielkim amatorze sportu...
Przy końcu szedł spokojnie Cerber ulubiony buldog pana Dominika...
Panna Zofja z zachwyceniem przypatrywała się lansadom starego rosynanta i dzielnej postawie jeźdźca uzbrojonego w ogromnej długości ostrogi, a Azorek ujadał i ujadał aż nareszcie posunął swą odwagę do tego stopnia, iż ukąsił Cerbera...
Była to za wielka dla buldoga obelga. Porwał psinę za kark... wstrząsnął nim parę razy w powietrzu i zbroczonego krwią rzucił pod same nogi panny Zofji.
Krew zbroczyła zieloną trawkę dziedzińca, Azorek już nie żył...
Panna Zofja wydała krzyk rozpaczy i zemdlała, pan Dominik spiął konia i z podniesioną szpicrutą skoczył do buldoga, krzycząc:
— W łeb strzelę jak psu!
Pies podkuliwszy resztę obciętego ogona zmykał ku domowi jak strzała, pan Dominik pędził za nim jak warjat i zdaleka jeszcze słychać było z kłębów kurzu głos:
— Strzelę, jak Boga kocham, tak jak psu w łeb strzelę!...
I strzelił mu podobno, istotnie, ale już o pannie Zofji marzyć nie mógł... stał się przyczyną śmierci ukochanego Azorka, wrota w Lisiej‑Jamce na zawsze zawarte przed nim zostały...
Nie potrzebuję dodawać, że ciężki trochę pan Jacek wystąpił w roli pocieszyciela, że miał długą pracę zanim zdołał osuszyć brylantowe łzy lśniące w oczkach panny Zofji.
Nareszcie jednego wieczoru gdy oboje siedzieli na ganku, gdy srebrny księżyc wyjrzał z po za lekkich chmurek, a powietrze napełniała upajająca woń kwiatów, gdy wszystko usposabiało do marzeń i miłości, pan Jacek uczuł, że mu dziwnie jakoś serce kołatać zaczyna... i umilkł... patrzył w gwiazdy, wzdychał, odpowiadał pannie Zofji półsłówkami, jednem słowem był w tem wyjątkowo głupiem położeniu, w jakiem znajduje się każdy młody człowiek na pięć minut przed oświadczeniem się o rękę swej bogdanki...
Zosia westchnęła.
— Gdzie mój Azorek? rzekła zcicha.
W tej chwili pan Jacek padł na kolana i przyłożywszy rękę do serca zawołał.
— Ja będę twoim Azorkiem panno Zofjo i niech mnie wszyscy djabli wezmą, jeżeli mnie jaki buldog zgryźć potrafi.
Pocałował ją w rękę...
W miesiąc później pannę Zofję wykreślono z listy panien, i zapisano ją w księgach ludności temi wyrazy.
Zofja Kichalska, stanu szlacheckiego, lat 37, przy mężu...