Toledo

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Przybyszewski
Tytuł Toledo
Pochodzenie Poezye prozą
Wydawca Jan Fiszer
Data wyd. 1902
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


TOLEDO


Stał przy oknie Alkazaru i patrzał na dziwne miasto — miasto, które mu ojcowie jego przed tysiącem lat zbudowali.
Była noc księżycowa, a w upiornem świetle straszyły kształty i kontury miasta, co się dziwacznie połamaną płaszczyzną dachów u nóg jego rozścieliło.
Zdawało się, że ziemia się zatrzęsła; gładki, skalisty płaskowyż się połamał i pogiął; olbrzymie skalne złomy się poprzesuwały, wepchnęły się w siebie i popaczyły się.
I rzeczywiście było miasto zbudowane na dziwnie ukształtowanym terenie skalnym.
Był on niby miniaturowy łańcuch gór z tysiącem szczytów, dolin, zrębów, złomów, a na najwyższym szczycie, wybiegającym wysoko głaźnym stokiem, stał pałac książęcy, świetny, odwieczny Alkazar maurytański.
Patrzał długo na miasto u stóp swych. I widział tysiące ostrych, czarnych, dziwnie poplątanych konturów ulic, które olbrzymi teren dachów krajały w dziwaczny rysunek.
Cała biała płaszczyzna dachów wyglądała jak święty a tajemniczy ornament, złożony z mistycznych arabesków.
A było to, jakby ręka potężnego maga wyrąbała w białej powierzchni potężnej skały, święte runy najgłębszych swych tajemnic.
Z wyżyny Alkazaru wyglądało miasto, jak gdyby nie było budowane, ale w kamieniu wydrążone.
Przed jego oczyma rozścielało się miasto gdyby straszny, olbrzymi grób katakomb, opanowany Alkazarem, co wyniośle, poważnie i surowo smukłemi wieżycami wystrzelał w niebo ponad miastem.
Dreszcz przeszedł mrowiem przez niego, kiedy pomyślał, że zstąpi do tych katakomb.
Znał wprawdzie wszystkie zaułki, ulice i uliczki, znał ich skręty i sploty, ich krzyżowania i rozstaje; wiedział, że nie mógłby się w tej zawikłanej sieci ulic zagubić, a pomimo tego czuł jakąś tajemną grozę i przestrach, że mógłby się zabłąkać, lata całe błądzić w tym labiryncie i nigdy już z niego nie wyjść.
A nie było nikogo ktoby mu mógł pokazać drogę, bo miasto było martwe.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Przybyszewski.