Tajemnicza kula/Rozdział XXIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edgar Wallace
Tytuł Tajemnicza kula
Wydawca Wydawnictwo J. Kubickiego
Data wyd. 1920
Druk Sp. „Gryf”
Miejsce wyd. [Warszawa]
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Flat 2
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXIX.
Człowiek w mgle.

Szukając oparcia pod stopami zdawało się jej, że wchodzi w próżnię.
— Niechcę iść — rzekła — ta mgła jest okropna. Wróćmy.
— Chodź — syknął Berry. — Nie rób ze mnie durnia. Mgła rzednie. Po tamtej stronie mostu jest zupełnie jasno.
Oparła się o niego. Szli w ciemni.
— Jest tutaj zakręt — rzekł — przechodzimy przez ulicę. Włóż to do kieszeni.
— Co to jest? — zapytała, trzymając jakiś papier.
— To zeznanie — odrzekł. — Gdy jesteśmy na dworze, to już możemy to załatwić.
Stanęła.
— Nie pójdę dalej — rzekła stanowczo. — Jakiś człowiek idzie za nami. Przeczekajmy, aż przejdzie. Chcę ujrzeć kogoś oprócz ciebie.
Czekali. Berry wytężał wzrok, ale nikt nie przeszedł.
— Kłamiesz — rzekł — jeśli nie chcesz być sama ze mną, to śpiesz się, za pięć minut będziemy na Greenwich High Street.
— Pewna jestem, że słyszałam kroki — rzekła, a potem, gdy szli obok dalej zawołała: — Słuchaj! ktoś idzie za nami!
Nerwy jego były zupełnie stargane.
— Chodź! — syknął. — Dlaczego nie miałby iść ktoś za nami? Czy kto inny niema prawa chodzić sobie we mgle?
— Wróćmy — prosiła.
Zaśmiał się.
— Która droga prowadzi z powrotem? — zapytał. — Nie bądź szalona! Jesteśmy już koło mostu.
Wziął ją pod ramię i prowadził naprzód. Zeszli z bruku i czuła, że idzie po błocie. Raz stąpiła w kałużę i krzyknęła.
— Gdzie idziemy? — zapytała.
— Na wybrzeże nad kanałem. Tam policjanci szukają, więc nie masz się czego bać — dodał, a to jego przerzucanie się od możliwego detektywa do pewnego policjanta uderzyło ją.
Zatrzymała się znów.
— Pewna jestem, że ktoś idzie za nami. Słyszałam bryzg wody.
— Chodź tu — ze ścieżki — szepnął.
Doszli do żelaznych szyn podkładu, które tworzyły granicę przejścia nad kanałem. Nic nie słyszał. Wpadła mu pewna myśl.
— Próbujesz mnie przestraszyć — syknął. — Chcesz, bym uwierzył, że ktoś idzie za nami!
Szarpnął ją za ramię i stoczyli się nadół po pochyłości. W miejscu, gdzie stały posterunki ze względu na taką mgłę, zatrzymał się. Usłyszał skradające się kroki.
— Czekaj tu — rzekł i wrócił kilka kroków.
Szmer ustał, gdy zatrzymał się.
— Prawdopodobnie jest to plusk wody uderzającej o łodzie — rzekł wracając. — Chodź tędy.
Przeszli koło posterunków i przywarli do muru na lewo. Nie miał zamiaru dzielić jej losu.
— Kanał jest tutaj — rzekła nagle i głos jej drżał. — Czuję zimno. Czy nie dość daleko doszliśmy już?
— Tak, jest tutaj — odrzekł. — Chodźmy...
— Dalej nie pójdę. — Oparła się o mur, zrozumiawszy teraz, poco ją tu przyprowadził.
Ręka jego zgniotła krzyk w jej gardle.
— Zawsze chciałaś umrzeć — rzekł brutalnie i chrypliwie. — Zawsze mówiłaś, że pragnęłabyś już nie żyć — i teraz tak się stanie. Znajdą cię i twoje zeznanie. Słyszysz? A ja powrócę do Buka i znajdę sobie inną dziewczynę!
Broniła się, ale była bezsilna w jego rękach. Wielka dłoń zamykała jej usta, a silne ramię przykuwało ją do miejsca. Potem przez mgłę ujrzał sylwetkę — jakiś cień na jaśniejszym cieniu — i cofnął się.
Pop!
Zabrzmiało jak wyciągnięty korek.
Pop!
Charlie Berry osunął się na kolana, zatoczył się i wpadł z pluskiem w czarną drogę kanału. Dziewczyna oparłszy się o mur widziała dwa błyski, które przeszyły mgłę i zataczając się, szła ku nieznanemu zbawcy.
— O Boże, dzięki! O Boże! dzięki!
— Kate!
Zatrzymała się skamieniała przerażeniem, osłupieniem, zwątpieniem. Widziała, jak ręka poruszyła się i coś wpadło do wody.
— Kate!
— Ty — ty! — szeptała i wpadła w otwarte ramiona.
— Moja ukochana! o moja ukochana! — szeptał i całował zimne policzki.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edgar Wallace i tłumacza: Franciszek Mirandola.