Przejdź do zawartości

Trójlistek (Kraszewski, 1887a)/Tom II/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Trójlistek
Wydawca Edward Leo
Data wyd. 1887
Druk Józef Sikorski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Nie miał jeszcze czasu Atanazy rozpocząć czynności, na których tak wielkie pokładał nadzieje, gdy z jednej strony nadszedł list Piotra z żądaniem pożyczki i ratunku, a oznajmieniem o śmierci żony i niewdzięczności Balbiny, z drugiej pismo Ksawerego, zapraszające ceremonialnie pana brata na inkrutowiny do domu odnowionego w Murawce.
Ostatnie było po prostu litografowanym cyrkularzem, takim, jaki rozesłany został wszystkim, których ekshofrat chciał mieć u siebie...
On sam nic nie dołożył do niego, ale p. baronowa pomimo doznanego zawodni urazy, jaką miała do Atanazego, nie mogła się wstrzymać aby nie rzuciła złośliwego przypísku:
„Spodziewam się, iż pan zechcesz odpowiedzieć, osobiście się stawiąc, na uprzejme zaproszenie kuzyna mojego. Nie sądź pan, proszę, aby ono było tylko spełnioną formalnością, a przybycie jego obojętnem. Nie zaręczyłabym ani za serce Ksawerego, ani za jego czułość braterską, ale, wchodząc w obywatelstwo, on, co nigdy zasług ojca nie podnosił i niemi się nie posługiwał, chce mieć pana, którego cały kraj zna, jako potomka legionisty, aby swe pochodzenie od niego uczynić głośnem. Dawniej było mu ono obojętne, prawie zawadzające, dziś stało się potrzebnem.
Przyjedź więc, bo zkolei hofrat panu może kiedyś być użytecznym. Niepodobna przewidzieć, do czego dojdzie i jaką drogą. Nawykły do piastowania tajemnic stanu, pielęgnuje też swoje tak, że ich nikt, nawet ja się domyślać nie śmiem... Zdziwisz się prawie, iż w liście zapraszającym nie znajdziesz wzmianki ani o zaręczynach naszych, ani o ożenieniu.
Oboje byłoby przedwczesnem, kiedy dotąd indulta nie mamy, a uzyskanie go coraz nowe spotyka, jeżeli nie utrudnienia, to zwłoki.
Zdziwisz się pan także i temu, że ja, com o mało nie nabawiła go apopleksyą, narzucając mu się dla przynaglenia Ksawerego, patrzę tak obojętnie na zwłokę i nie jestem już niecierpliwą ani napastliwą...
Co tę zmianę spowodowało, — o tem się pan możesz tylko dowiedzieć z ust moich w Murawce... Pisać tego nie chcę i nie mogę. Papier jest zdrajcą, dodam to tylko, że, gdyby indult nie przyszedł wcale, nie wiem, czyby mi to dziś nie było zupełnie obojętnem, — chociaż na pana nic nie rachuję.
Przyjedźże abyś się dowiedział lub utwierdził w tem...
Que souvent femme varie...
Ja jednak, niezmieniając moich dla niego sentymentów, mam honor pozostawać z niemi sługą najniższą.

Narcyza baronowa Dreyfuss,

dopóki tego imienia i tytułu nie zmienię“. Przypisek baronowej nieco zaniepokoił Atanazego, — nie byłby może jednak nakłonił go do wyjazdu, gdyby nie obawiał się napaści Piotra, od którego wolał uciec. Obrachował bowiem, że gonić za nim nie może, a powtórnie w drogę do niego wybrać się nie będzie miał za co.
Droga prowadziła na Kraków, ale tu, zatrzymując się na godzin kilka, Atanazy wiedział, w jaki sposób spotkania z Piotrem uniknie, a o wielu rzeczach o nim, może o pannie Balbinie chciał się poinformować... W hotelu mógł rachować na zupełne incognito...
Nazajutrz przed wyjazdem w podróż dalszą ściągnął wszystkie sobie potrzebne wiadomości o Piotrze, któremu z ożenienia pozostały tylko długi, przykre wspomnienia i jakieś nieprzyjemne następstwa spotkania po owym Trepkowskim, którego, jak się zdawało, pod innem imieniem poszukiwano.
Piotr, dopóki żyła żona, i miał jeszcze w niej i jej przyjaciołach opiekę, potrafił się od tych poszukiwań uchronić, teraz pono mściwa rodzina p. Piotrowej sama przeciw niemu intrygowała wszelkiemi sposoby.
Atanazy nie miał wcale ochoty go ratować, ale smutno mu było pomyśleć, że ojcowskie poczciwe nazwisko po sądach splugawione wycierać się będzie.
Zawahał się, czy nie miał odwiedzić panny Balbiny, o której mu doniesiono, że osobno zamieszkała we własnym domu, ale czasu mu na to zabrakło...
Odłożył to do powrotu...
W Murawce chciał stanąć Atanazy nie na sam dzień inkrutowin, jak gość, ale wcześniej nieco, aby zaspokoić ciekawość dłuższą rozmową z p. baronową.
Stało się, jak sobie życzył.
Spodziewał się tu znaleźć, miarkując z tego, co mu mówił hofrat i baronowa, wszystko na stopie, bardzo wytwornej i dowodzącej dostatku, ale razem i wykształconego smaku; inaczej jednak wyglądała Murawka i dwór p. Ksawerego, niż sądził. Wysiłek był wielki, ale niebardzo szczęśliwy. Świeciło się tu wszystko, raziło jaskrawością, przesadą, a razem źle zamaskowanem skąpstwem... Służba liczna cała była obszyta i napiętnowana herbami familii, ale wśród niej najniezgrabniejsze kręciły się gbury...
W domu, co tylko nowego sprowadzono z Wiednia, trąciło tandetą...
Baronowa, która we własnym stroju przenosiła żywość barw nad harmonijne ich połączenie, ten sam grzech popełniła w przystrojeniu domu, które na nią zdał kuzyn... Wszędzie i we wszystkiem więcej było pozoru, niż treści.
Hofrat chodził wśród tego przepychu, do którego dawniej nie nawykł, niezmiernie nim dumny, ciągle przypominając, ile go to kosztowało.
Baronową znalazł, znacznie zmienioną, z p. Ksawerym na stopie mniej poufałej, szyderską, złośliwszą, niż kiedykolwiek.
P. Ksawery, już dla pochwalenia się przed bratem, już dla pozyskania pochwały jego, rozwinął przed nim cały program dnia uroczystego. Z całem sąsiedztwem porobił naprzód znajomości, sam i z baronową odwiedzał pp. ziemian, których chciał zaprosić. Mówił zgóry i otwarcie przed wszystkimi, że służbę porzucił, a chciał się poświęcić krajowi, że będzie się starał o mandat do sejmu i że spodziewa się tam być użyteczniejszym współobywatelom, iż dla niego nie było tajemnic u góry. Znał ludzi, myśli, programy i granice, w których reform i zdobyczy spodziewać się było można, obiecywał zupełne poświęcenie dla ziomków i z niemiecka nazwanej „ciaśniejszej ojczyzny“, co dowodziło, że miał też pojęcie drugiej, szerokiej, o której u nas nikt nie ma wyobrażenia.
W dniu inkrutowin rozpocząć je miała uczta, na którą się około stu osób spodziewano. Hofrat miał przygotowaną w odpowiedzi na toast mowę.
Wieczorem bał się miał rozpocząć i trwać do dnia białego. Baronowa nastawała na to, aby wina było podostatkiem, bo ono serca jedna, choćby nawet nie posłużyło żołądkom i głowom. Hofrat nie przeczył, ale sobie obiecywał wino dać węgierskie słabe, a szampana obficie, pańsko, ale jaknajtańszego...
Posunął troskliwość o pozory do tego stopnia, iż na butelkach markę nieznaną zastąpić kazał jedną z najsławniejszych.
Atanazy musiał w wigilię obchodzić wszystko z bratem i otwierać swe zdanie o przygotowaniach, z których się śmiał w duchu, ale chwalił i podziwiał wszystko.
Zrodziła się kwestya, w której p. Ksawery potrzebował zdania brata zasięgnąć, gdyż w rozwiązaniu jej różnił się z baronową. Z czasów służby i dymisyi miał dwa ordery austryackie...
Zdawało mu się, że powinien je był przywdziać na ten dzień uroczysty; baronowa była temu przeciwną.
Atanazy bratu w tym względzie przyznał jedyną kompetencyę i dodał, że się na zwyczajach, tyczących tego, nie zna.
P. Narcyza poruszyła ramionami.
— Ale mi to zupełnie jedno, jak sobie Ksawery postąpi, — rzekła, — ja tylko mówię, co mnie się zdaje, i cobym ja zrobiła na jego miejscu.
Ponieważ, od młodości przy boku wuja zostając, hofrat mało miał sposobności poznać się z tem, co krajowi z dawnych wspomnień miłem i drogiem być mogło, a baronowa biegłą też w tem nie była, spadło na Atanazego nauczenie niektórych właściwości tradycyjnych, tyczących się obiadu, muzyki, tańców i t. p. Atanazy pamiętał o toaście „kochajmy się“, o mazurku Dąbrowskiego, o polonezie na wstępie i niewiele mógł dać więcej. Wydano stosowne rozkazy.
Francuska kuchnia dnia tego musiała tolerować niektóre półmiski staropolskie, przypomniane przez Atanazego. Hofrat wolał wiedeńskie przysmaki, ale dla pozyskania miłości i zaufania współziomków gotów był nawet narazić się na niestrawność.
W urządzeniu domu baronowa nadto uwydatniała rzeczy nowe, p. Atanazy nastał na to, aby stare, pamiątkowe zabytki ocalałe postawić na widoku... Hofrat to zrozumiał, i portrety, a oznaki pobożności więcej na widok wydobyto.
Urządzano to wszystko aż do wieczora, a Atanazy, czując się tu potrzebnym, mogąc być czynnym, rozweselił się i, gdy nareszcie po rozstaniu się z bratem, zaproszony został na herbatę zieloną, którą baronowa późno w noc pijać była zwykła, wszedł do jej apartamentu w bardzo różowem usposobieniu.
— Spodziewam się, że mi wkońcu pani baronowa odsłoni tę tajemnicę, dla której nic dotąd o zaręczynach i ślubie przyszłym nie słyszę? — rzekł, siadając przy niej, uśmiechnięty i rozpromieniony. — List zapowiadać się zdaje jakąś zmianę.
— Zaszła w istocie bardzo wielka i ważna, — odezwała się p. Narcyza. — Nie mam powodu jej ukrywać przed panem. Miałam w Wiedniu za życia nieboszczyka męża wielu przyjaciół. Do nich się zawsze liczył nadzwyczaj miły, niezmiernie bogaty, niepierwszej młodości, baron Meyer, bankier, który w dworskich sferach bardzo był dobrze widziany. Naówczas był on jeszcze żonaty, i dlatego może stosunki nasze po za dobrą przyjaźń nie wyszły. Znaleźliśmy się znowu, bardzo radzi spotkaniu, roku przeszłego w Wiedniu. Poczciwy baron! Aby dłużej być ze mną, przeprowadzał mnie do Lwowa. Był później dwa razy w Murawce, obiecał się nam na jutro. Ksawery głośno zapowiedział, że stać będzie w najskrajniejszym obozie opozycyi; nie przeszkadza to Meyerowi być dobrze z nim, a nadewszystko ze mną.
Ksawery mieć może w najszczęśliwszym razie kilkakroć sto tysięcy guldenów. Ładne to jest, mais ce n’est par le bout du monde. Meyer liczy się na miliony. Miał taki nos, nic dziwnego, iż cało wyszedł z krachu. Chociaż ma dwóch synów, gdyby się ożenił, zawszeby przyszłej żonie mógł zapisać bardzo ładną cyfrę na łez otarcie. A ma lat przeszło 60, chociaż wygląda nieźle i nie daje sobie nad pięćdziesiątkę. Zdaje się, że pan Atanazy mnie rozumie. Meyer otwarcie prosił o rękę moją. U niego ja będę panią, z Ksawerym wiecznie się sprzeczać potrzeba. Być więc może, iż Ksawerego porzucę. Obrażoną jestem, bo, gdy Meyer się zgłosił, nie okazał nawet zazdrości i niemal mi się zdał uradowanym. Niechże sobie pozostanie bezżennym i szuka potem żony gdzieindziej.
Zwróciła oczy, błyszczące tryumfem, na Atanazego, który pozostał milczącym.
— Więc to rzecz skończona, — odezwał się po chwili, — mam powinszować?
— Jeszcze nie, odparła cicho baronowa, Meyer zaproszony na jutro i niezawodnie przybędzie. Musiałam się przecież potargować, podrożyć z sobą i odrazu nie mogłam się rzucić w jego objęcia... Ma nowy pałacyk w Wiedniu, który mnie się dostanie, bardzo ładną willę z ogrodem w Baden, o którą się postaram także... Meyer oprócz tego zbierał oddawna kosztowne kamienie i ma ich zbiór szacowny, który musi się dostać komuś, jak ja, umiejącemu je cenić. Prześliczny szafir, żółte i czarne brylanty, topazy, prawie białe, olbrzymie, rubiny, jak gołębie jaja...
Oczy baronowej zapałały znowu, i dodała naiwnie:
— Jak tego Meyera nie kochać! Przytem, poznasz go jutro, ma i powierzchowność, i obejście się dżentlmena, i wszystkie gusta pańskie.
Westchnęła p. Narcyza.
— Przyznaję, że nazwisko mnie razi, — dodała, — ale, ponieważ ma żelazną koronę, spodziewam się, że je zmieni w inne — od posiadłości, jakie nabył w Galicyi.
Powieść o Meyerze zabrała dosyć czasu, i p. Atanazy, rozmarzony, zmęczony, nierychło spać się położył, a nazajutrz nie potrzebował wstawać rano.
Dzień słotny zagroził inkrutowinom powstrzymaniem gości, ale ciekawość oglądania nowego domu, o którym mówiono wiele, pomimo złej drogi ściągnęła zaproszonych w wielkim komplecie.
Hofrat wystąpi w orderach, ale jaknajpopularniejszą przybierając postać. Wskazano mu zgóry osoby, o których przyjaźń ubiegać się było potrzeba, bo przeważny wpływ miały na opinię publiczną: jednego doktora, który długi czas... praktykował w kraju, na północ posuniętym głęboko, dwóch czy trzech obywateli, chlubiących się pobytem w Brnie, na Szpichergu i t. p., dymisyonowanego wojskowego z Węgier i kilku księży. Dla tych wszystkich ze szczególnemi atencyami musiał być hofrat i łatwo sobie pozyskał ich życzliwość. Baronowa bardzo zręcznie też wyróżniła panie, które lub przez mężów, lub osobistemi zasługami i talentami w społeczeństwie sobie wyrobiły stanowisko.
Ktokolwiek się zastanawiał pilniej nad historyą obyczajów, nie w narodach, na niższym stopniu cywilizacyi zostających, ale tych, które sobie wyrobiły życie własne na tle cywilizacyi ogólnej, przyzna, że tu najdrobniejsze fenomena mają znaczenie wielkie. Stosunki społeczne, związki ludzi między sobą, zbliżanie się ich lub odosobnienie — są z naturą plemion i ich charakterem zgodne, odpowiadają wiekom, które je zabarwiają tonem swoim. W prowincyach nawet, pokrewnych sobie językiem i tradycyami, życie się objawia z odcieniami, właściwemi im. Nie uszło to uwagi Atanazego, że w kraju, z którego on przybywał, nowo się na prowincyi osiedlający obywatel w inny sposób by był zawiązywał znajomości i stosunki. Nie byłby pewnie starał się olśnić, występować zbyt pokaźnie, odrazu chcieć zająć jakieś stanowisko górujące. Wkupowałby się zasługą, serdecznością w te serca braterskie, które hofrat chciał wielkością swą olśnić i podbić sobie.
Najwidoczniejszym skutkiem tego nietaktownego postępowania było, że wyrodziło szyderstwo i opozycyę. Wszystko, co innym było niedostępne, budziło zazdrostki i zarody niechęci.
Przypominano pierwociny obywatelskie rodziny, a najwięcej hofrata, który się wydzielił z ogółu, zamieszkał prawie wyłącznie w Wiedniu i nikogo tu znać nie chciał.
Tak samo rozpoczął Ksawery i byłby szedł w ślady wuja, gdyby go bolesny zawód nie spotkał. „Przyszła koza do woza,“ — szeptali sobie maleńcy po cichu... zajadając i popijając całą gębą. Więcej się znalazło szyderstwa, niż podziwienia.
Hofrat, równie wymowny, jak dwaj bracia jego, chociaż dotąd sposobności nie miał zużytkować tego daru, który teraz w widokach sejmowych zamierzal uprawiać, — ogromnie obiecywał, gdy nieufne ludziska po nim sobie nie obiecywały tak wiele.
— Prosta rzecz, — mówili niektórzy, — gdy go zgóry przytaszczą znowu, sprzeda on za lada co. Z tymi ludźmi, co się łatwo z obozu do obozu przenoszą, potrzeba być ostrożnym.
Pomimo tych szeptów ogół przyjmował hofrata równie hałaśliwie i wystawnie, jak on występował do niego. Powiedziano kilka mówek pochlebnych. Patrząc zdala, mogło się zdawać, że ta wesoła gromadka z miłością w sercu się do siebie garnęła. Wszystko zresztą — składało się jaknajpomyślniej, szlachta niepopsuta smakowała w kuchni i piwnicę znajdowała, wcale dobrze zaopatrzoną. Co się tyczy domu, ten obudzał podziwienie, obchodzono pokoje, przypatrując się, oceniając i wnosząc z tego przepychu o dostatkach.
Niektórzy o nich powątpiewać chcieli, ale im mówić niedano.
— Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi, — mówił najbliższy z nich — p. Potrawkowski, — zaczęli robić fortunę za czasów nieboszczyka hofrata, i ani razu się im noga nie poślizgnęła. Oszczędzały ich powodzie i nieurodzaje. Hofrat żył z pensyi, a dochody składał. U nas tu niema drugiego majątku tak czystego, jak ich. — Nieżonaty, sam dla siebie nie potrzebuje wiele, a takich uczt baltazarowskich, jak dzisiejsza, niewiele my u niego zjemy.
Baron Meyer dotrzymał słowa i przybył w istocie, sztucznie odmłodzony, wyświeżony, galant, z brylantem, który na jednym palcu prawej ręki olśniewającym jaśniał blaskiem... Bodaj czy nie był przeznaczony dla piękniejszej rączki i dlatego musiał na połowie grubego piątego palca odpoczywać w drodze.
Baronowa go opanowała... a on jej nie opuszczał na chwilę. — Atanazy bawił kółko tutejszych ekonomistów i polityków opowiadaniami o stosunkach, w jakich żył i pracował.
Tańce się rozpoczęły, roznoszono lody, szampana, limonadę, orszadę, cukierki, gdy kamerdyner (Wiedeńczyk) pana hofrata przysunął się dyskretnie do p. Atanazego i szepnął mu na ucho:
— Nieznajomy jakiś, — tu się zawahał znacząco, nim „pan“ wykrztusił, — nieznajomy pan życzy sobie mówić z panem w pilnym interesie. Zaprowadziłem go do osobnego pokoju.
Atanazy, tknięty tą niespodzianką, a czując się tu obcym, spytał niespokojnie:
— Któż to jest? jak wygląda?
— Nie wiem, — rzekł kamerdyner, — prosiłem go o kartę lub nazwisko, ale mi nie chciał powiedzieć nic, dodając tylko, że interes pilny.
Ruszył śpiesznym krokiem Atanazy, poprzedzany przez szybko idącego kamerdynera, i, gdy się drzwi gabinetu otwarły, spostrzegł z przerażeniem przy stole siedzącego w dosyć zaniedbanym stroju — pana Piotra.
Zobaczywszy go nadchodzącego, Piotr wstał zwolna i z uśmiechem złośliwym go powitał.
— Znalazłem się tu przypadkiem, — rzekł, — ale rozumny człek z każdego trafunku korzysta... P. Ksawery bardzo źle się zawsze obchodził ze mną, mógłbym mu się wywdzięczyć pięknem za nadobne, alem litościwy i goły... Otóż o co idzie... Rzecz bardzo prosta... Hofrat wielkością swą popisuje się wśród współobywateli, cóżby to za wrażenie uczyniło, gdybym ja, obdarty, zaszargany, z tęgą miną wystąpił na salon i zaprezentował się, jako brat tego wielkiego męża! Rzecz oczywista, że toby mu nie pomogło? Jam gotów tę farsę odegrać, słowo daję, jeżeli czego od niego nie wytarguję... Prowadzę proces. jestem bez grosza, niech mi pożyczy... Mógłbym żądać więcej, ale skromnie zaspokoję się ty.siącem guldenów. Dla niego to głupstwo, a dla mnie rzecz ogromnej wagi. Dam oblig... chapoknyszem nie jestem... podarków nie przyjmuję... Skrypt dostanie.
Atanazy stał, słuchając osłupiały.
Upadek tego człowieka, który się zwał jego bratem, w tak straszny mu się sposób objawił, iż słów mu na odpowiedź zabrakło.
— Sądziłem, — dodał od niechcenia Piotr, — że najdogodniej będzie prosić pana Atanazego o pośrednictwo.
— Jakim tytułem? — z oburzeniem odparł Atanazy.
— Rzecz naturalna, — rozśmiał się Piotr, — bo was i Ksawerego równie zaboli, gdy wystąpić będę zmuszony.
— Ale w takich razach, panie Piotrze, — dumnie odparł Atanazy, — człowiek się ratuje, nie opłacając rewolwerami, ale... poprostu gwałt odpierając gwałtem. Może hofrat waćpana kazać wziąć i, jako awanturnika, spokój zakłócającego, odstawić do starostwa pod konwojem.
— Niechże to zrobi, — przerwał Piotr, — bo ja, kochanie ty moje, nie mam nic do stracenia, a hałas z tego wyrośnie, jeszcze lepszy... mnie zaś tylko o niego chodzi. Niech to zrobi.
Zamilkł Atanazy.
— Zważ, panie Piotrze, — począł.
— Daj mi pokój z nauką moralną, — rzekł Piotr spokojnie. — Jesteś tu niby wicegospodarzem. Każ mi dać jeść coś z okruszyn ucz ty, no i napić się. a sam idź do hofrata.
To mówiąc, skierował się ku stolikowi i jakby wcale nie myślał rozprawiać, siadł w postawie człowieka, który ma rozkazywać prawo.
Myślał jeszcze powołany pośrednik, co pocznie, gdy, zobaczywszy dzwonek. Piotr zadzwonił bez ceremonii i wchodzącemu służącemu zadysponował:
— Z rozkazu pana Atanazego, proszę cię, dajcie mi tu jeść i napić się, a patrzaj, żeby była wódka i wino, jadło nieskrzepłe i nie ochłapy, rozumiesz? Jestem gościem i głodnym.
Pomyślawszy nieco, Atanazy, już niemówiąc słowa, zawrócił do drzwi i wyszedł. Nie miał innego sposobu nad zwrócenie się do baronowej.
Zastał ją na konferencyi z baronem Meyerem, musiał przerwać tête à tête, szepnąwszy jej na ucho, że interes jest.. groźny, a nie cierpiący zwłoki.
W dwóch słowach powiedział jej treściwie, co go sprowadziło. Baronowa zbladła, jak ściana, zacięła usta, zacisnęła pięści, twarzyczka jej tak się nagle zmieniła, iż Meyer przestraszony skoczył podać jej szklankę limonady, którą grzecznie odtrąciła.
— Zostań pan, — szepnęła mu, — natychmiast powracam.
— Skinęła na Atanazego, aby go bawił.
Z trudnością przyszło się jej przecisnąć do hofrata, który bawił panie, a bardziej jeszcze go od nich odciągnąć.
— Na miłość Bożą, Ksawery, — szepnęła mu dwa słowa, — bo może być awantura, która ci zaszkodzi na wieki..
Hofrat, przepraszając damy, odstąpił z nią na stronę.
— Piotr... wiesz przecież, o kim mówię, ten łotr niepoczciwy, — jest tu obdarty w przedpokoju. Przybył umyślnie i grozi, że wtargnie, prezentując się, jako twój brat, jeżeli mu się nie wykupisz...
Ksawery zrazu uszom wierzyć nie chciał.
— Powtarzam ci, że to nie żart, ale groź ba... seryo. — Żąda od ciebie wykupu tysiąc guldenów, które dać potrzeba... Chce dać skrypt.. kochany braciszek...
Pod uderzeniem tego młota hofrat stał, jak odurzony... oglądał się ku drzwiom, czy już nie zobaczy wchodzącego...
— Narcyzo, — począł, jąkając się.
— Niemia innego sposobu, tylko natychmiast rozbójnikowi dać pieniądze, — przerwała mu. — Co jutro z nim poczniesz, — radź sobie. Že spełni to, czem grozi, — niema wątpliwości.
— Związać go i zamknąć! — zawołał Ksawery.
— Nie może się to stać bez rozgłosu, zważ, — dodała baronowa.
— Czegóż on chce odemnie? — począł gniewnie hofrat. — To poprostu chantage.
Erpressung, dodała, jedno jeszcze przyłączając tłómaczenie, baronowa, — ale, gdybyśmy to w dziesięciu językach nazwali. — nie pomoże nic. Żąda pożyczki tysiąca guldenów.
— Niech mu dadzą pięćset, — odparł, sykając, Ksawery.
— Nie weźmie ich, — poczęła baronowa zniecierpliwiona. — Nie doprowadzaj go do szału.
Hofrat otarł pot z czoła, spuścił głowę. Nagle rękę włożył do kieszeni bocznej fraka, ręką drżącą dobył pugilaresu i szybko wcisnął baronowej banknotów parę.
Potrzebował całej mocy, jaką miał nad sobą, aby potem zaraz przerwaną z damami zawiązać znowu rozmowę.
Baronowa znikła.
Co chwila, ilekroć się drzwi otworzyły, i głośniej się ktoś odezwał, Ksawery zwracał oczy przerażone ku wnijściu na salę.
Tymczasem Atanazy z pieniędzmi w ręku, sztywny a zły, wprost do gabinetu zawrócił.
Piotr właśnie, napiwszy się wódki potrzykroć, bo omne trinum perfectum, — jadł już; spożył zupę zimną, sztukę mięsa, która nosiła W menu słynne imie Châteaubriand’a, na które nie zasługiwała, gdy Atanazy się ukazał w progu. Energicznie przystąpił do stolika.
— Mam dla was tysiąc guldenów, — zawołał. — Skrypt przyślesz. Nie dam pieniędzy, dopóki na wozie siedzieć nie będziesz.
— Cóż to, zjeść mi nie dasz? — zapytał, dławiąc się, Piotr.
— Nie dam. Wynoś mi się natychmiast, — zawołał stanowczo Atanazy i powtórzył dobitnie: — Wstawaj i jedź, — to nasz warunek.
— Ażebym nieczystym oddechem nie kalał atmosfery, którą wy raczycie się upajać.
Szyderstwo przeleciało niepostrzeżone.
— Wstawaj i jedź, — powtórzył groźnie Atanazy. — Słyszałeś.
— Twoje menżykowskie ultimatum, — -rzekł z westchnieniem, ocierając usta i wstając z krzesła, Piotr. — Dawaj pieniądze.
— Gdy usiądziesz na wóz, — zawołał Atanazy.
— Furka moja stoi za bramą.
— Towarzyszę panu, — dodał Atanazy głosem, coraz namiętniejszym.
Piotr uległ tej sile, z jaką po raz pierwszy usłyszał występującego Atanazego, — spokorniał nagle.
— Nie gniewajże się, — toż to głupstwo. Prosty figiel studencki, a tysiąc guldenów dla hofrata...
— Idźmy, — wtrącił Atanazy, krocząc do drzwi i otwierając je.
Wyszli w istocie.
Ścisk i ruch taki był wszędzie tego wieczora, że Piotr, któryby w każdym innym razie oczy i uwagę na siebie zwrócił, przeszedł niepostrzeżony. Na dziedzieńcu było już ciemno. Atanazy, milczący, przodem ciągle dobiegł do wrót. — Tu stała w istocie najęta furka chłopska, której para mizernych koniąt z głowami, w workach pogrążonemi, żywiła się sieczką, zasypaną im. Na wozie spał woźnica, którego budzić musieli. Uparty Atanazy nie puścił z rąk pieniędzy, dopóki nie zobaczył Piotra, siedzącego na sianie, którem był wóz napchany.
— Słuchaj, panie Piotrze, — odezwał się drżącym głosem. — Jeden raz mogła ci się udać ta sztuka. Nie przypuszczaliśmy, ażebyś podłość posunął do tego stopnia. Gdyby cię jednak wzięła ochota drugi raz to powtórzyć, daję słowo honoru, że ci, jak psu, w łeb strzelę.
Gdy słów tych domawiał, przez otwarte drzwi od pałacu doleciały dźwięki wesołego kotyliona. Baron Meyer z gracyą i powagą Wiedeńczyka, uśmiechnięty, przesuwał się przed baronową, bladą i nieprzytomną, niemogąc pojąć, jaką trucizną ją napoił Atanazy.
Hofrat opuścił damy i szukał Atanazego w obawie, ażeby Piotr nie zrobił awantury. — W głowie mu się zawracało. Kilka osób zaczepiło go po drodze pytaniami i komplementami, odpowiadał wszystkim stereotypowym uśmiechem z czasów urzędowania, ale nie słyszał, co do niego mówili, ani wiedział, jak się pozbył natrętów.
Chciał co najprędzej z ust Atanazego posłyszeć, że mu już żadne nie groziło niebezpieczeństwo, ale w takich razach dzieje się zawsze jednako: zamiast znaleźć, kogo się szuka, mija się z nim, niewidząc go i niebędąc widzianym.
Zaślepiony hofrat otarł się o nierozeznawującego Atanazego, który rozpychał stojących na drodze i biegł tam, gdzie zupełnie gospodarza niebyło.
Śmiertelne pół godziny upłynęło, nim wkońcu Ksawery nie pochwycił za ramie brata.
— Zmiłuj się, — ja biegam za tobą, obszedłem cały dom!!
— Ale ja już chciałem zejść do suteren za wami, podchwycił Atanazy.
— A cóż? a co?
— Wsadziłem go na wóz, — odjechał, — dodał, lekko oddychając, Atanazy. — Niema innego sposobu, jak go uznać za obłąkanego i zamknąć do czubków. Dopóki on po świecie chodzić będzie, żaden z nas nie poczuje się bezpiecznym. Gdybym miał rewolwer pod ręką dziś, nie ręczę za siebie...
Zdawać się mogło, że wypadek ten prześliznął się niepostrzeżony, że ani Piotra niewidziano, ani go kto mógł podsłuchać... Nikt go tu zresztą nie znał: — oprócz służącego p. Atanazego, jak ogień, sprytnego chłopca, który, powodowany ciekawością, śledził wszystkie kroki przybysza, zrozumiał, co się działo, i białych papierków austryackich dopatrzył w ręku swego pana.
Największą dla niego było rozkoszą dobywać tok tajemnic pańskich lub tworzyć je z okruchów, — bo p. Justyn Zwoliński, który lubił też czytać, — pisał pamiętniki i starannie w nich zapisywał, cokolwiek się o jego oczy i uszy obijało. Piotr był dla niego atrakcyjną postacią, i nazajutrz na kartach dziennika stała cała scena balowa, odwzorowana ręką niewprawną, ale wyraziście i dobitnie. Był to literat niedonoszony, który, czując powołanie, wzdychał nad tem, że ortografii nigdy nauczyć się nie mógł. Uważał też ją za więzy nieużyteczne, stworzone przez pedantów. Był pewien, że jedyną logiczną pisownią było prawidło: jak się mówi, tak się pisze. Wyznanie to, podniesione do znaczenia zasady, stało na okładce seksternika pamiętników...
Któżby był wśród tego wesołego towarzystwa, dźwięków muzyki, uśmiechów wdzięcznych, szeptów słodkich, uścisków porywczych, — wykrzykników, natchnionych uczuciem, — domyślił się wpuszczonej kropli jadu, która wszystko zatruwała głównym aktorom dramatu?..
Hofratowi mgła jakaś powlokła ludzi, Atanazy chodził zwichnięty, czynny niby, a niewiedzący, z kim mówił i co robił.-Baronowa rzucała wzrokiem obłąkanym po otaczających, a baron Meyer, przypisując sobie to zamieszanie jakieś, z którego wyjść nie mógł na spokojniejsze stanowisko, — dobijał oświadczeniem się otwartem rozpoczętego targu, — który go pieds et poings liés, jak mówił, rzucił do stóp pięknej wdowy.
— Baronowa się niepostrzegła nawet, jak ów bijący w oczy brylant z tłustego palca barona przeniósł się na maleńki jej skazownik, z którego zdjęty wąż symboliczny wśliznął się na rękę Meyera.
Atanazy, którego oka nie uszły blaski brylantu, spostrzegłszy go już u Narcyzy, szepnął jej przy wieczerzy, że nie on może sam tylko przejście tej gwiazdy uważał.
— A cóż mi to szkodzi, że ludzie domyślą się wcześniej nieco mojego wyjścia za mąż, nim je w swoich foits divers ogłosi Neue freie Presse?
— Wolno mi więc powinszować już pierwszemu, — dodał Atanazy, — a zarazem złożyć życzenia.
— Panu w istocie pierwszemu się należała ta wiadomość, – śmiejąc się, dorzuciła baronowa. — Gdyby nie pan, baron Meyer swój brylant byłby zachował w zbiorze kamieni, bo mi poprzysiągł, że nigdyby się nie ożenił, gdybym ja mu odmówiła mej ręki.
— Wierz mi pan, — ciągnęła dalej z westchnieniem, że najlepiej umieją kochać starzy, ci, którzy już się nie spodziewają więcej miłości. Ostatnia jest równie gorąca, jak pierwsza, a daleko od niej trwalsza. Biedny Ksawery! Jakże mi żal go, iż żadnej kosztować nie będzie. Człowiek to, skazany na zamarznięcie serdeczne.
W tej chwili powstał głosem powszechnym powołany do wzniesienia toastu na cześć gospodarza p. Tymoteusz Bończa i, kieliszek potrącając nożem, prosił o milczenie.
Toast trwał minut kilka. Hofrat podniósł się z kielichem w dłoni, okiem powiódł po zgromadzeniu i słodkim głosem, który z początku wydał się stłumionym, zagaił swe wyznanie wiary.
Zakończenie jego wprawiło słuchaczów w takie uniesienie, iż następujący kielich przeszedł dla wielu tajemniczo, taką był zagłuszony wrzawą.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.