Sztuka i czary miłości/Rozdział VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Sztuka i czary miłości
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1931
Druk Sz. Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VI.
Hypnotyzm

Zanim przystąpię do wielkiej roli, jaką odegrywać może hypnotyzm w oczarowaniach miłosnych, pozwolę sobie wyrazić może nieco śmiałe zdanie.
Mianowicie sądzę, iż każda wielka miłość, szczególnie miłość jednostronna jest albo hypnozą, albo w najlepszym razie, sugestją.
Wnet wyjaśnię bliżej.
Czem jest w istocie hypnoza? — hypnoza jest pogrążeniem danego osobnika przez magnetyzera w taki stan, w którym wola jego całkowicie zanika a bezkrytycznie wykonywa on rozkazy, żądania, ba nawet zachcianki, kaprysy hypnotyzera.
Czyż tych wszystkich czynników nie dopatrzymy się w tak zwanych wielkich, tragicznych miłościach? Czyż nie odnajdziemy stanu zaniku woli, wprost nieprzytomnego ulegania zachciankom drugiej osoby?
Powiedzmy, człowiek starszy, poważny, żonaty spotyka na swej życiowej drodze kobietę, kobietę małej wartości moralnej... Dla niej poświęci on wszystko i żonę i dzieci, majątek i każdy jej kaprys będzie dla niego rozkazem — i on, któryby podobne postępowanie któregokolwiek ze swych przyjaciół ganił z oburzeniem w najbezwzględniejszy sposób, nazywał człowieka, któryby tak postępował głupcem i nędznikiem — on, ten człowiek stateczny zamieni się w pajaca... w ręku nierządnicy.
Weźmy drugi wypadek.
Kobieta rozumna, zrównoważona z gruntu uczciwa zakochuje się w łotrze. Niemal sama sobą pogardza, gdyż wie, że ten kochanek czy mąż jej — to łotr, karciarz, pijak, osobnik stojący pod każdym względem do niej niżej... Lecz mimo wszystko siły niema wydostać się z pod jego wpływu i niech ten nicpoń skinie palcem jeno — poświęci ona wszystko i dom i rodziców — by dostarczać pieniędzy rozpustnikowi na hulanki.
Zapewne może ktoś zauważyć w odpowiedzi, że grają tu ogromną rolę zmysły i że te zmysły jedynie są przyczyną tak bezwzględnego opanowania jednej strony przez drugą.
Nie zgodzę się z podobnem mniemaniem — owszem, zmysły grają wielką rolę... Lecz ileż kobiet, zgoła nie zmysłowych poświęcało się w ten właśnie sposób?
Więc cóż będziemy mieli w tym wypadku?
Będziemy mieli typowe przykłady nieświadomej hypnozy czy sugestji, będziemy mieli całkowite wyzbycie się woli jednej osoby na korzyść drugiej, podporządkowanie, jakie się daje zauważyć, wyłącznie w transach hypnotycznych.
Dla tego śmiało rzec można, iż wszyscy słynni uwodziciele, jak również wszystkie osławione lwice, kobiety demoniczne — były świetnemi magnetyzerami nieświadomemi, równie nieświadomie narzucającemi swą wolę — i tem daje się wytłomaczyć niezwykła władza nad ich miłosnemi ofiarami.
Jest to ten właśnie pierwszy wypadek miłosnej sugestji czy hypnozy naturalnej.
Lecz zgoła innym będzie przypadek sztucznego narzucenia przez hypnotyzera miłości — mówiąc innemi słowy zagadnienie — czy możliwem jest zmusić kogoś przy pomocy hypnozy do kochania?
Na to pytanie bezwzględnie odpowiedzieć można w sposób twierdzący. Wszak w stanie hypnozy u zahypnotyzowanego zanika wszelka wola, czyni on czasem rzeczy zgoła ze swem usposobieniem niezgodne.
Tak więc razu jednego, dr. Forel, autor „Patologji seksualnej“ zahypnotyzował pewną niezwykle cnotliwą starą pannę i w obecności licznych świadków kazał się jej rozebrać. Ta nie namyślając się długo jęła wypełniać otrzymany rozkaz. Gdyby dr. Forel nakazał jej inny czyn obrażający moralność — zapewne również spełniłaby go bez wahania. Jest to chyba najlepszy dowód potęgi hypnotyzera.
Należy jednak zauważyć, iż podobne doświadczenia udają się całkowicie i najlepiej — jedynie z osobami obdarzonemi słabą wolą, nerwowemi i histerycznemi, gdyż w odnośnej literaturze również notowane są wypadki, kiedy młode dziewczęta, nawet w stanie silnego transu, odmawiały spełnienia zlecenia przeciwnego ich wstydliwości.
W hypnozie rozróżniać należy dwa stany.
1. Sam stan głębokiego hypnotycznego snu.
2. Stan po hypnotyczny, kiedy jeszcze wola hypnotyzera działa.
Wyjaśnię to na przykładzie. Młoda dziewczyna jest uśpiona. Hypnotyzer jej mówi: „Gdy pani się ocknie — podejdzie do pana takiego a takiego i ucałuje go serdecznie.“ — poczem ją budzi. Dziewczyna wstaje, chwilę jakby się waha — poczem podchodzi do obcego mężczyzny i całuje tak, jak rozkazanem jej było.
Jak widzimy więc, o ile osobnik będzie podatny i nie oprze się woli hypnotyzera — wykona on każdy rozkaz — a przeto zrozumiałem jest, że o ile otrzyma odnośne zlecenie, powolny będzie miłosnym żądaniom tego, pod działaniem czyjej woli się znajduje.
Stąd właśnie pochodzą opowiadania o niezwykłej władzy, jaką hypnotyzerzy posiedli nad kobietami, które miały nieszczęście pod ich wpływ popaść, stąd pochodzi zdanie, iż może kobieta danego osobnika w rzeczywistości nienawidzieć, pod wpływem zaś hypnozy kochać...
Najsłynniejszym z takich przykładów w historji miał być stosunek Cagliostra do jego żony Lorenzy Feliziani.
Kim był Cagliostro nie będę mówił. Dość nadmienić, że słynny ten mag, czarodziej i magnetyzer, po karjerze pełnej chwały, czczony i podziwiany, jak bóstwo — ustawiano nawet posągi z napisem „divo Cagliostro“ — gdy przybył do Rzymu, z polecenia Inkwizycji został osadzony w więzieniu.
Żona jego, Lorenza Feliziani, kobieta niezwykłej urody a pozornie do niego bardzo przywiązana — składa wówczas dziwne zeznanie.
Oświadcza, iż Cagliostra nienawidzi. Że za pomocą jakichś ciemnych praktyk (słowa „hypnotyzm“ wtedy nieznano) trzymał on ją stale, jakby w półśnie i że wówczas musiała mu być powolną — w chwilach zaś ocknienia — bała go się i uciekała od niego. Tak trwało jej życie — jedna męczarnia — i obecnie szczęśliwą się być czuje, iż się pozbyła tyrana.
Co prawdy a co nie — w tych zeznaniach Lorenzy — trudno rzec. Faktem jest, że przy boku Cagliostra powodziło jej się niezgorzej — a jeśli uciekała od męża — to z powodu zbyt gorącego swego temperamentu. Należy jednak zaznaczyć, iż w czasie procesu zachowywała się wrogo i swemi zeznaniami przyczyniła się w znacznej mierze do skazania maga na dożywotne więzienie. Prawdą zdaje się jest, że dzięki tym zeznaniom — ona, współoskarżona otrzymała wyrok łagodny.
Opowieść ta — o Cagliostrze i Lorenzie — posłużyła za temat znakomitemu francuskiemu pisarzowi A. Dumasowi do powieści p. t. „Józef Balsamo” — gdyż Cagliostro istotnie zwał się Balsamo — a życie innych przykładów nam dostarcza.
Bardzo ciekawy fakt miłosnego oczarowania przytacza w swej książce „La Sorcellerie des Campagnes” („Czarownictwo wiejskie”) — znany autor okultystyczny francuski — Charles Lancelin. Jest to sprawozdanie z procesu niejakiego Castellana.
Dnia 31 marca 1865 r. — do znajdującej się w Var, fermy pana Huguesa, zajmowanej przez niego wraz z synem piętnastoletnim i dwudziestoletnią córką Józefiną — o godzinie szóstej nad wieczorem zastukał osobnik niezbyt pociągającej postaci. Był to mężczyzna, lat koło czterdziestu, kulawy, źle odziany, obrośnięty, o ponurem i niewzbudzającem zaufania spojrzeniu.
Człowiek ten — jak później ustalono nazwiskiem Tymoteusz Castellan — pracował uprzednio, jako robotnik garbarski, lecz uległszy nieszczęśliwemu wypadkowi ręki, oddawna porzucił pracę, aby włóczyć się z miejsca na miejsce, cyganiąc i naciągając na pieniądze naiwnych, jak tylko się dało i gdzie tylko się dało. Występował w charakterach różnych: bądź magnetyzera, bądź znachora cudotwórcy, czasem nawet czarodzieja, czarownika. W tej jednak okolicy go jeszcze nie znano, ani też nie znano jego sprawek.
Gdy zapukał do domku pana Huguesa zamieć szalała na dworze. Błagał o przytułek i pożywienie, znużony drogą — a gospodarz mimo, iż pewną obawą przejęła go powierzchowność nieznajomego, kierowany litością, otworzył drzwi i udzielił gościny, czego później miał głęboko pożałować. Zaznaczyć należy, iż pragnąc niezawodnie wzbudzić litość, Castellan bełkotał niewyraźnie, udając niemotę.
Znalazłszy się za stołem, intruz swem zachowaniem zwrócił na się ogólną uwagę: zanim napełnił szklankę, wykonywał nad nią jakieś dziwaczne ruchy, rzekłbyś kreślił krzyże w powietrzu, po wychyleniu zaś trunku się żegnał. Wystarczyło to całkowicie, aby rozognić zaściankową, wiejską ciekawość. „Prorok to pewnie!” — pobiegł szept i na wieść o pojawieniu się tajemniczego człowieka wieczorem w domu Huguesa jęli się gromadzić ciekawi. Przy pomocy papieru i ołówka zawiązano z rzekomym głuchoniemym długą rozmowę, raczej na pół religijną, na pół polityczną dysputę — a ten zaimponował zebranym niezwykłą trafnością swych pisanych odpowiedzi. Wreszcie, nacieszywszy się niezwykłym gościem, udano się na spoczynek, ulokowawszy go wygodnie na strychu... na wiązkach słomy.
Jak widzimy, w wieczór ten, nic niezwykłego nie zaszło, aczkolwiek opowiadała później córka gospodarza Józefina, która tu wnet stanie się bohaterką całej tej przygody, że już od pierwszej chwili ujrzenia Castellana, ogarnął ją niepojęty lęk — i że noc całą przepędziła w ubraniu, na łóżku.
Dramat miał się rozegrać dopiero dnia następnego. Rano — jak zwykle — syn Huguesa wyszedł do pracy, ojciec zaś, spożywszy posiłek wraz z gościem, około siódmej w towarzystwie Castellana wyruszył w pole.
Niezadługo jednak włóczęga powraca sam — zastaje Józefinę, krzątającą się przy gospodarstwie — nie spogląda nawet na nią, sadowi się gdzieś w kącie i rzekłbyś zapada w zadumę. Siedzi nieruchomo przez szereg godzin. W tym czasie fermę odwiedza paru sąsiadów a jeden z nich, w którego zabobonnem pojęciu, niemowa zdążył już był urosnąć do poziomu proroka, czy świętego i który w darze „bożemu człowiekowi” przyniósł jajka i inne wiktuały — zagląda nawet parokrotnie. Za pierwszym razem nic nie zauważa — Józefina skarży się jeno na silny ból głowy — za drugim razem widzi, iż przybłęda kreśli w powietrzu tajemnicze koła po nad głową pochylonej przy kominie dziewczyny. Snać musiało ją to niepokoić, gdyż zauważył sąsiad, że była zaczerwieniona, nieswoja i widocznie ucieszyła ją obecność trzeciej osoby. Po półtoragodzinnej mniej więcej rozmowie, około południa wyszedł gość — i odtąd pozostała ona sam na sam z Castellanem.
Co się od tej pory działo aż do godziny czwartej — ustalić dość trudno, na zasadzie późniejszych opowiadań Józefiny i mętnych zeznań włóczęgi, składanych w czasie śledztwa.
Wedle jej słów „czary” przedstawiałaby się następująco. Około południa, dziewczyna kierowana litością, poprosiła włóczęgę, aby ten, wraz z nią spożył skromny posiłek. Zajął miejsce naprzeciw, ona jęła nakładać potrawy. Nagle Castellan uniósł się z miejsca i wykonał ruch, jakby sypiąc do jej jadła jakiś proszek. Może li tylko wykonał ruch podobny — proszku żadnego bowiem nie zauważyła, wnet jednak zrobiło jej się niedobrze i wspomnienia od tej chwili poczęły się zacierać. Pamięta jeszcze, iż nieco później ocknęła się pod wpływem strumienia zimnej wody, którą ją polewał Castellan, pamięta — iż się podniosła z podłogi, pragnąc co rychlej opuścić pokój, lecz sił zabrakło i przy wyjściu zemdlała powtórnie. Wydawało jej się jeszcze, iż bito ją, szarpano, rozkazywano dokądciś iść i temu rozkazowi nie mogła się oprzeć, zmuszała ją do niego jakaś wewnętrzna siła.
Dość, że około czwartej, sąsiedzi widzą, jak Józefina opuszcza ojcowski dom i udaje się wraz z włóczęgą w nieokreślonym kierunku.
Fakt ten wywołuje tem większe zdumienie, ponieważ dziewczyna cieszy się jaknajlepszą reputacją, przybysz zaś fizycznie budzić może jeno odrazę. Kroczy w ślad za nim pokornie, rzucając od czasu do czasu w stronę przygodnych świadków całej tej sceny niezrozumiałe zdania, woła do nich „iż dąży za swym bogiem, do nowego królestwa, po szczęście!”
W czasie rozprawy sądowej Castellan, powołując się na przytoczony wyżej szczegół twierdził, iż przed wyruszeniem z domu miała oświadczyć dwóm sąsiadom, zgodnie z miejscowym zwyczajem, że odchodzi z pod rodzinnej strzechy dobrowolnie — świadkowie ci jednak nie zostali odnalezieni.
Wyrusza więc ta dziwna para z fermy, kierując się do sąsiedniej wsi, gdzie noc spędzają w szopie z sianem.
Nazajutrz błądzą po polach i lasach a Józefina, pod wpływem praktyk czarodziejskich czy hypnotyzerskich uwodziciela jakoby mdleje parokrotnie — wreszcie, pod wieczór, przybywają do osady Collobrieres i proszą jednego z miejscowych fermerów o gościnę. Dziewczyna śpi z żoną gospodarza, Castellan razem z nim.
Dotychczas zeznania świadków brzmią skąpo, zapewne dla tego, iż para mało zwracała na się uwagę i jej bacznie nie obserwowano — lecz gdy dnia trzeciego, wędrując dalej zatrzymują się oni we wsi Capelude — szczegóły sypać się poczynają, niczem z rogu obfitości.
Zamieszkują u jednego z wieśniaków, niejakiego Coudroyer a zachowanie ich poczyna być tak niezwykłem, iż na wieść o dziwnej parze, sąsiedzi zbiegają się tłumnie. Józefina, w ich obecności, na zmiany to darzy pieszczotami kochanka, zwąc go swem „szczęściem”, „skarbem” i „bogiem”, to znów odpycha ze wstrętem i zgrozą, głośno jęcząc i błagając, by nie uważano ją za nierządnicę.
— „Temu” najsilniejsza kobieta się nie oprze! — woła, mając snać na myśli jakąś siłę tajemną, pod której przymusem pozostaje. — Nikt się temu nie oprze! To straszne! Zabierzcie mnie! Zabierzcie, zabierzcie...
Przytomni nie wiedzą, co sądzić, bo już po chwili, znów pada w ramiona kochanka. Wieczorem jednak pragnie Józefina nocować z jedną dziewczyną, zdala od Castellana, w domu sąsiednim. On przeciwstawia się stanowczo, jednak ona nie ustępuje. Wtedy, aby złamać opór, wykonywa parę dziwnych znaków — niektórzy później twierdzili, iż li tylko lekko dotknął jej piersi i czoła. Pada natychmiast omdlała i tak pozostaje trzy kwadranse. Mimo tego stanu Castellan każe Józefinie dawać odpowiedzi na pytania — i ona odpowiada.
— Może chcecie, aby się roześmiała? — zapytuje — i Józefina się śmieje.
Przypuszczając symulację, obecni łaskoczą i szczypią zemdloną — lecz naiwne te zabiegi, oczywiście, pozostają bez skutku i trwa ona w swym bezwładzie.
Aby ją przywieźć do przytomności, Castellan wymierza trzy potężne policzki. Skutek jest natychmiastowy — trzeźwieje dziewczyna, otwiera oczy, powstaje i nie tylko nie skarży się na żaden ból, lecz radośnie oświadcza, iż czuje się znakomicie.
Obecni wychodzą zdumieni i przerażeni, nie mogąc, rzecz oczywista, dzięki brakowi wykształcenia, pojąć istotnej treści sceny, jaka się w ich przytomności odbyła. Wychodzą, nie śmiąc interwenjować; rozważają, czy dziwna para jest parą przebiegłych komedjantów, czy też kobieta cierpi na niezwykły rodzaj obłędu.
Józefina pozostaje z Castellanem sam na sam... i zaledwie upłynęło godzin parę... domowników budzą przeraźliwe krzyki. Imć Coudroyer, zniecierpliwiony, uzbraja się w tęgi kij, wędruje na górę i rozkazuje Castellanowi natychmiast wynosić się z domu. Lecz czarownik poczyna się kornie tłomaczyć, gorąco broni go również Józefina. „Tylko siłą oderwiecie mnie od niego!” — woła. Pan Coudroyer macha ręką, idzie spać z powrotem a reszta nocy upływa spokojnie.
Nazajutrz schodzi dziewczyna pierwsza — jest nieprzytomna, wodzi błędnym wzrokiem, bełkocze coś bez związku. W chwilę później zjawia się Castellan i aby — jak się wyraża — doprowadzić krnąbrną do posłuszeństwa, rozkazuje jej okrążyć pokój, trzykrotnie na klęczkach, dokoła. Teraz obecni poczynają się oburzać i postanawiają czarownika usunąć z domu, bez zwłoki. Nie zamyślając się długo, gospodarz podchodzi do Castellana i pochwyciwszy go za kołnierz zwyczajnie wyrzuca za drzwi.
Lecz zaledwie ten znikł, Józefina pada na podłogę, tężeje, oczy stają jej w słup, zda się za moment życie zakończy — przerażeni domownicy biegną co rychlej za włóczęgą i odnalazłszy Castellana na drodze, sprowadzają siłą z powrotem, rozkazując wyprowadzić natychmiast nieszczęsną z tego stanu.
Czarownik pochyla się nad nią, wymawia parę słów, znów trzykrotnie uderza w policzek — i kryzys mija. W czasie cucenia dziewczyny, dziwaczne wyznanie z ust mu się wymyka.
„Nie pierwsza to kobieta — powiada — jaką potrafiłem w ten sposób opanować! Trzydzieści lat temu wstecz mój ojciec też „coś“ zadał matce! Dobrze się biedaczka nacierpiała!“
Reszta dnia upływa — jak poprzednio. To jest dziewczyna nad wyraz czułą dla uwodziciela, to go odpycha z obrzydzeniem, błagając obecnych, aby ją uchronili i uwolnili od niego. Zapytywana, co czuje w czasie „ataków” — odrzeka, iż słyszy i widzi wszystko, dziejące się dokoła, lecz ani bronić się, ani sprzeciwiać się otrzymywanym rozkazom nie może, gdyż ma całkowicie sparaliżowaną wolę — musi czynić rzeczy, które napawają ją wstrętem, przez co cierpi niewymownie. Czasem wystarcza, by Castellan trącił ją lekko w piersi — a czuje potężny ból — innym razem — niezwykłą ulgę jej przynosi dotknięcie jego rąk lub nóg.
Wreszcie twierdzi, iż gdyby czarownik wychylił resztkę niedopitej wody z jej szklanki oraz zjadł niedojedzoną bułkę... będzie uwolnioną z pod uroku. Żądanie to zapewne jest spowodowane wspomnieniem poprzedniego „oczarowania”, kiedy w rodzicielskim domu, w czasie posiłku, w ten sposób miał Castellan ją opanować i z niej uczynić swą ofiarę.
Sąsiedzi rozumieją coraz mniej... i żegnając się chyłkiem wynoszą z domu, aby jaknajdalej się znaleźć od wszelkiego djabelstwa i czarownika, którego poczynają uważać za wcielenie czarta.
Nazajutrz, w dobrej zgodzie, para wyrusza w dalszą drogę. Czas jakiś idą razem, lecz gdy kilku napotkanych przechodniów zatrzymuje Castellana, zadając mu pytania, tyczące się wczorajszych wypadków — korzysta z tego dziewczyna i szybko ucieka w poblizkie zarośla. Pod osłoną gąszczów przemyka się, powraca do fermy, którą rano opuściła a tam pada na kolana przed gospodarzami, zaklinając, aby ją obroniono, nie wydawano straszliwemu towarzyszowi.
Fermerzy litują się nad biedaczką i w godzin parę później, odstawiają pod silną eskortą, do rodzicielskiego domu. W drodze powrotnej, znów szał ogarnia dziewczynę — wykrzykuje zdania bez związku, śmieje się, płacze, wymyśla swym obrońcom, pragnie biec do Castellana. Lecz ci nie ustępują, prowadzą niemal siłą i oddają ojcu. Tu czar zda się winienby prysnąć... ale... jeszcze przez szereg dni opętanie nie opuszcza Józefiny, wciąż woła, iż pragnie widzieć swego kochanka, iż bez niego życie jest niczem, że on jeden jest w stanie jej szczęście zapewnić... Później bije czołem o podłogę, rozpacza... traci przytomność...
Zawezwany lekarz stwierdza jedynie silną gorączkę i ogólny wstrząs nerwowy, spowodowany, jak tłomaczy, przeżytemi przygodami, oraz poczuciem utraconej czci i hańby. Stosuje obfity upust krwi — a środek ten sprawia chorej znaczną ulgę.
Jeden z obywateli okolicznych, wielki miłośnik magnetyzmu, zasłyszawszy o niezwykłych wypadkach, przybył do domu Huguesa, celem poczynienia obserwacji i doświadczeń. Ku wielkiemu swemu zdziwieniu stwierdził, iż nie była Józefina bynajmniej podatnem medjum dla hypnozy ani też, że ją uśpić wcale nie było łatwo. Z wielkim trudem udało mu się ją wprowadzić w trans — a na postawione pytania odpowiadała niechętnie gdyby wbrew swej woli.
Oczywiście usiłował magnetyzer, w pierwszym rzędzie, wydobyć z somnambuliczki bliższe szczegóły przygody — wszystko daremnie, wciąż natrafiał na jakiś zda się opór niezwalczony. Józefina rzucała jeno oderwane, bez związku frazesy i poza przytoczonemi faktami, nic więcej od niej dowiedzieć się nie było można. Zaznaczała wszakże, iż „passy” działają na nią kojąco.
Tak się przedstawiała zagadkowa sprawa.
W czasie dochodzeń ustalono rzecz jedną jeszcze, niezwykle ważną — świadkowie charakteryzowali bohaterkę przygody — jako spokojną, flegmatyczną dziewczynę, może nieco naiwną, lecz ani histeryczkę, ani nie obciążoną dziedzicznemi, nerwowemi chorobami...
Castellan został zatrzymany, początkowo pod zarzutem włóczęgostwa.
Był to pozór jeno, chęć osadzenia go w areszcie, gdyż sędzia śledczy, prowadzący sprawę, zaintrygowany różnorodnemi, najbardziej nawet nieprawdopodobnemu wersjami — wnet od początku jął usilnie zbierać dane, czy Józefinie w rzeczy samej został zadany gwałt, a jeśli został... to w jakich okolicznościach i na ile owe wieści o „oczarowaniu”, uwiedzeniu wbrew woli, przy pomocy hypnozy, odpowiadają prawdzie.
Zawezwano ekspertów — lekarzy w osobach pp. Aubon’a i J. Roux’a.
Po szczegółowem przestudjowaniu dzieł takich powag i autorytetów, jak Tardieu, Devergie, Coste, Broquier i innych, doszli oni do wniosku, iż „przy pomocy praktyk magnetycznych można wywrzeć na osoby nerwowe i do podobnych doświadczeń podatne, wpływ bezwzględnie paraliżujący i unicestwiający ich wolę”.
Na zasadzie powyższego orzeczenia — Castellan został oskarżony o zbezczeszczenie kobiety, wykorzystując jej stan nieprzytomny i nie możność obrony w czasie hypnozy — a trzej nowi rzeczoznawcy, w czasie rozprawy głównej — całkowicie potwierdzili poprzednio wysuniętą opinję kolegów. Winę uznano za udowodnioną i surowo skazano włóczęgę — wyrok brzmiał — dwanaście lat ciężkiego więzienia!
Wyrok niezwykle ostry — lecz sprawiedliwy!

Tak się przedstawia istota „oczarowań miłosnych“.
Jeśli mało dotychczas nadużyć na tem tle było — powiada Wulfen w swej „Psychologji przestępcy“ — przypisać to tej przyczynie należy, iż na szczęście, nie wiele osób poddaje się hypnozie a jeszcze mniej wyzbywa w transie owego instynktu samoobrony, który nie pozwala na wykonanie rozkazów, mogących być zgubnemi lub obrażających poczucie moralne zahypnotyzowanego.
Wiele kobiet, mimo polecenia obnażenia się do naga — nie obnaży się i hypnotyzera nie usłucha, czego liczne zebrano dowody — gdyż w tych wypadkach przyrodzona skromność przezwycięży obcy nakaz.
Przygoda Józefiny Hugues jest wyjątkową przygodą — a specjalne zainteresowanie chyba budzić może z tego względu, iż uwodziciel natrafił na grunt, w zasadzie swojej do hypnozy mało podatny, gdyż na osobę zgoła nie nerwową a wręcz przeciwnie flegmatyczną i ospałą.
Na zakończenie jeszcze przytoczę przykład.
Pewien mag, zdradzę sekret — mag warszawski — którego nazwiska z różnych względów nie wymieniam, uwiódł przed paru laty dwie niewiasty jednocześnie — a były niemi... matka i córka...
Opanował je do tego stopnia, że rzuciły dlań wszystko i obydwie jeździły w wraz z nim z kraju do kraju, dopóki nie nastąpiło straszliwe przebudzenie... Córka z rozpaczy popełniła samobójstwo... Rzuciła się z okna czwartego piętra jednej z kamienic przy ulicy Św.-Krzyskiej.. a nikt z szerokiej publiczności nie mógł pojąć w Warszawie, co skłoniło pannę młodą, przystojną i zamożną do podobnie rozpaczliwego kroku...
My to wiemy! I rozumiemy! A matka?
Matkę możemy odnaleźć... w zakładzie dla obłąkanych!
Takie bywają wypadki zwycięstw miłosnych za pomocą... hypnozy!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.