Tomko Prawdzic/XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tomko Prawdzic |
Podtytuł | Wierutna bajka |
Wydawca | Karol Wild |
Data wyd. | 1866 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Wiesz co, nie martw się kochany Tomku, mówił schodząc ze wschodów German do swego towarzysza — gwiazdy wysoko, niebo daleko a i nasze oczy nie wyśmienite i rozum na to za mały — tu prawdy trudno się dopytać, kiedy ona tylko na promykach do nas wędruje, które chwytać potrzeba nim błysnąwszy krótko zagasną. Prawda musi być dla nas w postrzeganiu rzeczy bliższych, przeznaczonych byśmy je nieustannie badali.
Ot właśnie jesteśmy pode drzwiami professora fizyki — słyszę krzyk dzieci, a professorowie fizyki zwykle ich miewają podostatkiem, może dla tego że nie siedzą w domu — Chodźmy no do niego —
— A chodźmy, rzekł obojętnie Tomko.
— Myślę że on być musi na lekcji, rozpoczynać ją musi, bo to właśnie godzina jego, więc spieszmy lepiej do sali.
To mówiąc weszli do wielkiej sali, w której lud słuchaczy drzemał rzadko rozsiany po ławkach. Professor blady ale bardzo poważny, gestykulował w katederce i zrywał się nachylając niekiedy ku słuchaczom, którzy mieli minę jakby go wcale nie słuchali.
Baron uczyniwszy nizki pokłon, zasiadł z Tomkiem w pierwszej ławie i przybrał minę arcypoważną, pełną skruchy i namaszczenia, rzekłbyś że się gotował do nabożeństwa.
Nauczyciel rozpoczynał naukę o swietle i z miną poważną wyrzekł to axioma, niemogące, zdaje się, być zaprzeczonem:
— Swiatło, mości panowie, jest ciałem nieważkiem —
— Przecież je przeważono! rzekł po cichu Baron, ale to zostanie między nami.
— Silentium.
— Będziemy tu mówili nie tak o niem, jak raczej o jego działaniu, o prawach jego bytu i stosunku do ciał innych, gdyż wewnętrzna natura i istota tego płynu są nam zupełnie nieznane.
— Tak jak wszystkiego na swiecie, rzekł zawsze przerywać lubiący Baron German.
— Powierzchnie gładkie odbijają światło. —
— Swiadkiem łysina professora, szepnął ktoś z boku.
— Za pomocą promieni wychodzących z ciał świecących, widziemy te ciała; za pomocą promieni odbitych od powierzchni ciał, widziemy oświecone. Nierówna ilość promieni od powierzchni ciał odbitych podług jakości powierzchni i natury tych ciał w różnym nam je okazuje blasku. Ciała pod względem światła dzielą się na pochłonywające, na przezroczyste i przeświecające.
— Za pozwoleniem, odezwał się Baron — Bardzo to zapewne wygodnie być musi, panie professorze, tak sobie usłać łóżko i potem na niem leżeć, ale co się tycze własności ciał, jest to tylko przypuszczenie i dowolność.
— Co to jest? zapytał nauczyciel — oppozycja! krytyka! dysputa!
— Nie! to tylko pytanie — Własności ciał należą wszystkie wszystkim tylko w różnym stopniu. Niema w istocie ani zupełnie przezroczystych ani całkiem nieprzezroczystych; tak jak niema też absolutnie sprężystych i niesprężystych; — wszystkie ciała są obdarzone własnościami jednemi, ale w bardzo różnym stopniu — Panowie tylko przypuszczacie dla swojej wygody jakieś wyłączne własności jednym, odmawiając ich całkiem drugim. W naturze wszystko jest do nieskończoności stopniowane, a tych szranków, które nauka ludzka kreśli, niema i niebyło.
Professor osłupiał, słuchacze powstali, zrobił się szmer przepotężny i Bedel wyrzucił za drzwi Tomka z jego towarzyszem, tak że dalszego ciągu nauki o swietle słyszeć nie mogli.