Przejdź do zawartości

Tragedje Paryża/Tom IV/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Tragedje Paryża
Podtytuł Romans w siedmiu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Miejsce wyd. Gródek
Tytuł orygin. Tragédies de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

Skoro się ukazały w progu salonu, dokąd je Sariol wprowadził, pani Angot wybiegła naprzeciw nich z okrzykami radości.
— A! jak pani jesteś punktualną! wołała, ściskając wychudłą rękę Melanii, składającej jej głębokie ukłony, poczem jęła ściskać Dinę z zapałem, przypatrując się jej ciekawie a usiłując nadać najtkliwszy dźwięk swoim wyrazom: Otóż i ten nasz skarb drogi, ta perła, to arcydzieło, jakie tak poznać z bliska pragnęłam. Widziałam cię już i oklaskiwałam w tej nowej sztuce, najmilsza moja przyjaciółko i wydałaś mi się być niezrównaną doskonałością. Mówiłam sobie jednak, że być może optyka teatralna, i charakteryzacja niezbędna dla sceny, podwyższa twoje czarujące wdzięki. Powtarzałam: To niepodobna! nie można być do tego stopnia we wszystkiem doskonałą. Dziś przekonywam się, że mój zapał nie był ułudą! Stokroć zyskujesz przy świetle dziennem. Panno Dino jesteś wcielonym aniołem!
— Do licha! pomyślała Melania, ta dama jak widzę posiada nie lada wprawę w mówieniu komplementów.
Pani Angor zamilkła przez parę minut, ściskając Dinę, mocno zakłopotaną owym potokiem wyrazów, jaki spadł na nią, niby ulewa.
— Niech cię to nie mięsza moje dziecię, zaczęła znowu pani Angot. Zresztą z tym żywym rumieńcem tak ci do twarzy. Pójdź do kominka i ogrzej przy nim swe nóżki maleńkie. Pozwól mi uściskać się jeszcze. Nieprawdaż, że będziemy serdecznemi przyjaciółkami? Co do mnie, czuje iż kocham cię już do szaleństwa. I ty zarówno kochać mnie będziesz? Twoja ciotka zezwoli na to, mam nadzieję!
Mówiąc to pani Angot poprowadziła dziewczę do kominka, o parę kroków od otworów w ścianie będących, przez które Van Arlow pochłaniał ją wzrokiem.
— Mamy mówić z sobą, o wielu rzeczach, ciągnęła właścicielka mieszkania, zdejm więc kochanie kapelusz, futerko i siadajmy. Bądź, proszę, tu tak swobodną, jak gdyby w domu u siebie.
I łącząc czyn do wyrazów, zdjęła okrycie z Diny, poczem nowe okrzyki zdumienia na widok wspaniałych włosów i giętkiej, zręcznej kibici dziewczyny.
Dinah obojętnym wzrokiem spoglądała na malowidła, zwierciadła i umeblowanie salonu, a właścicielkę mieszkania dziwiła owa oziębłość dziewczyny w obec tylu bogactw i świetności.
— I cóż mówisz na to wszystko? pytała, chcąc zmusić Dinę do podziwu. Chciałabyś posiadać apartamenta, podobnie umeblowane?
— Nie pomyślałam o tem. Nie pragnę takiego zbytku.
Melania Perdreau skrzywiwszy się szepnęła:
— Głupia gąska!
— To źle moje kochanie, odrzekła pani Angot. Trzeba mieć więcej ambicji.
— Czyż w tem spoczywa ambicja, odrzekło dziewczę. Ja pragnęłabym zupełnie czego innego.
— Mylnie byś może pragnęła.
— Czy piękne meble według pani stanowią całe szczęście?
— Wiele do niego przyczynić się mogą.
— W jaki sposób? Niewiem i nierozumiem tego.
— Jak ona jest naiwną, jak pociągającą, wołała pani Angot, okrywając Dinę pocałunkami. Gotowam zjeść to dziecię! A zatem, według ciebie, cóż stanowi szczęście, powiedz mi proszę?
Dziewczę z cicha westchnęło.
— „Kto wzdycha, ten czegoś pragnie z cicha,“ wołała śmiejąc się pani Angot. Jest to stare mądre przysłowie. Westchnienie nie jest jeszcze wystarczającą odpowiedzią. Bądź więcej szczerą ze swoją dobrą przyjaciółką, ukaż jej, co w twem serduszku się mieści?
— Mój Boże! odrzekła Dinah, moje pragnienie szczęścia ogranicza się do bardzo skromnych rozmiarów. Zbytek nigdyby mnie olśnić nie zdołał. Na coby on mi się przydał? Żyć z uczciwej pracy, jakąkolwiekbądź byłaby ona, oto co potrzebne do mojego szczęścia!
Melania Perdreau wzruszyła ramionami, pani Angot wybuchnęła śmiechem.
— Ach! moja droga, zawołała, widzę, że w samej rzeczy zadowolniłabyś się bardzo małą rzeczą.
— Przeciwnie, odparła Dinah, ponieważ widzisz pani, że trudno mi jest osiągnąć to, co ci się tak małą rzeczą być zdaje.
— Gdy brak nam doświadczenia życiowego, bujamy w zacieśnionych ideach, obawiając się szerszych horyzontów, poczęła pani Angot. Zmienią się te twoje poglądy, zmienią, upewniam! Pragnienia i myśli się zmienia!
Dinah nieprzekonana temi słowy zachowała milczenie.
— Młodej, tak czarująco pięknej, jak ty istocie, a obok tego i należącej do teatru, nie ciemności potrzeba, ale żywego światła i blasku. Wywierasz na mnie wrażenie fiołka, kryjącego się w trawie, który nie traci nic na wartości, mimo, że go umieszczą w bukiecie róż i kamelij wspaniałych.
— Nie wiem czyli te fijołki, o jakich pani mówisz w rzeczy samej posiadają tak wysoką wartość, odpowiedziało dziewczę, lecz to wiem, że umieszczają je w bukietach, gdzie więdną, i umierają nazajutrz. Powiedz pani czyli to dla nich jest szczęściem?
— Do licha! pomyślała pani Angot, ta mała jak widzę posiada rozumek nie lada. Sprawa nie pójdzie tak łatwo jak się wydawało.
Melania Perdreau wzruszyła ramionami z ironią i zaledwie powstrzymywała siłą woli oburzenie.
— Różnorodne bywają zapatrywania, mój skarbie, wyrzekła po chwili właścicielka mieszkania, odłóżmy je na stronę, a pomówmy o naszych drobnych interesach. Przejrzałaś rolę w „Fortepianie Berty“?
— Uczyłam się jej przez dwie noce, jest dosyć długą, lecz pamięć mam dobrą. Umiem już blisko trzecią część, i mogłabym grać jutro w razie potrzeby.
— Doskonale! Wkrótce próby rozpoczniemy. Będziesz miała szalone powodzenie, skoro wystąpisz przed pierwszorzędnemi znawcami Paryża. Ciotka zapewne ci powiedziała, że ja dostarczę toaletę?
— Mówiła mi o tem.
— Zajmiemy się tem natychmiast. Nie będzie to ladajakie ubranie. Nie, nigdy! Będziesz miała, mój skarbie, nową, cudnie zrobioną suknię!
Tu zadzwoniła.
— Józefie, rzekła do wchodzącego lokaja, przyślij mi pannę Anitę. Panna Anita, dodała, zwracając się ku Dinie, jest moją pokojówką. Była ona starszą panną u jednej ze sławnych modniarek Paryża. Zdobyłam ją dla siebie, ofiarując jej bajecznie wysoką zapłatę.
Na te wyrazy weszła panna Anita.
Była to mała osóbka, o bystrem ruchliwem spojrzeniu, coś w rodzaju swojej zwierzchniczki.
— Anito! mówiła pani domu, zrobisz kostjum z perlewej jedwabnej materji na przedstawienie teatralne, wszak wiesz? Weź miarę tej pani.
Podczas, gdy panna Anita z metrem w ręku, biała i zapisywała miarę, pani Angot wydawała entuzjastyczne okrzyki podziwu nad pięknością dziewczęcia.
W pół godziny później Dinali wraz z ciotką opuściły pałacyk przy ulicy des Saussaie, a pani Angot weszła do pokoiku gdzie pozostawiła Van Arlowa.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.