Szklanna góra (Wójcicki, 1922)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Szklanna góra |
Pochodzenie | Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe |
Wydawca | Zakłady Graficzne Wiktora Kulerskiego (Gazeta Grudziądzka) |
Data wyd. | 1922 |
Miejsce wyd. | Grudziądz |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Na wysokiej szklannej górze stojał zamek cały złoty, a przed zamkiem była jabłoń, na jabłoni złote jabłka. Ktoby złote jabłko urwał, wszedłby do złotego zamku, a w srebrnej jednej komnacie ukryta była królewna zaklęta, dziwnej urody. A miała skarby niezrachowane, piwnice pełne drogich kamieni i w izbach zamku skrzynie ze złotem.
Wielu się zbiegało rycerzy od dawna, lecz na próżno usiłowali, by się wedrzeć na tę górę. Na koniu ostro podkutym, nie jeden darł się daremnie i z połowy stromej góry z ciężkim szwankiem spadał nazad. Łamali ręce, nogi i karki!
Piękna królewna z jednego okna patrzała z żalem, jak próżno tacy rycerze dorodni na dzielnych koniach darli się w górę! Widok królewnej zagrzewał serca. Zbiegali się zewsząd ze czterech stron świata, a biedna dziewica już lat siedem daremnie wyglądała zbawcy!
Nie mało leżało trupów, rycerzy i koni w około szklannej góry; wielu konających z połam anemi żebrami, boleśnie stękało. Był to cmentarz prawdziwy!
Już rok siódmy za trzy doby miał się skończyć; gdy we złotej zbroi rycerz nadjechał pod stromą górę. Rozpędził konia, wdarł się w pół góry z podziwem wszystkich, którzy patrzali, i nazad wrócił szczęśliwie. Nazajutrz, równo ze świtem, znowu, gdy mu się pierwsza próba udała, rozpędza swego rumaka: stąpa po górze jako po ziemi, iskry z podkowy błyskają; patrzą zdziwieni wszyscy rycerze — już blizko wierzchołka góry. Niedługo spojrzą znowu, aż on stoi pod jabłonią. — Wtem się wielki zrywa sokół,
zaszumiał skrzydłem szerokiem i uderzy konia w oczy.
Rumak parska, nozdrza wzdyma i najeża gęstą grzywę; stanął dęba wystraszony, nogi mu się oślizgają: pada nazad i z rycerzem porysywał szklarnią górę; a z rumaka i rycerza nie zostały jeno kości, co brzęczały w zbitej zbroi, jako suchy groch w pęcherzu.
Siódmy rok się kończył, aż nadchodzi żak (student) urodny, młody, silny i wysoki. Patrzy jak rycerzy wielu łamią karki nadaremnie; podchodzi pod ślizgą górę i bez konia się gramoli.
Już od roku, słyszał, będąc jeszcze w domu, o królewnie, co zaklęta, w złotym zamku siedzi, na wierzchołku góry szklannej. Poszedł przeto do lasu, zabił rysia i pazury ostre, długie przyprawił sobie na ręce i do dwóch nóg umocował.
Taką bronią opatrzony, darł się śmiało na garb szklanny: słońce było na zachodzie, żak w połowie drogi ustał: zmęczony ledwie oddycha, pragnienie spiekło mu wargi! Czarna chmura nadpłynęła, próżno błaga i zaklina, by choć kroplę uroniła. Napróżno otwierał usta! chmura czarna przepłynęła, ani rosą nie zwilżyła warg spieczonych jak skorupy.
Pokaleczył krwawo nogi, rękoma się jeno trzyma. Słońce zaszło — patrzy w górę, aby dojrzał jej wierzchołka: musiał tak zadzierać głowę, że mu barania czapka spadła. Spojrzy na dół, jaka przepaść! tam śmierć pewna i niechybna! Z przegniłych trupów smrodliwe ścierwy zaduszały oddech czysty: były to szczątki zuchwałej młodzi, co się darli jak on tutaj.
Już mrok ciemny, gwiazdy blado oświecały szklanną górę; a żak młody, jak przykuty na skrwawionych ręku wisi. Wyżej drzeć się już nie może, bo wyczerpał wszystkie siły: sam nie wiedząc, co począć, wyciągniony czeka śmierci. Nagle sen mu skleił oczy, zapomina kędy leży, strudzony smacznie usypia; lecz choć we śnie ostre szpony tak głęboko w szkło zapoił, że przespał się do północy, nie zleciawszy z onej góry.
Złotej jabłonki pilnował sokół, co zrzucił z koniem rycerza: zawsze w nocy, jak czujny strażnik oblatał górę w około. Zaledwie miesiąc wyszedł z za chmury, uniósł się z jabłoni i krążąc w powietrzu, zobaczył żaka.
Łakomy ścierwu, pewny, że trup świeży, spuszcza się nagle i siada. Lecz żak już nie spał, dojrzał sokoła i postanowił z jego pomocą uratować się z tej góry.
Sokół zapuścił szpony ostre w ciało: wytrzymał ból mężnie i uchwycił za nogi ptaka; ten przestraszony uniósł go wysoko nad zamek i począł krążyć w około wysokiej wieży. — Żak krzepko się trzymał: patrzał na lśniący zamek, co przy bladych promieniach miesiąca świecił jak mgła lampa: patrzał na okna wysokie, migające różnobarwną ozdobą, a na ganku siedziała śliczna królewna, zatopiona w myślach, dumając nad swoją dolą. Widząc, że blizko leci jabłoni, dobył z za pasa kozika[1] i obydwie odciął nogi sokołowi Ptak zerwał się z bólu wyżej i znikł w obłokach, a młodzieniec spadł na szerokie gałęzie jabłonki.
Wtedy dobył szpony sokole, ugrzęzłe wraz z szponami w ciele, a skórkę złotego przyłożywszy jabłka do ran skaleczonych, wnet wygoił wszystkie. Narwawszy pełne kieszenie złotych jabłek, wchodzi śmiało do zamku: przy bramie zatrzymuje go smok wielki; lecz zaledwie rzucił nań jabłko, smok skoczył w rów i zniknął.
Zaraz się wielka otworzyła brama, zobaczył podwórzec pełen kwiatów i drzew ślicznych; a na wysokim ganku siedziała zaklęta piękna królewna wraz z dworem swoim.
Ujrzawszy dorodnego młodzieńca, zbiegła ku niemu, witając w nim rada pana i męża. Wszystkie skarby mu oddała, a żak młody został wielkim i bogatym panem: na ziemię wszakże już nie powrócił, bo wielki sokół, co był strażnikiem i zamku tego i samej królewnej, mógł tylko zamek i skarby na skrzydłach swoich na ziemię przenieść. Lecz kiedy nogi postradał, w poblizkim lesie, na szklannej górze, znaleziono jego zwłoki!
∗ ∗
∗ |
Gdy raz z królewną, a żoną swoją chodził po ogrodzie zamku, spojrzy na dół i widzi z podziwem, że się mnóstwo ludzi zbiera. Świsnął więc w piszczałkę srebrną, a jaskółka, co służyła za posłańca w złotym zamku, nadleciała.
— »Idź się dowiedz co nowego!« rzeki do małej ptaszyny.
I jaskółka szybko leci, wkrótce wraca i powiada:
— »Krew z sokoła ożywiła martwych zwłoki: wszyscy, co polegli pod tą górą, wdzierając się na nią zuchwale, wstali ze snu, dosiadają rzeźwe konie; a lud cały, dziwem zdjęty, patrzy na cud niesłychany.«
- ↑ Kozik, rodzaj małego noża składanego, zwany inaczej Cygankiem, który lud nasz zawsze przy pasie na rzemyku nosi.