Oto kaplicy szczyt się wznosi,
W niej — jak podanie dawne głosi —
Pogrzeban książę, teraz święty;
Zabił go człowiek w złem zawzięty.
Bądź na igrzysko, bądź na bitwę —
Ktokolwiek tedy się kierował,
Zawsze gorliwie swą modlitwę
U stóp kaplicy ofiarował,
A tej modlitwy cudna siła
Od muzułmanów go chroniła.
I tak czyniły dawne rody,
Lecz zwyczaj złamał książę młody:
Zdradliwych sideł swych urokiem
Szatan mu ducha oczarował:
Książę okryty nocy mrokiem,
W myślach swą lubą już całował...
Wtem przed nim cienie dwa mignęły...
I więcej... Wystrzał!... Echa drgnęły!
I powstał książę na strzemieniu,
Nasunął papach[1] na ciemieniu
I nie dał z ust wylecieć słowu:
Błysnęła w ręku lufa celna,
Spojona z koniem postać dzielna
Leciała z orłem... Strzał padł znowu!
I dziki krzyk, jęk po nim głuchy
Rozniosły echa w tej godzinie...
pierzchli — jako nocne duchy —
Gruzińcy w strachu po dolinie.