Niema, smutna harfa, na Zorzy podmuchy
Czekająca, ma dusza — pokorna jak święci
I niedbająca wcale, iż jest w niepamięci U ludzi, których błądzące są duchy...
Jestem w samotności, samotny bez miary;
Rozmyślaniem uparte tępię swoje grzechy,
A na mych ustach kwitną przedziwne uśmiechy, Iż tak bolesnem jest — czynić ofiary...
∗ ∗ ∗
Ach! bo moje serce, w ciszy, wielkim szlochem
Łka od jadu, co w łonie samicy wyrasta,
I nie może zrozumieć, że wszelka niewiasta, Jeśli nie matką jest, to tylko prochem...
I nie chce pojąć mózg w swej dumy niebiosach,
Że przepych jego marzeń, to szpitalna sala,
Gdzie nadzieja, w agonii, jękiem się użala, Żółtawa, z pękiem robaków we włosach!
Więc, łamiąc złość moją i bratnich pokoleń
Pieśnią na cyprysowej wiszącą gałęzi,
Czekam: rychło ją wyrwie Pan Jasny z uwięzi I hymnem we mnie uderzy Wyzwoleń!