Tajemnice Paryża/Tom II/Epilog/Rozdział I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Tajemnice Paryża
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


EPILOG.
I.
LIST.
Książę Henryk Herkauzen Oldenzaal do hrabiego Maksymiljana Kaminetz.
Oldemzaal 25 sierpnia 1840.

Wróciłem teraz z Gerolstein, spędziwszy trzy miesiące z księciem i jego rodziną. Nigdy może nie czułem większej potrzeby otworzenia przed tobą serca mego, dobry Maksymiljanie, dobry mój przyjacielu.
Od trzech miesięcy nadzwyczajna we mnie nastąpiła odmiana. Zbliżam się do jednej z owych chwil, które rozstrzygają cały los człowieka. Zaklinam cię, przyjeżdżaj; potrzeba mi pociechy, a sam oddalić się stąd nie mogę, ojciec mój bardzo słaby, przywołał mię z Gerolsteinu.
Wiele ci mam do powiedzenia, epokę najpełniejszą, najromantyczniejszą w mojem życiu. Osobliwy i smutny traf! W ciągu tej epoki byliśmy z sobą rozłączeni, my dwaj przyjaciele, dwaj bracia!
Od trzech miesięcy serce moje przepełniają uczucia nadzwyczajnie słodkie lub smutne. Czy pamiętasz, jakeśmy w roku przeszłym marzyli na zwaliskach Oppenfeldu?
Było to trzy dni przed krwawym pojedynkiem, w którym, w kłótni o karty mój sekundant zabił młodego francuza, Saint-Remy. Ale, czy nie wiesz co się stało z niebezpieczną syreną Cecylją, którą przywiózł Saint-Remy do Oppenfeld?
— Otrzymawszy sześciomiesięczny urlop, opuściłem Wiedeń, i czas niejaki bawiłem tu przy ojcu. Był wtedy zupełnie zdrowy, i radził mi, abym pojechał w celu widzenia się z ciotką moją, księżniczką Juljanną, ksienią klasztoru w Gerolstein. Wiesz, że babka moja była cioteczną siostrą dziada panującego dzisiaj księcia Gerolstein, a Gustaw Rudolf dotąd uprzejmie nazywa ojca mego i mnie kuzynami. Wiesz także, że wyjeżdżając na długi czas do Francji, rządy księstwa poruczył ojcu mojemu.
Nad Renem dowiedzieliśmy się, że książę Rudolf spotkał się we Francji z hrabiną Mac-Gregor i zaślubił ją in extremis, aby uprawnić córkę, zrodzoną z pierwszego tajemnego małżeństwa, rozwiązanego później z woli nieboszczyka księcia Gerolsteinu. O tej to księżniczce Amelji, opowiadał nam lord Dudley w Wiedniu. I któżby wtedy mógł pomyśleć. Osobliwy traf!
Klasztor świętej Hermenegildy, w którym ciotka twoja jest ksienią, leży blisko samego Gerolsteinu.
Tego dnia, kiedym przyjechał, powiedziała mi, iż nazajutrz będzie wielkie przyjęcie u dworu i książę oświadczy o bliskiem swem małżeństwie z margrabiną d‘Harville, która niedawno przybyła do Gerolsteinu z ojcem swoim, hrabią d’Orbigny.
— Mój kochany, — rzekła ciotka — jutro zobaczysz Perłę Gerolsteinu.
— O kim mówicie, ciotko?
— O księżniczce Amelji.
— O córce księcia? Lord Dudley mówił o niej w Wiedniu z takim zapałem, żeśmy to uważali za przesadę.
— W moim wieku przy moim charakterze, i w mojem położeniu trudno się zapalać; możesz przeto uwierzyć bezstronności mojego sądu. W życiu mojem nie widziałem dziewczęcia bardziej zachwycającego, niż księżniczka Amelja. Nie ja jedna znajduję się w takiem położeniu: Znasz dumną księżniczkę Zofję?
— Tak, znam... jej straszna ironja...
— Zofja przyjechała tu onegdaj z Domu przytułku, który zostaje pod opieką Amelji. Czy wiesz — rzekła do mnie, lubię satyrę, lecz gdybym dłużej mieszkała z córką księcia, stałabym się bezbronną...
— A, więc moja kuzynka jest czarnoksiężniczką!
— Największy jej powab leży w połączeniu łagodności, skromności i powagi. A co dziwniejsze, że księżniczka Amelja od niedawnego jeszcze czasu używać zaczęła praw swego dostojeństwa... przedtem zostawała ona przy swojej matce, hrabinie Mac-Gregor.
— A w rozmowach z ciotką czy też księżniczka nie wspominała czegokolwiek o dawniejszem swojem życiu?
— Nigdy. Na jej prośbę, książę założył salę ochrony dla szesnastoletnich dziewcząt, sierot, które w tym wieku nie mogą się ochronić od ponęt występku albo od musu nędzy. Odwiedzając je często, widzę, jak kochają księżniczkę biedne sieroty. Codziennie tam kilka godzin przepędza...
— Jeżeli ona jest istotnie kobietą tak niepospolitą — rzekłem — tedy się mocno zmieszam, gdy jutro będę przedstawiony; wiesz ciotko, jak jestem bojaźliwy. Wydam się księżniczce prostakiem i niezgrabnym!
— Nie lękaj się — odpowiedziała ciotka z uśmiechem — tem bardziej, że jesteś jej starym znajomym. Czy przypominasz sobie, kiedyś wyjeżdżał w podróż do Rosji i Anglji, mając lat szesnaście, kazałam odmalować twój portret, w ubiorze, jaki miałeś na pierwszym kostiumowym balu u nieboszczki księżnej.
— Tak, w kostjumie pazia z szesnastego wieku.
— Znakomity nasz malarz, Fritz Mokker, odmalował bardzo trafnie twój portret i nadał mu koloryt staroświeckich obrazów. Przybywszy do Niemiec, księżniczka Amelja odwiedziła mnie wraz z ojcem swoim, a dostrzegłszy twój portret zapytała naiwnie: „Czyja ta ładna twarz z wieków upłynionych?“ Ojciec uśmiechnął się, skinął na mnie, abym milczała, i rzekł: „To portret jednego z naszych kuzynów; miałby teraz, jak widzisz, kochana Ameljo, blisko trzysta lat, w młodym już wieku okazywał dobre serce i niepospolitą odwagę.
— Księżniczka Amelja — mówiła dalej ciotka — uwierzywszy niewinnemu żarcikowi, zgodziła się z ojcem co do wyrazu dobroci i odwagi, malującego się na twarzy pazia, i długo przypatrywała się portretowi. Potem, kiedym przyjechała widzieć się z nią w Gerolsteinie, z uśmiechem zapytała mię, co porabia „Starodawny jej kuzynek“. Wtedy opowiedziałam jej wszystko, i wyznałam, że pięknym paziem jest mój siostrzan, książę Henryk Oldenzaal, liczący lat dwadzieścia jeden, kapitan gwardji Cesarsko-Austrjackiej; i że portret z wyjątkiem ubioru, jest podobny nadzwyczaj do swego oryginału. Na te słowa zarumieniła się księżniczka Amelja, i przybrała zwykłą sobie powagę. Widzisz, że nie będziesz obcym człowiekiem dla twojej kuzynki. Uspokój się więc, i utrzymuj honor swego portretu, dodała ciotka śmiejąc się.
Zostawszy w domu sam jeden, i zastanawiając się nad rozmową z ciotką, nie mogłem pomyśleć bez tajemnej radości o tem, że księżniczka Amelja zwróciła uwagę na mój portret.
Największym byłaby nierozsądkiem opierać jakiekolwiek nadzieje na tak dziwnej okoliczności, przyznaję się do tego, ale zawsze byłem otwartym względem ciebie. Mamże wyznać... uwaga ta obudziła we mnie nadzieje tak płoche, że dzisiaj, rzucając spokojnem okiem na przeszłość, pytam sam siebie: jak mogłem oddawać się marzeniom, które widocznie wiodły mię ku przepaści.
Dom nasz jest starożytny, ale ubogi w porównaniu z ogromnemi posiadłościami księcia, jednego z najbogatszych książąt Związku Niemieckiego. Nadto, mam zaledwie dwudziesty pierwszy rok, jestem tylko kapitanem gwardji, bez osobistych zasług: nigdy książę nie wybrałby mię dla swojej córki.
Osobliwa i niewytłumaczona sprzeczność! Wiesz, jak skromnego jestem o sobie zdania... wszelako pyszniłem się, że portret mój uderzył mocno księżniczkę... Miałem dosyć rozumu, aby pojąć, że ogromna przestrzeń na zawsze nas rozdziela.
Wśród okropnych mąk pędziłem noc całą i następny ranek. Nadeszła godzina przyjęcia u dworu.
Chociaż klasztor o ćwierć tylko mili leży od Gerolsteinu, w krótkim tym przejeździe, tysiączne myśli snuły mi się po głowie.
Stanąwszy w alei, wiodącej do pałacu, wyjrzałem z karety, chcąc kazać stangretowi wracać do domu, lecz wtem baron Koller jadący z żoną za mną, kazał także się zatrzymać. Spostrzegłszy mię rzekł: Proszę do naszej karety. Jedziemy także do pałacu...
Nie widziałeś pałacu w Gerolsteinie? Wszyscy podróżni twierdzą, że to najwspanialszy pałac w Europie, wyjąwszy Wersalski. Spojrzawszy nań, dziwię się, że mi zaraz na myśl nie przyszła moja nicość, Amelja bowiem była córką księcia, pana tego pałacu, tej straży, tych nieprzeliczonych skarbów! Adjutant wprowadził mię na salę, w chwili kiedy Liszt zasiadał do fortepianu (w tym dniu był koncert u dworu). Głębokie milczenie nastąpiło po lekkim gwarze rozmów. Czekając końca muzycznego dzieła, które Liszt odgrywał z właściwą sobie doskonałością, stanąłem we drzwiach.
Wtedy pierwszy raz ujrzałem księżniczkę Amelję.
Nie trzeba ci mówić, że księżniczka Amelja odróżniała się od świetnego orszaku nietyle wysokiem swojem znaczeniem, ile pięknością i wdziękami.
Księżniczka miała na sobie białą suknię i wstęgę orderową. Przepaska z pereł ślicznie odbijała od jasnych włosów; jagody pokrywał lekki rumieniec.
Nie mogę ci wyrazić, co czułem wówczas, wszystko, cokolwiek mówiła mi ciotka o niewyczerpanej dobroci księżniczki, wszystko mi w myśli stanęło.
Nagle przypadkiem obróciła wzrok w tę stronę, gdzie ja stałem.
Wiesz, jak ściśle przestrzeganą jest u nas etykieta i hierarchja stopni. Ze względu na mój tytuł i pokrewieństwo z księciem, osoby, pośród których stanąłem, powoli usuwać się zaczęły, tak, że sam jeden zostałem w pierwszym rzędzie u drzwi prowadzących do galerji.
Dlatego też księżniczka Amelja spostrzegła mię i zauważyła; gdyż na jej twarzy ukazało się ździwienie i mocno się rumieniła.
Widziała mój portret w klasztorze u ciotki, poznała mię, rzecz bardzo prosta. Popatrzyła na mnie nie więcej nad sekundę, ale jej spojrzenie wstrząsnęło mną gwałtownie, potężnie. Twarz moja była w ogniu, spuściłem oczy i przez kilka minut nie śmiałem ich podnieść na księżniczkę; kiedym spojrzał na nią rozmawiała z księżną Zofją, która ją słuchała z czułem zajęciem.
Kiedy Liszt grać przestał, książę zbliżył się ku niemu, i nader grzecznemi słowy wynurzył przed nim wrażenie, jakiego doznał. Wracając na swoje miejsce, Rudolf mię spostrzegł, uprzejmie skinął głową i coś powiedział księżniczce Amelji, pokazując na mnie. Ta, spojrzawszy w moją stronę, odpowiedziała coś księciu, który uśmiechnął się i zarumieniła się znowu.
Byłem jak na torturach.
Skończył się koncert, ja poszedłem za adjutantem. Ten przyprowadził mnie do księcia, który postąpił kilka kroków naprzód, powitał mnie uprzejmie, wziął za rękę i rzekł do księżnej Zofji.
— Proszę pozwolić przedstawić sobie kuzyna mego, księcia Henryka Herkausen-Oldenzaal.
— Ameljo! — mówił dalej książę, obracając się do córki, — przedstawiam ci twego kuzyna, księcia Henryka; jest to syn najlepszego z moich przyjaciół którego, niestety, mie widzę tu dzisiaj.
— Proszę powiedzieć ojcu swemu, że zawsze miło mi jest widzieć przyjaciół ojca mojego i zawierać z nimi znajomość, — odpowiedziała Amelja z zachwycającą prostotą.
Nigdy nie słyszałem takiego głosu; słodki, świeży, dźwięczny, przenikający wprost do duszy.
— Nazywajcie się poprostu kuzynem i kuzynką, według starego naszego zwyczaju, — przerwał książę wesoło, — między krewnymi niemasz tytułów.
— Czy kuzynka pozwoli prosić się do kontrendansa?
— Dobrze, kuzynie, — odpowiedziała księżniczka Amelja.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.