Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieczorem w domu Huguesa jęli się gromadzić ciekawi. Przy pomocy papieru i ołówka zawiązano z rzekomym głuchoniemym długą rozmowę, raczej na pół religijną, na pół polityczną dysputę — a ten zaimponował zebranym niezwykłą trafnością swych pisanych odpowiedzi. Wreszcie, nacieszywszy się niezwykłym gościem, udano się na spoczynek, ulokowawszy go wygodnie na strychu... na wiązkach słomy.
Jak widzimy, w wieczór ten, nic niezwykłego nie zaszło, aczkolwiek opowiadała później córka gospodarza Józefina, która tu wnet stanie się bohaterką całej tej przygody, że już od pierwszej chwili ujrzenia Castellana, ogarnął ją niepojęty lęk — i że noc całą przepędziła w ubraniu, na łóżku.
Dramat miał się rozegrać dopiero dnia następnego. Rano — jak zwykle — syn Huguesa wyszedł do pracy, ojciec zaś, spożywszy posiłek wraz z gościem, około siódmej w towarzystwie Castellana wyruszył w pole.
Niezadługo jednak włóczęga powraca sam — zastaje Józefinę, krzątającą się przy gospodarstwie — nie spogląda nawet na nią, sadowi się gdzieś w kącie i rzekłbyś zapada w zadumę. Siedzi nieruchomo przez szereg godzin. W tym czasie fermę odwiedza paru sąsiadów a jeden z nich, w którego zabobonnem pojęciu, niemowa zdążył już był urosnąć do poziomu proroka, czy świętego i który w darze „bożemu człowiekowi” przyniósł

107