Sztuka czytania/Pamięć

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Bereza
Tytuł Sztuka czytania
Wydawca Czytelnik
Data wyd. 1966
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

PAMIĘĆ

Wiem już, że dla Odojewskiego temat to niesłychanie drażliwy mówić w związku z jego twórczością o wpływach i zależnościach literackich. Jestem z natury i z wyboru dobry, powinienem więc ten drażliwy temat wyminąć i może nawet tak postąpiłbym, gdyby nie konieczność skrótowej informacji. Żeby poinformować zwięźle, czym jest zbiór opowiadań Odojewskiego „Zmierzch świata“ (1962), trzeba powiedzieć, że jest to zbiór opowiadań z ducha i z formy faulknerowskich. Zaznaczam, że to nie pretensja, a stwierdzenie faktu. Nie jestem przeciwnikiem żadnych zależności literackich.
U Włodzimierza Odojewskiego różne zależności zawsze były duże, żadnego wzoru pisarskiego Odojewski tak sobie nie przypasował jak wzoru Faulknera. „Zmierzch świata“, choć jest tak bardzo faulknerowski, jest jednocześnie najbardziej własną wypowiedzią pisarską Odojewskiego. W ogóle jest to wypowiedź pisarska znakomita. Ulec duchowi i formie pisarstwa Faulknera — to się przytrafia dziesiątkom pisarzy na świecie. Odojewski sięgnął do spraw własnych, do których model faulknerowski tak pasuje, że się czasami myśli, że autor nie przyswoił sobie zdania faulknerowskiego, a po raz pierwszy je stwarza, żeby wyrazić świat, którego w inny sposób wyrazie niepodobna. Piekło piekieł, które rozpętała ostatnia wojna na terenach, gdzie krwawiła od wieków polsko-ukraińsko-rosyjsko-żydowska rana. Metafizyczny wymiar namiętności, które się tam spełniły. Groza umiłowań i nienawiści. Jeden z prawdziwych końców świata.
Opowiadania Odojewskiego są opowiadaniami, ale składają się one w coś na kształt nie samowitej powieści. Powtarzają się w nich postacie, okoliczności, sytuacje. Bohater i narrator większości opowiadań, Piotr Czerestwienski, wnuk białego Rosjanina, dziedzic dworu w Czupryni, ma trzynaście lat, gdy zaczyna się wojna, jest skrachowanym starcem, gdy po wojnie uczestniczy w pacyfikacji upowskich band. Skończył się jego świat i dom, zabita została jego miłość, wiara i nadzieja, on sam zabijał i nienawidził, on sam stał się już tylko narzędziem wyobraźni, której terenem jest pamięć przeżytego, a przeżyte znaczy dla niego niewiarygodne w swoim niesamowitym okrucieństwie. Wiemy skądinąd, że tej treści świata nie wymyślił Odojewski pod wpływem lektury „Absalomie, Absalomie“. Te sprawy są w Polsce powszechnie znane przynajmniej ze słyszenia. Odojewski utrwalił grozę, o którą otarła się w najlepszym wypadku tylko nasza wyobraźnia.
Z dużego zbioru opowiadań, w którym zaledwie kilka jest takich, że nie przyniosłyby one zaszczytu prawdziwie wybitnemu pisarzowi, wyróżniłbym dwa o znamionach wielkości. Są to opowiadania „Exodus“ i „Ucieczki“. W pierwszym bohater i narrator Piotr Czerestwienski odtwarza swoje pierwsze zetknięcie z wojną. Ten niezapomniany dla wszystkich koniec lata, które dla Piotra było latem trzynastym. Ta chłopięca wyprawa konna z listem babki do pobliskiego dworu i pierwszy widok czegoś niepojętego: nieskończonego pochodu uciekinierów. Dla nas wszystkich, którzy to pamiętamy, było to przeżycie straszniejsze niż wszystko, co nastąpiło potem. Z tym przeżyciem wiąże się przeczucie bezgranicznej straszności, tak bezgranicznej jak bezgraniczne w grozie są wszelkie przeczucia. Piotr w tym czymś niepojętym, z czym się styka, przeczuwa już wszystko, czego doświadczy w swoim końcu świata. Opowiadanie „Ucieczki“ jest próbą wyrażenia czegoś, przed czym wzdraga się wyobraźnia. Odojewski odważył się znaleźć słowa, które mają nazywać świat wewnętrzny kobiety (ukochana Piotra Katarzyna) porwanej do żołnierskiego burdelu. To są już same dna ludzkich piekieł, do których mało kto ma odwagę zaglądać. To opowiadanie jest wielką próbą pisarskiej wyobraźni Odojewskiego. Chyba autor „Zmierzchu świata“ wychodzi z niej zwycięsko, ponieważ opowiadania nie czyta się tak, jak się czyta coś, co nie powinno zostać napisane. A to jest naturalny ludzki odruch wobec samego pomysłu takiego opowiadania.
W pokaźnym dorobku pisarskim Włodzimierza Odojewskiego „Zmierzch świata“ jest największym osiągnięciem. Ani głośna powieść „Miejsca nawiedzone“ (1959), ani opowiadania „Kwarantanna“ (1960), choć w nich dopiero ambicje pisarskie Odojewskiego objawiły się w całej pełni, nie dorównują prozie „Zmierzchu świata“. W „Zmierzchu świata“ spotkał się Odojewski z Leopoldem Buczkowskim, co sygnalizuję nie dlatego, żeby wskazać na nową zależność literacką. Poza samą materią ludzkich doświadczeń, z których czerpią, nie ma nic wspólnego pomiędzy tymi dwoma pisarzami.

*

W paru zdaniach własnego komentarza do „Wyspy ocalenia“ (1964) podaje Odojewski kilka informacji, których nie sposób pominąć, jeśli się chce tę powieść oceniać. „...Pierwszą wersję »Wyspy ocalenia« — informuje autor — napisałem w 1950 roku. W rok później ogłosiłem ją z niewielkimi i nieistotnymi skrótami w odcinku radiowym, wkrótce potem otrzymałem za nią nagrodę im. Tadeusza Borowskiego przyznaną przez Komisję Młodzieżową Związku Literatów Polskich“. W dalszym ciągu komentarza autor podaje, że powieść ukazuje się w całkowicie nowym opracowaniu stylistycznym. Szanujący się krytyk zauważyłby z pewnością, że w „Wyspie ocalenia“ występuje dzisiejszy styl narracyjny Odojewskiego i nabrałby tym samym przekonania, że „Wyspa ocalenia“ powstała mniej więcej w tym samym czasie co zbiór opowiadań „Zmierzch świata“ (1962). Wtedy wyniknąć musiałyby zasadnicze nieporozumienia. W „Wyspie ocalenia“ występują te same postaci, niemal te same zdarzenia i okoliczności zdarzeń co w opowiadaniach „Zmierzchu świata“. Ktoś nie najbardziej bystry posądziłby Odojewskiego, że z trudnych opowiadań opracował mniej trudną powieść i wystąpił w roli popularyzatora swojej własnej twórczości. „Wyspa ocalenia“ może być uznana za popularyzację „Zmierzchu świata“, ale tylko na pozór. W gruncie rzeczy mimo wszystkie zbieżności są to książki całkowicie odrębne i bez wyjaśnień autora ich zbieżność stanowiłaby niepotrzebną zagadkę krytyczną. Tymczasem nie zbieżności, lecz różnice tych dwóch książek są naprawdę interesujące.
Nowe opracowanie stylistyczne sprawiło, że „Wyspa ocalenia“ jest powieścią bezbłędną w sensie roboty pisarskiej. Niezatarło jednak (i dobrze, że nie zatarło) śladów jej młodzieńczości. W tym samym świecie i w tej samej sferze własnych doświadczeń zewnętrznych widział co innego autor „Wyspy ocalenia“, a co innego zobaczył autor „Zmierzchu świata“. Jakiż to wspaniały przykład na to, że w literaturze mało się liczy to, o czym się pisze, a naprawdę liczy się, kto pisze. W tym wypadku chodzi o tego samego człowieka, który raz opowiada swój świat jako młodzieniec, a za drugim razem jako ktoś z doświadczeniami wieku klęski. W jednym z najznakomitszych opowiadań „Zmierzchu świata“ poznajemy Piotra Czerestwienskiego jako trzynastoletniego chłopca, który przeżywa grozę września 1939 roku. Ten sam Piotr Czerestwienski w „Wyspie ocalenia“ jest chłopcem szesnastoletnim, powieść dotyczy bowiem jego przeżyć w roku 1942. Trzynastoletni Piotr Czerestwienski z opowiadania „Exodus“ przeżywa swój pierwszy i najstraszniejszy koniec świata. Piotr szesnastoletni z „Wyspy ocalenia“ doświadcza dopiero pierwszego męskiego zdumienia, że jego świat jest zagrożony. I pierwszy, i drugi Piotr mają identyczną biografię. Pierwszego i młodszego prezentuje pisarz, który młodość ma już poza sobą. Drugiego starszego prezentował pisarz, który dopiero stanął na progu prawdziwej męskiej młodości. Nie chcę wyprowadzać szerszych uogólnień, pragnę pozostać przy uogólnieniu najskromniejszym: nie liczy się wiek i doświadczenie bohaterów literackich, liczy się wiek i doświadczenie twórców.
„Wyspa ocalenia“ pozostała powieścią młodziutkiego pisarza, który borykał się jeszcze z wtajemniczeniami wieku dojrzewania. Autor „Wyspy ocalenia“ znał tak samo jak autor „Zmierzchu świata“ grozę zdarzeń, które się rozegrały w czasie drugiej wojny światowej na terenach Podola, poznanie jednak (zwłaszcza to, które jest ważne w sztuce) niewiele ma wspólnego z poznaniem zewnętrznym, choćby za mianem tym kryło się prawdziwe przeżycie. Przeżycie i właściwe przeżyciu poznanie dostarcza jedynie surowca, który świadomość ludzka przetwarza w tajemniczym rytmie swoich tak długich jak życie ludzkie prac. Nie sądzę, żeby nawet w „Zmierzchu świata“ surowiec przeżyć wojennych Odojewskiego był całkowicie i ostatecznie zużyty. W „Wyspie ocalenia“ natomiast w świadomości Odojewskiego dopiero rozpoczęły się te prace, których rezultaty widzieliśmy w „Zmierzchu świata“.
Tytuł „Wyspa ocalenia“ ma sens ironiczny czy może nawet szyderczy. Jakaż bardzo młodzieńcza jest ta ironia czy szyderstwo w porównaniu z tragiczną wymową eufemicznego tytułu „Zmierzch świata“. Tytuł „Wyspa ocalenia“ zawiera zresztą bezpośrednią akcję do chłopięcych lektur i chłopięcych marzeń. Pierwsza powieść Odojewskiego była powieścią o utracie chłopięcych marzeń, o ich rozbiciu w zetknięciu z rzeczywistością. Piotr Czerestwienski z „Wyspy ocalenia“ nie rozstał się z marzeniami we wrześniu 1939 roku, tak jak bohater opowiadania „Exodus“. On w roku 1942 wraca do prawdziwego domu swego dzieciństwa z ufnością, że odnajdzie wszystko, co zostawił. W jego kilkudniowych przeżyciach w otoczeniu swego pierwszego świata kryje się jedno dorosłe zresztą doświadczenie, że wszystko nie jest takie, jak myślał. Nie ma jasności i prawdy jak na dłoni, nie ma bezpieczeństwa i nie ma ufności. To, co wydawało się niewinne, nie jest wcale niewinne. Przyjaźń nie jest absolutna i miłość nie jest idealna. Najprawdziwsze, młodzieńcze trzęsienie ziemi. Żaden koniec świata, tylko właśnie trzęsienie ziemi, z którego wynika świadomość zagrożeń i niebezpieczeństw, ale nie przeczucie, że tym zagrożeniom i niebezpieczeństwom można nie sprostać. Takie wątpliwości nie przychodzą jeszcze Piotrowi na myśl. On wierzy jeszcze, że będzie w stanie pokonać wrogów i ocalić wszystko. On jest tylko zdumiony tym, że czekają go zadania tak trudne i odpowiedzialne. Bardzo piękna jest ta powieść o młodzieńczym rozczarowaniu. Tym piękniejsza, że świat, który mógłby od razu zabić, tylko burzy marzenia i złudzenia dzieciństwa. Nie ma więc świata tak strasznego, w którym by młodość nie mogła pozostać młodością. Dobrze się stało, że Odojewski zechciał opublikować swoją młodzieńczą powieść. A przede wszystkim, że korzystając z możliwości napisania jej według jego dzisiejszych upodobań narracyjnych nie zniszczył w niej dokumentu swojej pisarskiej młodości.

Włodzimierz Odojewski: „Zmierzch świata“, Warszawa 1962, Czytelnik; „Wyspa ocalenia“, Warszawa 1964, Czytelnik.