Szpieg (Cooper, 1829-30)/Tom II/Rozdział VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Szpieg
Podtytuł Romans amerykański
Tom II
Rozdział VII
Wydawca A. Brzezina i Kompania
Data wyd. 1829
Druk A. Gałęzowski i Komp
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz J. H. S.
Tytuł orygin. The Spy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VII.

Wzywam na sąd Daniela, niech mnie Daniel sądzi,
W którym cnota z rozumem, duszą, iego rządzi!

Kupiec Wenecki.
Szekspir.

Podczas gdy przytoczone w poprzednim rozdziale zdarzenia zaszły, w oberży Betty Flanagan, Skinner wspólnie z towarzyszami swemi, udawszy się za Kapitanem Lawton, przyszedł razem z nim do folwarku, któren niedaleko miasteczka położony, mieścił w sobie cały szwadron kapitana. — Lawton w każdym razie okazywał niezłomną gorliwość, i naymocnieysze poświęcenie się dla sprawy kraiu swoiego; na polu bitwy, na wszelkie narażał się niebezpieczeństwa, pomiędzy żołnierzami swemi naysurowszą zaprowadził karność, dochodził i mścił się na tych, których za nieprzyjaciół oyczyzny uważał, słowem wielu co go znali, odwagę iego, czyny w fałszywém wystawiaiąc sobie świetle, więcéy przypisywali dzikości iego charakteru, niż czystym do sławy dążeniom. Przeciwnie kilka dowodów ludzkości, albo lepiéy powiedziawszy bezstronnéy sprawiedliwości, zjednały Dunwoodiemu imie słabego człowieka, w mniemaniu tych, którzy go zbliska poznać nie chcieli. Tak często i w trybunale opinii publicznéy, dzieią się nadużycia, które z czasem sąd większości roztrzyga, i wyrok na stronę rzetclnéy prawdy wydaie.
Stanąwszy przed Majorem, na wodzu oprawców widać było ten wstyd, iakiego każdy doznawać musi, kto okryty różnego rodzaiu występkami lub podłością splamiony wchodzi w towarzystwo osób szlachetnie myślących, i właśnie ta to iest dzielna moc cnoty, iż zbrodnia bez zadrżenia zbliżyć się do niéy nieśmie. Czuł on więcéy skłonności do Lawtona, którego charakter, mniéy, więcéy, do swego podobnym uważał. W rzeczy saméy Lawton wpośrzód swych poufałych przyjaciół, zdawał się bydź surowym, i poważnym, co odrażało iednych, zawodziło drugich, i ztąd pomiędzy oddziałem iego wzrosło przysłowie, iż wtenczas Kapitan się śmieie, gdy karać idzie. Zbliżaiąc się więc ku niemu z oznaką wewnętrznego ukontentowania, Skinner rozpoczął nastepuiącą rozmowę:
— Zawsze iest dobrze umiéć rozróżnić przyiaciół swych, od nieprzyjaciół.
Na tę maxymę służyć za wstęp maiącą, Kapitan odpowiedział lekkiém głowy skinieniem, zdaiącém się zdanie to potwierdzać.
— Powiadaią że Major Dunwoodi ma bydź w łaskach u Washingtona? rzekł daléy Skinner powątpiewaiącym tonem.
— Są ludzie którzy tak myślą, odpowiedział ozięble Lawton.
— Prawdziwi przyiaciele kongresu, i kraiu, rzekł Skinner, radziby dowództwo kawaleryi widzieć innemu Officerowi powierzone. Co mnie dotyczy, gdybym miał zawsze w pogotowiu pewien oddział regularnéy iazdy, mógłbym ważnieysze kraiowi przynieść usługi, niż poymanie szpiega.
— Doprawdy! rzekł Kapitan przybieraiąc ton poufalszy, i iakież naprzykład usługi?
— Zapewne żeby rzecz równie była korzystną dla dowódzcy, iak dla nas samych, dodał Skinner, spoglądaiąc na Lawtona przenikliwém weyrzeniem.
— Cóż przecie takiego? zapytał Kapitan z niecierpliwością, postepuiąc krok ku niemu, iżby mógł śmieléy, zwierzyć się mu z zamiarów swoich.
— Nie daleko woysk królewskich, prawie pod samemi armatami ich bateryi, są wielkie plony do zdobycia; wypadałoby oddziałem kawaleryi zatrudnić Delanceya, i wyprowadzić go z tamtych okolic, a sami zabrawszy co znaydziem kosztownieyszego, cofnąć się przez Kings-Bridge.
— Podobno Pastuchy, kilkakrotnie w tym punkcie robiąc wycieczki, drugim nie wiele zostawili.
— W saméy rzeczy, udało im się uprzedzić nasze od dawna ułożone w téy mierze proiekta. Po dwa razy układałem się z niemi, pierwszy raz postąpili sobie honorowo: lecz drugą razą zdradzili nas, zamiast wspierać sami na nas napadli, i wszyskie nam łupy wydarli.
— Niegodne łotry! zawołał Lawton z powagą. Jednakże mnie to dziwi, iak mogliście wy przyiaciele wolności i kraiu, układać się z rabusiami, których pustoszyć i niszczyć kray, iedyném iest rzemiosłem.
— Musieliśmy dla własnego bezpieczeństwa — porozumieć się z niemi: któż mógł spodziewać się, aby tak haniebnie postąpili sobie z nami? człowiek bez honoru, gorszy iest od drapieżnego zwierza. Ale powiedz mi Kapitanie! iak myślisz, mogę zwierzyć się Majorowi Dunwoodi z mego zamiaru, i iego w tém zażądać pomocy.
— Na moie słowo, odpowiedział Lawton przybieraiąc postać rozważaiącego rzeczy człowieka, w przedmiocie tak delikatnym o iakim mówisz, przyznam ci się, iż trochę powątpiewam.
— Właśnie i ia tak myślę, iż na Majora nic rachować nie można, rzekł Skinner, kontent sam z siebie, iż tak przewiduiącym się okazał.
Przybyli nakoniec do folwarku, którego porządne zabudowanie, stoiące w stertach zboże, ruch krecącéy się na podwórzu czeladzi, wszystko to rząd dobry, i zamożność właściciela dowodziło. Dragoni kwatery swe założyli po stodołach, konie zaś ich okiełznane i pokulbaczone, na każde zawołanie w pogotowiu stały. Lawton przechodząc powiedział kilka słów do ucha, stoiącemu na warcie przy drzwiach ordynansowi, i wprowadził Skinnera do wielkiego sadu, przy końcu którego główne zaczynały się zabudowania.
Zbliżywszy się do Kapitana, z którym tém mocniéy chciał porozumieć się, im większe w zamiarach swych upatrywał widoki, Skinner na nowo mówić zaczął.
— Jak myślisz, prowincye należące teraz do Króla odebrane mu zostaną? zapylał z miną parlamentowcgo polityka.
— Jak myślę! zawołał z porywczością Lawton: lecz natychmiast miarkuiąc się, rzekł do niego z swoią krwią zimną; bez wątpienia iestem przekonany, że gdyby nam Francya dostarczyła pieniędzy i broni, w przeciągu sześciu miesięcy, wypędzilibyśmy woyska Królewskie z całéy Ameryki.
— Tak i iabym spodziewał, się rzekł Skinner przypominaiąc sobie, iż nie poiednokrotnie miał proiekt połączenia się z pastuchami; wówczas kiedy będziemy mieli rząd wolny; my, co się naybardziéy przyczyniliśmy do iego ustalenia, powinniśmy bydź tak wynadgrodzeni, iak tego wartość rzeczy, i naszego poświęcenia wymaga.
— Pamiętne są rodakom czyny wasze, żeby wam za nic odpłacić nie mieli: możecie bydź wywyższeni na różne szczeble wysokości: gdy ci, którzy w chwili powstania oyczyzny spokoynie w domach sobie siedzieli, wieczną wzgardą okryci, nie długo cieszyć się będą, z niegodnie zebranych maiątków swoich.
Powiedzże mi, iestżeś właścicielem iakiego folwarku?
— Nie ieszcze, lecz mam nadzieię iż nim będę wprzód niż pokóy nastąpi.
— Bardzo dobrze. Interes prywatnego iest interesem kraiu, bo kiedy dobrze mieszkańcom się dzieie, i kray zamożniéyszym się staie. Naypiérwsza rzecz z pory czasu i z okoliczności korzystać.
— Zapewne, alboż myślisz, że Paulding nie godzienże prawdziwie nazywać się półgłówkiem, gdy mimo tak znacznéy ofiarowanéy summy, na ucieczkę głównego Adjutanta woysk królewskich, nie pozwolił?
— Tak iest Król Jerzy lepiéy płaci, niż kongres, bo wiecéy ma pieniędzy. Lecz Bogu dzięki! cudowny duch ożywia uczucia narodu, że tyle działa bez zapłaty, iakby wszystkie kopalnie Indyi, miały bydź ceną iego wierności. Zapewne wieki ieszcze dźwigalibyśmy iarzmo Angielskie, gdyby każdy z nas równie iak ty był nikczemny i podły.
— Jak to! iestżem zdradzony! ty masz bydź nieprzyjacielem moim, zawołał Skinner, sięgaiąc ręką po strzelbę, aby do razu pomścić się swéy krzywdy na Kapitanie.
— Zbrodniarzu! zawołał Lawton wyrywaiąc mu z rąk strzelbę, ieźli mi nie poddasz się, natychmiast ci czaszkę tym pałaszem, na dwoie rozetnę.
Skinner rzucił okiem na około siebie, i uyrzał że równie on iak i ludzie iego otoczeni zostali, więcéy niż przez pięćdziesięciu dobrze uzbroionych na koniach dragonów.
— Tak wiec Kapitanie nie chcesz mi zapłacić? zapytał Skinner drżącym głosem.
— I owszem, odpowiedział Lawton, chce uiścić się ze wszystkiego co tylko wam należy. Oto masz summę, iaką Pułkownik Syngleton naznaczył za dostawienie Szpiega, dodał rzucaiąc worek na ziemię, który sobie przynieść rozkazał: teraz hultaie broń złóżcie, i swoie pieniądze przeliczcie.
Przestraszeni oprawcy, natychmiast strzelby swe rzucili na ziemię, i gdy ich wódz rachował pieniądze, kilku dragonów, zbliżywszy się ku nim, broń im zabrali.
— Więc tedy, zapytał Lawton rachunek iest rzetelny? odebrałeś całą summę, iaka przyrzeczona była?
— Nic nie braknie, odpowiedział Skinner, i teraz nie pozostaie nam więcéy, iak tylko oddalaiąc się, pożegnać cię Kapitanie!
— Za pozwoleniem, moment ieszcze: wszystkie rachunki nie są z nami ukończone. Odebrałeś nagrodę, przeznaczoną za dostawienie Szpiega: teraz odbierzesz tę, iaką prawa woyskowe na rabusiów wskazały. Daléy dzieci! weźcie tych łotrów, i niech każdy z nich po trzydzieści dziewięć puślisk dostanie: należałoby im czterdzieści podług prawa Moyżesza, ia im iednego daruię.
Rozkaz podobny stał się uroczystością dla dragonów; woyska bowiem regularne nienawiedziły tych hord z włóczęgów, i z awanturników zebranych, których mnogie łupieztwa, nie tylko że kray niszczyły, ale ten nawet skutek pociągały za sobą, iż nie ieden spokoyny mieszkaniec, biorąc ich często za żołnierzy walczących, za oyczyznę i wolność, naturalną czuł niechęć ku wszystkim, co tylko broń nosili. — Wmgnieniu oka dragony rozebrali oprawców z ich odzieży, przywiązali każdego do iabłoni lub gruszki, i potróynym rzemieniem, nielitościwe biczowanie zaczęli. Wprawdzie Lawton zalecił im, iżby nie przeszli liczby prawem żydowskiém wskazanéy, lecz że po trzech dragonów wzięli każdego w swe ręce, i iakby Cyklopy biiący na kowadle rozpalone żelazo, wspólnie bili, gdy ieden z nich tylko rachował, wypadło ztąd przeto, że trzy razy za ieden, były darem żołnierskiéy igraszki, któréy Kapitan zdawał się nie zważać. W krotce krzyki, i proźby smaganych oprawców napełniły powietrze, szczególnie też Skinnera naybardziéy słychać było, gdyż Lawton uprzedził dragonów swoich, aby z względu na dowodzącego Officera, starali się w mocniéy przekonywaiącym sposobie, zachować dla niego różnicę.
Z zupełném ukontentowaniem Kapitana, skończyła się ta skrócona wyroku iego exekucya; skaranym kazał oddać broń ich i odzież, i gdy ci wrzeszcząc ieszcze przeraźliwie zbólu, gotowali się do odiazdu:
— Widzisz tedy, kochany przyiacielu! rzekł do ich wodza, że iakeś sobie życzył pomoc naszéy kawaleryi, użyteczną ci bydź czasami może. Jeżeli kiedy spotkamy się z sobą, przyrzekam ci służyć podobną pamiątką, do któréy w każdym razie będziesz miał prawo.
Skinner nie odpowiedział słowa i odszedł wraz z swemi ludźmi, układaiąc potaiemną w głębi swéy duszy zemstę. Dragony odprowadzili ich aż ku ogrodowéy fórcie iedni śmieiąc się do rozpuku, drudzy przepraszaiąc ich za tak srogie obeyście się z niemi, którego iak mówili z obowiązku służby, dopełnić musieli. Lawton chcąc także miéć satysfakcyią przypatrzenia się ich odiazdowi po takiém utraktowaniu, kilka chwil wraz z dwunastu dragonami na podwórzu pozostał.
Ci udali się ku lasowi niedaleko folwarku odległego, lecz gdy iuż do niego doieżdzać mieli, całą bandą zwrócili się nazad. Ognia! zawołał Skinner, i w tym momencie wszyscy towarzysze iego wymierzyli swe strzelby przeciwko dragonom, którzy im tylko głośnym na nowo odpowiedzieli śmiechem, powykręcawszy im wprzód skałki, i naboie z rozkazu swego Kapitana.
— Trzeba zatém użyć broni, iaką mam w kieszeni, zawołał Skinner. I w tymże samym czasie dobywszy pistoletu wystrzelił, a kula przeszyła kapelusz Lawtonowi, który obróciwszy się do stoiących obok siebie żołnierzy, rzekł ozięble, że o włos co nie pożegnał się z niemi.
Jeden z dragonów oburzony taką zuchwałością Skinnera, dopadł konia, ścisnął go mocno ostrogami, i cwałem puścił się za nim. Lecz że zbóyca niedaleko był lasu, łatwo znalazł ucieczkę, i tylko co w nagłym pośpiechu upuścił worek z pieniędzmi, które Lawton wypłacił. Dragon podniósł ie z ziemi, i wiernie oddał swemu Kapitanowi, który w godziwych nawet zbiorach nie szukaiąc zysków dla siebie, całą tę zdobycz żołnierzom swoim darował, mówiąc że Skinner chciał im pewnie wynagrodzić nadzwyczayną posługę, iaką iemu, równie iak iego ludziom wyświadczyli. Okrzyki niech żyie nasz Kapitan, usłyszeć się w momencie dały, i podział natychmiast nastąpił.
Właśnie Lawton do folwarku wracał, gdy uyrzał wychodzącą z miasteczka kobiétę, która iak się zdawało prędkim krokiem zmierzała ku lasowi, dokąd udała się banda Skinnera. Powiedzieliśmy iuż że miał wzrok doskonały, sądził przeto że w niéy poznał Betty Flanagan, i zdziwiony coby o téy godzinie robić mogła na polu, kazał sobie podać konia, i przypuściwszy galopem, w momencie ią dopędził.
— Jakto! Betty rzekł do niéy czy spisz chodząc, czyli téż ci się co przyśniło? co robisz o tym czasié, wśród nocy sama, i gdzie tak prędko śpieszysz przez pola? nie lękaszże się uyrzéć widma swéy staréy Jenny, pasącéy się na swém ulubioném pastwisku?
— Ah! Kapitanie drżącym odpowiedziała głosem, szukam ziół dla rannych, które powiadaią, że naylepiéy skutkuią, kiedy się przy świetle xiężyca zbieraią.
Lawton spoyrzał na nią swém przenikliwém weyrzeniem, i mimowolne uczuł w sobie wzruszenie. Dobra kobieto, rzekł do niéy pamiętay sama o sobie, narażasz się na większe niebezpieczeństwa, niżeli spodziewać się ich możesz. Uchodź ztąd czém prędzéy, nadewszystko nie zbieray ziół w tym lesie. Skinner schronił się tam z całą swą hordą, i mogą szukać zemsty na tobie za karę, iaką otrzymali odemnie.
W tych słowach nieczekaiąc odpowiedzi, zwrócił cugle koniowi, i udawszy się na powrót do folwarku, nie długo zasnął spokoynie, i nie prędzéy obudził się, aż równo ze wschodem słońca.
Pod ten czas napastnicy, których Lawton porządną chłostą przepłoszył, niesłysząc aby przez kogo byli ścigani, zatrzymali się przy iednéy skale; i sądząc że w tém mieyscu zupełnie bezpieczni będą, stanowisko noclegu sobie obrali.
— Tak tedy, rzekł ieden z nich, gdy drudzy towarzysze iego dla rozgrzania się z mroźnego wiatru rozkładać ogień zaczęli, niema co dłużéy robić w Hrabstwie Westchcster: byłoby nam teraz ciepło, gdyby dawszy nam po grzbiecie, napaść ieszcze na nas chcieli te katuiące dragony.
— Przeklęty potępieniec Lawton! zawołał Skinner, dostanę go przecie w me ręce, i choć mi się nie udało, że dotąd ziemi nie gryzie, niedługo iednak w piekle czartowską iego duszę, smażyć w smole będą.
— Tak, rzekł piérwszy, i kiedy to będzie? nie rozumiem iak można chybić człowieka na pięćdziesiąt kroków.
— To ten pies dragon co leciał za mną, nie dał mi dobrze wymierzyć, i przytém tak mi palce od zimna zdrętwiały, żem z trudnością mógł pistolet utrzymać.
— Powiedz lepiéy, że ze strachu. Czemużeś się bliżéy nie przysunął? zimno! nam wtenczas gorąco było iak w ogniu i dotąd grzbiet mnie pali, iakby mi go na rożnie pieczono.
— Jednakże nie myślisz iakim sposobem moglibyśmy się zemścić, i owszem ieszczebyś całował ten rzemień, którym wyćwiczony zostałeś.
— Całowałbym! to trochę za trudno, gdyż sądzę, że na méy skórze, musiał rozsypać się w kawałki. Z tém wszystkiém wolę sto razy grzbietu nadstawić, niż zginąć, albo obydwa uszy miéć oberzniete. I to właśnie, co nas spotkać może, ieżeli zaczepiać zechcemy tego wściekłego Wirgińczyka. Co do mnie, oddałbym chętnie ostatnią parę butów żeby on nam dał pokóy, i my żebyśmy go nie drażnili wiecéy.
— Milcz szatański tchórzu! nic dość bydź obdartym, skradzionym, zbitym, potrzeba ieszcze słuchać głupstw twoich. Daléy! popatrzcie po mantelzakach i sakwach czy niema czasem czego do przeiedzenia: kiedy żołądek pełny, zapomina się o biedzie, i ból nie tak dokucza.
Trudniący się zwykle dostarczaniem żywności, miał z sobą w torbie flaszkę wódki, i udziec barani. Z kiia zrobił na prędce rożen, widły do obracania dwóch innych wystrugali, i gdy mięso piec się zaczęło wszyscy porozbierali się dla opatrzenia ran swoich. Oczcwiście operacya ta ból ich zwiększaiąc, wzbudziła w każdym powszechną chęć zemsty, i blisko godziny naradzali się oni z sobą nad środkami iéy wypełnienia. Kilka w téy mierze podanych proiektów, po krótkiém rozważeniu za wątpliwe, lub trudne do wykonania uznano, i w tym momencie odrzucono. Jeżeli bowiem znane męztwo, i pilność dragonów, nie przedstawiała oprawcom sposobności uderzenia na nich niespodzianie, tém mniéy ieszcze rachować mogli na to, aby upatrzyli sobie porę znalezienia Lawtona samego, i iak pragnęli we krwi iego nagrodzenia sobie krzywdy swoiéy. Zresztą wiedzieli, że Kapitan równie silny, iak odważny z naytrudnieyszych nieraz wybrnął niebezpieczeństw; gdyby zatém los na iego stronę przechylił zwycieztwo, mieliby sprawiedliwą przyczynę zadrżeć przed iego orężem, i z kraiu wynosićby się musieli. Nakoniec uchwalili pomiędzy sobą plan, który obok zemsty zdawał się im różne kieszonkowe korzyści zapewniać; po długich przeto naradach wyznaczyli czas, oraz sposoby doprowadzenia go do skutku.
Uradowani tym wynalazkiem, właśnie do swego bankietu zasiadać mieli, gdy usłyszeli niedaleko siebie głos wołający: tutay Kapitanie Lawton tutay! trzymay tych łotrów, oto ich tu masz!
Jakby piorun w nich uderzył, zerwali się czém prędzéy, i nie myśląc o sporządzoném dla siebie iedzeniu, wyrzekłszy się swéy odzieży i broni, wpadli na konie i w nieładzie rozpierzchnęli się po lesie.
Gdyby rzeczywiście Kapitan Lawton, znaydował się w tém mieyscu, byłby z nowém podziwieniem uyrzał ieszcze Betty Flanagan, która w kilka minut po ucieczce bandytów, z wszelką ostrożnością zeszła z wierzchołka skały, gdzie będąc ukrytą, miała sposobność wysłuchać całéy ich rozmowy, i rzucić postrach pomiędzy niemi. Poczém zbliżywszy sié do ognia, pewna że więcéy nie wrócą, korzystała z posiłku wprawdzie nie dla niéy sporządzonego, wybrała sobie część lepszéy ich odzieży, i gdy dnieć zaczynało, weszła znowu na skałę, przy któréy cała ta scena się działa.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.