Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom II/XLVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Tajemnica grobowca
Podtytuł Powieść z życia francuskiego
Wydawca Redakcja Kuriera Śląskiego
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Kuriera Śląskiego
Miejsce wyd. Katowice
Tytuł orygin. Simone et Marie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XLVII.

— Niech pani otwarcie powie, czy mnie pani wezwała tylko po to, ażeby dla przyjemności dowiedzieć się chętnie odemnie, ile to wszystko warte, czy pani myśli sprzedać?
— A gdybym myślała? — odrzekła Oktawja — czybyś pan kupił?
Jubiler myślał sobie:
— Jeśli mi sprzeda za tę cenę będę miał przeszło dwadzieścia tysięcy franków czystego zysku — i odrzekł:
— Dlaczego nie!
— Za ile?
— Dam pani gotówką trzydzieści ośm tysięcy franków.
— Bądź pan rozsądny, jeśli chcesz pan zrobić interes.
— A pani ile żąda?
— Czterdzieści pięć tysięcy za wszystko.
— Razem z połamanemi rzeczami, z kawałkami złota i srebra w tej szkatułce hebanowej?
— Nie... tamte kawałki, jak pan nazywa, warte przynajmniej dwa do trzech tysięcy franków.
Mueller wysypał na stół wszystko ze szkatułki hebanowej i z właściwą sobie „sumiennością“ począł oglądać kamienie i oprawę.
— Śliczna spinka! — rzekł nagłe. — Bardzo oryginalna!
Spinka ta — znana czytelnikom — przedstawiała podkowę z turkusikami zamiast gwoździ.
— Drugą pani zgubiła? — zapytał jubiler.
— Tak odpowiedziała Oktawja — przez pomyłkę włożyłam tu tę spinkę, bo ją zachowam i nie sprzedam.
Odłożyła podkowę zdala od innych rzeczy.
— Dam czterdzieści pięć tysięcy, jeżeli pani doda te kawałki.
— Nie, czterdzieści sześć....
I niezawodnie zaczęłaby się targować, ale drzwi się otworzyły i hrabia Juan Smoiłów wszedł do buduaru.
— Co to porabiasz? — zapytał hrabia. — Co to znaczy? — dodał, wskazując rzeczy rozłożone na stole.
— Mój drogi odrzekła Oktawja — wykonywam plan zamierzony oddawna. Dla mnie wartość mają tylko te rzeczy, któreś ty podarował, inne sprzedaję.
— A! bardzo dobrze! kończ, jak gdyby mnie tu wcale nie było.
Hrabia machinalnie patrzył na rzeczy, leżące na stole. Nagle drgnął i śmiertelnie zbladł. Spinkę spostrzegł, spinkę w kształcie podkowy z turkusikami. Wziął ją do ręki i przez kilka sekund przypatrywał się jej bardzo uważnie.
— Czy i ta rzecz włączona? — zapytał hrabia spokojnie, pokazując spinkę, którą trzymał w ręce.
Oktawja drgnęła i przygryzła wargi.
— Nie, panie hrabio — odpowiedział jubiler — to pani Oktawja chce zachować dla siebie:
Oktawja pospieszyła odpowiedzieć:
— Bardzo ładna, zgubiłam drugą spinkę i chciałabym dobrać do pary.
Hrabia pozostał obojętnym, lecz zamiast położyć spinkę na stole, wciąż jeszcze trzymał ją w ręku i wciąż się jej przypatrywał.
— Zgadza się pani? — spytał jubiler.
— Czterdzieści sześć tysięcy, albo nie mamy o czem mówić.
— No, co robić, dam. Zostawiam pani zadatku dwa tysiące, a za godzinę przyniosę resztę i zabiorę rzeczy.
— Wystarcza mi pańskie słowo. Będę pana czekała za godzinę.
Jubiler pokłonił się i wyszedł. Oktawja poszła go odprowadzić do przedpokoju. Hrabia Juan na chwilę pozostał sam.
— Omylić się niepodobna — pomyślał — spinka zupełnie taka, jak tu, którą Aime Joubert znalazła w karetce, gdzie leżało ciało zabitego. Spinka ta niezawodnie należała do mordercy. — Wypadły turkus, znaleziony na cmentarzu Pere Lachaise, w moim grobowcu rodzinnym, widocznie tego dowodzi. Ale jak wytłómaczyć obecność tej spinki w ręku Oktawji?
Właśnie w tej samej chwili wróciła młoda kobieta, Hrabia przybrał minę uśmiechniętą.
— Ho, ho! moja śliczna przyjaciółeczko — odezwał się — prowadzisz interesa wybornie! winszuję ci! Gdzież swe kapitały umieścisz?
— U mego notariusza, kochany hrabio.
— Nie żal ci tych rzeczy?
— Wcale nie żal, a nawet rada będę, gdy ich już nie będzie... Nie cierpię ich, bo nie od ciebie pochodzą.
— E! przesadzasz... Utrzymujesz, że chcesz zachować to tylko, co ja ci podarowałem, a zatrzymujesz ot to...
I hrabia pokazał spinkę, którą trzymał w ręce. Oktawja zarumieniła się.
— To drobnostka — odrzekła młoda kobieta odzyskawszy przytomność umysłu.
— Drobnostka, a tak! Ale drobnostka ta jest bezwątpienia przyjemnem wspomnieniem!
Hrabia, mogący bardzo dobrze grać komedję, kiedy chciał, nadal głosowi swemu odcień zazdrości.
— Jak ty to mówisz? — zawołała Oktawja, usiłując się uśmiechnąć.
— Nie dowierzasz mi?
— Jak najzupełniej i nie dowierzać będę tem bardziej, jeśli mi zaraz nie dasz objaśnień, których mam prawo od ciebie wymagać.
— Objaśnień. — Jasnych... dokładnych... — Kto ci tę rzecz podarował?
— Nikt!
— Co znaczy to kłamstwo?
— To wcale nie kłamstwo, sama za swoje pieniądze kupiłam te spinki do mankiet, bo mi się spodobały na wystawie u jubilera.
Hrabia myślał: Bezczelnie kłamie.
Gdzieżeś zgubiła drugą spinkę, której brakuje? — zapytał.
Oktawja odpowiedziała wzruszając ramionami:
— Doprawdy, panie hrabio, bardzo mi trudno to powiedzieć; pewnego wieczora, rozbierając się, zauważyłam, że u jednego mankieta brak spinki, ale później już o tem nie myślałam.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.