Tako rzecze Zaratustra/Powrót

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Friedrich Nietzsche
Tytuł Powrót
Pochodzenie Tako rzecze Zaratustra
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” S. A.
Wydanie nowe
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Toruń, Warszawa, Siedlce
Tłumacz Wacław Berent
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część trzecia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

POWRÓT

O samotności! Ojczyzno ty moja, samotności! Za długom ja przebywał na głuchej obczyźnie, abym bez łez do ciebie miał powracać!
Pogróź-że mi palcem, jak matki grożą, uśmiechnij mi się, jak matki uśmiechać się zwykłe, i rzeknij: „Któż to był, co niegdyś jak wichura stąd się wyrwał? —
— „co, rozstając się, wołał: za długo siadywałem przy boku samotności, otom milczeć się oduczył! Teraz nauczyłeś się chyba — tego?
„O Zaratustro, wiem ci ja wszystko: wiem, że pośród wielu bardziej byłeś opuszczony, niźli u mnie!
„Rzeczą inną jest opuszczenie, inną zaś samotność: to — pojąłeś wszak teraz! Oraz i to, że pomiędzy ludźmi coraz to bardziej głucho i obco czuć się będziesz:
— „głucho i obco i tam nawet jeszcze, gdzie cię kochają, gdyż przedewszystkiem chcą oni, aby ich oszczędzano!
„Tu wszakże jesteś u siebie i w domu; tu wszystko wypowiedzieć możesz, wszystkie swe racje wynurzyć, nic się tu nie sroma utajonych, zatamowanych uczuć.
„Tu rzeczy wszelkie garną się pieściwie ku tobie i przy milają ci się: gdyż pragną one na twoich barkach pocwałować. Na każdej przenośni cwałujesz ku jakiejś prawdzie.
„Prostomównie i otwarcie wolno ci tu do rzeczy wszelkich przemawiać: i zaprawdę, brzmi to ich uszom jak pochwała, gdy ktoś z rzeczami wszelkiemi — gada prosto!
„Inną wszakże rzeczą jest opuszczenie. Wszak pomnisz jeszcze, Zaratustro? Wonczas, gdy ptak ponad twą głową pokrzykiwał, gdy w lesie stałeś, niezdecydowany, dokąd? nieświadom, kędy? z trupem zbratany: —
„— i gdy rzekłeś: niechże mnie zwierzęta nie powiodą! Niebezpieczniej było mi pośród ludzi, niźli pośród zwierząt: — Oto było opuszczenie!
„Wszak pomnisz jeszcze, Zaratustro? Gdyś na wyspie swej siedział między próżnymi kubłami, wina studnia pomiędzy spragnionymi, — darując i rozdarowywując:
„— aż póki nie znalazłeś się sam spragniony pośród pijanych, by po nocy zawodzić: „zali branie nie jest bardziej błogie, niźli dawanie? Zali kradzenie nie czyni bardziej szczęśliwym, niźli branie?“ — Oto było opuszczenie!
„Wszak pomnisz jeszcze, Zaratustro? Gdy twa najcichsza godzina nadeszła i od samego siebie cię odniosła, złym szeptem mówiąc: „Rzeknij i złam się!“ —
„— i gdy się nad lwem czekaniem i milczeniem rozżaliła, rozbrajając otuchę twą pokorną: Oto było opuszczenie!“ —
O samotności! Ojczyzno ty moja, samotności! Jak błogo i pieściwie przemawia do mnie twój głos!
Nie zwykliśmy rozpytywać się wzajemnie, ani użalać się przed sobą, między nami drzwi wszystkie otworem wszak stoją.
Gdyż widne i jawne jest u ciebie wszystko, i godziny nawet na lżejszych biegają tu stopach. Albowiem pociemku ciężej czas się znosi, niźli w świetle.
Tu wszelkiego bytu słowa i słów skrzynie rozwierają się przede mną: wszelkie stawanie uczyć się chce u mnie, jakby się głosiło.
Tam na dole jednak — tam mowa jest daremna! Tam zapominanie i mijanie jest najlepszą mądrością: i tego — nauczyłem się przecie!
Ktoby w człowieku wszystko zrozumieć zechciał, wszystkiego dotykaćby się musiał. Lecz na to mam ja zbyt schludne dłonie.
Oddechu ich nawet wdychać ja już nie mogę; och, że też tak długo żyć zdołałem w tym ich gwarze i w złych oddechach!
O, ciszo wokół mnie błoga! O, czyste wokół mnie wonie! O, jakże ta cisza z głębokiej piersi czysty oddech czerpie! O jakże ona nadsłuchuje, cisza ta błoga!
Lecz tam na dole — tam wszystko gada, tam puszcza się wszystko mimo uszu. Choćby kto swą mądrość dzwonami wydzwaniał: kramarz na rynku zagłuszy ją brzękiem miedziaków!
Wszystko u nich gada, nikt rozumieć już nie potrafi. Wszystko w wodę spływa, nic w głębokie studnie nie wpada.
Wszystko u nich gada, nic im się już nie udaje i niczemu końca już nie patrzyć. Wszystko gdacze, lecz któż w gnieździe siedzieć chce i jaja wylęgać?
Wszystko u nich gada, wszystko bywa zagadywane. I co wczoraj jeszcze było za twarde dla czasu samego i jego zęba, rozżute i rozmamlane wisi dziś na pyskach współczesnych.
Wszystko u nich gada, wszystkiemu zdrada się gotuje. I co wczoraj jeszcze było tajemnicą i skrytością dusz głębokich, należy dziś do trąbowców ulicznych oraz innych motyli.
O naturo ty ludzka, przedziwna! Hałasie ty pośród ulic ciemnych! Zdala poza sobą pozostawiłem cię wreszcie: — minąłem swe największe niebezpieczeństwo!
Oszczędzanie i współczucie było zawsze mem największem niebezpieczeństwem; zaś każda istota ludzka chce, aby ją oszczędzano i cierpiano z nią społem.
Z przytłumionemi prawdy, z ręką głupca i ogłupiałem sercem, zasobny w małe kłamstwa współczucia: — tak oto żyłem między ludźmi.
W przebraniu siedziałem pośród nich, gotów samego siebie nie poznawać, aby ich móc znieść, i rad w siebie wmawiając: „głupcze, ty nie znasz ludzi!“
Przestaje się ludzi rozumieć, gdy się między ludźmi żyje: za wiele planów przednich jest we wszystkich ludziach, — cóżby miały tu do czynienia dalekowidzące, dalekodążne oczy!
A gdy mnie oni nie poznawali: oszczędzałem ich, głupiec, bardziej, niźli siebie samego: nawykły do surowości dla siebie i nieraz jeszcze na sobie się mszczący za to oszczędzanie.
Od much jadowitych zakłuty, wydrążony jak kamień od wielu kropel złośliwości, tak oto tkwiłem między nimi, mawiając jeszcze do się: „nie winno jest wszystko małe małości swej!“
Osobliwie zaś miedzy tymi, których „dobrymi“ zwą, znajdowałem muchy najjadowitsze: ci kłują z całą niewinnością, kłamią z całą niewinnością; jakżeby oni zdołali być dla umie sprawiedliwi!
Kto między dobrymi żyje, tego litość uczy kłamać. Litość zagęszcza powietrze wszystkim wolnym duszom. Głupota dobrych jest snać niezgłębiona.
Samego siebie ukrywać i własne swe bogactwo, — oto, czego się nauczyłem tam na dole: gdyż każdy okazał mi się tam ubogim na duchu. I takie też było kłamstwo litości mej żem co do każdego świadom był,
— żem widział i przeczuwał, ile z ducha było dlań dosyć, o ile z ducha było już za dużo!
Sztywnych mędrców ich: zwałem mędrcami, nie sztywnymi: i lak uczyłem się słowa połykać. Grabarzy ich: zwałem badaczami i zgłębiaczami, — tak nauczyłem się słowa zmieniać.
Grabarze chorób się dokopują. Pod starym gruzem złe czyhają woni. Nie należy poruszać bagniska. Na górach żyć należy.
Radosnemi nozdrzami rad górską wdycham swobodę! Wyzwolony jest mój nos od wszelkiej woni człowieczej!
Ostrem lachotana powietrzem, niby winem piennem, kicha ma dusza, — kicha i woła do się radośnie: zdrowia! —

Tako rzecze Zaratustra.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fryderyk Nietzsche i tłumacza: Wacław Berent.