Kiedyby na cię za złomaną wiarę Spuściło niebo, moje dziewczę, karę,
Kiedybyś choć zraz za klątwę zerwaną Skarana była gładkości odmianą,
Kiedybyś na włos urody straciła, Kiedy być sadza jeden ząb zczerniła;
Jużbym ci wierzył i cieszył swą nędzę. Ale ty owszem, po krzywej przysiędze
Gdyś się najbardziéj zadłużyła w niebie, Gdyś bogom dała bezpieczniej po gębie:
Tymeś piękniejszą i tym więcej młodzi Twą śliczną twarzą usidlonych chodzi.
Śmieje się z zdrady twojéj Wenus, śmieje Kupido, i stąd przybywa nadzieje.
Choć wszystkie kłamstwem powiążesz żywioły, Choć zmarłéj matki znieważysz popioły,
Choć się z sumieniem słowo twe powadzi: Nic ci nie szkodzi i nic ci nie wadzi.
Owszem! wszystka młódź gwoli tobie roście. Nowi w twe sidła przybywają goście
I starzy słudzy oków twych nie złożą, Choć zdradną panią opuścić się grożą.
Ciebie się synom swoim boją matki, Ciebie i skąpi starcy o dostatki
Wnuków swych, ciebie świeżo poślubione Panienki w mężów jeszcze niewgromione;
Ty jednak pomni, że kłamstwo gniew srogi I że żartować szkoda przecie z bogi.