Stuartowie (Dumas)/Tom III/Rozdział XXIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Stuartowie
Wydawca Merzbach
Data wyd. 1844
Druk J. Dietrich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Stuarts
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXIX.

Zawistni pierwszeństwa ulubieńców króla, postanowili uwolnić go z pod wpływu Lennoxa i Arrana; i stać się panami jego osoby. Był to sposób, jakeśmy widzieli, powszechnie wówczas używany, i dlatego tak często go używano, że zawsze się udawał.
Dopełniając ułożonego planu działania, zaproszono króla na dzień 23 Kwietnia 1582 r. na łowy do zamku Ruthwen, który był własnością hrabiego Gowrie; król w zupełném zaufaniu przyjął zaproszenie; postąpił, kiedy spostrzegł hrabiego Mar, lorda Lindsay, opiekuna Glamisa i pięciu lub sześciu innych panów, których znał za swoich nieprzyjaciół. Naprzód Jakób przemówił jak król, i rzekł, że chce odjechać; lecz widząc że go niesłuchano, wstał i szedł prosto do drzwi, pewny że nikt niebędzie śmiał zatrzymać go, ale omylił się w tym względzie; opiekun Glamisa stanął w progu i oświadczył że go niepuści. Na tę zniewagę, Jakób struchlał i zaczął płakać jak dziecię. Wtedy, gdy niektórzy rozczulać się zaczęli, Glamis powiedział: Lepiéj niech dzieci wodą płaczą, niż żeby ludzie dojrzali krwawe łzy wylewać mieli.
Wykonano więc zaiar do końca: młody król więźniem prawie pozostał w zamku Gowrie; Lennoxa wygnano do Francji, Arrana wtrącono do więzienia, a król w tém samém był położeniu, co dziad jego, kiedy się dostał w ręce Douglasów; lecz jak dziadowi jego udało się wymknąć z pod straży swoich dozorców, tak i wnuczek nie tracił nadziei, że podobnież uczyni.
Sprzysiężeni popełnili nieroztropność, z któréj młody król nieomieszkał korzystać: prawda, że oddano więźnia pod straż stu panów, ale dowództwo ich oddali półkownikowi Stewart, krewnemu hrabiego Arran. Król sądził przeto że nie będzie mu trudno ująć tego człowieka, a gotowość z jaką on przyjął pierwszą myśl, dowiodła Jakubowi VI, że nie omylił się. W krotce zupełne porozumienie nastąpiło między królem i Stewartem.
Hrabiowie poprowadzili króla do St. André, małego miasteczka, nad którém wznosił się zamek. Jakób objawił chęć zwiedzenia téj małéj warowni, pod pozorem, że z niéj wspaniały musi być widok. Urabia Gowrie zezwolił na to żądanie, pod warunkiem aby mu towarzyszył Stewart ze swoim oddziałem.
Król tego tylko żądał. Przybywszy do zamku, kazał zamknąć bramy po za sobą, wszystkich którzy go więźniem zatrzymali ogłosił buntownikami i zdrajcami, i wezwał do broni Szkotów.
Panowie ze swojéj strony zgromadzili lenników; lecz król wyruszył przeciwko nim z siłą tak przemagającą, że na chwilę nie można było wątpić o zwycięztwie. Angus lord Lindsay i opiekun Glamisa uciekli do Anglji, lord Gowrie ujęty z bronią w ręku został sądzony i stracony. Był to ten sam Ruthwen, któregośmy razem z Lindsayem i Robertem Melvil w więzieniu widzieli. Syn nieszczęśliwego ojca, sam nieszczęśliwy, był ojcem nieszczęśliwszéj jeszcze rodziny.
Arran, jak można się domyśleć, przywrócony został do całéj swojéj potęgi, dodano mu jeszcze tytuł lorda. A że Lennox umarł we Francji, przeto Jakób VI, przywołał syna na swój dwór.
W tym stanie były rzeczy w r. 1583, kiedy królowa Marja z rozkazu Elżbiety, przewożona z więzienia do więzienia, traciła z kolei wszystkie nadzieje królowéj, matki i kobiety. Królowéj, ponieważ widziała że starania Henryka III, i Filipa II, były bezskuteczne; matki, ponieważ na ostatnie jéj prośby, syn odpowiedział: Nalała niech wypije! kobiety, ponieważ widziała zwolna znikającą tę piękność, która jéj tyle jednała stronników. Jedna więc jéj tylko zostawała nadzieja, że zapał religijny katolików zdoła ją wyswobodzić z rąk jéj nieprzyjaciółki sposobem nieodgadnionym i śmiałym. Zamiar ten już był ułożony; ale ponieważ znowu się nie powiódł, przeto zamiast ocalić zgubił ją.
Pewien młodzieniec, katolik, nazwiskiem Babington, wzruszony nieszczęściami Marji Stuart, którą zaczęto uważać już nie jak uwięzioną królowę, lecz jako męczenniczkę za wiarę, ośmielony nadto bullą Piusa V, który rzucił klątwę na Elżbietę, postanowił nie zważać na prawo wydane przez królowę Angielską, prawo zapowiadające, że ktokolwiek czyniłby jaki zamach przeciw niéj, roszcząc sobie prawa do korony Anglji, ten przez zwołaną komisję, z dwudziestu pięciu członków złożoną, sądzony będzie. Komisja ta bez względu na stan i znaczenie przestępnego, zawyrokuje ostatecznie, i winnemu nie będzie już służyło żadne prawo odwołania się do innego sądu.
Otóż jaki był zamiar. On i sześciu jego przyjaciół nazwiskiem Charnock, Maxwell, Abington, Barnewell, Sovage i Ballard, mieli przy pierwszéj sposobności, bądź razem, bądź oddzielnie zabić Elżbietę, gdy tymczasem innych stu katolików rozsypanych około zanikli Fotheringay, gdzie Marja w wówczas była uwięzioną, mieli korzystać z chwilowego zamieszania, zrządzonego podobnym wypadkiem, połączyć się na dany znak i jedném uderzeniem wziąć zamek. Nieszczęściem Ballard powierzył swój zamiar człowiekowi, którego sądził stronnikiem Marji, a w istocie był to podstrzegacz sekretarza Walsingham, ministra państwa i zausznika Elżbiety.
Ten pewny skutku, pozwolił wzrastać spiskowi, niewątpiąc że go wstrzyma jak i kiedy zechce; pragnął więc skompromitować nie tylko Kabingtona. jego wspólników, ale i Marję. Nakoniec, kiedy poznał, że rzeczy taką przybrały posłać jak pragnął, kazał pojmać Babiugtona i jego wspólników; gdy tymczasem dano rozkaz panom Amyas Panlett i Drugeon Drury, pilnującym królowéj, aby zabrać jéj papiery, a jéj sekretarzy Carl i Naw przytrzymać w więzieniu. Zęby lepiéj ten rozkaz wykonać, Panlett, zaproponował Marji konną przejażdżkę w towarzystwie dwóch z jéj straży. Królowa z radością przyjęła pozwolenie; lecz za powrotem dowiedziała się, że papiery jéj wzięto a sekretarzy powieziono do Londynu, gdzie mieli bydź sądzeni.
Babingtona i jego wspólników stracono; Carl i Naw wzięci na tortury przyznali się do wszystkiego co chciano, tym sposobem Elżbieta mając w swoich rękach wystarczające dowody przeciwko Marji, bez zwłoki oddała ją pod sąd.
W skutek tego, sędziowie udali się do zamku Fotheringay i oznajmili królowej, że są przeznaczeni do wyprowadzenia jéj procesu; Marja nie chciała stanąć przed niemi, oświadczając, że tylko równych sobie za sędziów uznać może. Przez kilka dni obstawała przy tém, chociaż sędziowie grozili, że ją zaocznie osądzą. Nakoniec, kiedy to postanowienie nie nakłoniło jéj, jeden z sędziów, nazwiskiem Hatton, udał się do Marji i pod pozorem przychylności, przedstawił, że milczenie uporne może jéj tylko zaszkodzić, ponieważ chroniąc się sądu wzbudzi podejrzenie, że się lęka wyroku; dodał że sędziowie są jéj przychylni, że niesłusznie przeciw nim jest uprzedzoną, ponieważ oni pragną tego tylko, aby się oczyściła z zarzutu. Marja Stuart, jak zawsze łatwowierna, zawierzyła tym przyrzeczeniom, i pozwoliła na badanie; jednak zanim odpowiedziała na zapytanie Kommissarzy, powstała i z rogu stołu, przy którym siedziała następująca uczyniła protestację:
— Ponieważ żaden z was nie jest mi równy, żaden przeto moim sędzią bydź nie może, a tém samem nie ma prawa sądzić mię. To co czynię i co mówię w téj chwili pochodzi z mojéj własnej woli. Biorę więc Boga na świadka, że jestem niewinna i wolna od rzucanych na mnie potworzy; bo przybyłam do Anglji szukać przynależnéj opieki; przybyłam jako wolna królowa która się powierza prawości królowéj i przyjaźni siostry. Ze, zaś zamiast pomocy, któréj się spodziewałam, obchodzą się ze mną jak najniegodniéj, że przewłóczą mię z więzienia do więzienia, że od dziewiętnastu lat jęczę pod zamknięciem bez powietrza i światła prawie, jakbym była najstraszliwszą zbrodniarką, że zmuszają mię stanąć przed waszym trybunałem, jako obwinioną o spiskowanie, oświadczam więc, że nie uznaję władzy ani Elżbiety ani waszéj. Moim sędzią jest Bóg i Jemu tylko winnam zdać sprawę z moich czynności: protestuję raz jeszcze aby stawienie się moje przed sądem nie było szkodliwém ani mnie, ani monarchom i książętom ze nutą sprzymierzonym, ani mojemu synowi. Domagam się aby moja protestacja została spisaną i proszę o jej akt.
Kanclerz odpowiedział: że Elżbieta żadnéj nie przyrzekła pomocy, i odrzucił protestuję ze względu na text prawa, które kommissji nie każe mieć żadnego względu ani na stan, ani na znaczenie osób. Marja na ów czas rzekła, że nie może bydź sądzoną według praw angielskich, urodziwszy się w Szkocji. Ze zaś na ten drugi punkt trudniéj było odpowiedzieć, kanclerz pominął go, a prokurator jeneralny ułożył treść spisku Babingtona przedstawiając kopję listów, które on pisał do Marji. Marja Stuart odrzekła na to, że będąc zamknioną w więzieniu pierwszy raz słyszy o czynach, z mocy których ją oskarżają, co zaś do listów, być może, że Babington je pisał, lecz ona nie mogła wzbronić szaleńcowi aby nie pisał tego co mu przyszło do głowy; że jeżeli przyjmowała listy musiała i odpowiadać na nie; że jeżeli ona odpowiadała, to i jéj listy równie jak Babingtona muszą bydź w rękach sędziów. Dlatego domagała się żeby jéj pokazano choć jeden list przez nią pisany, przyrzekając, że skoro go tylko zobaczy, natychmiast uzna się winną zbrodni, o jakie tylko jéj sędziom podoba się ją obwinić.
Te słowa wymówiwszy z głębokiem przekonaniem, królowa Marja nie chciała więcéj odpowiadać i ponowiwszy proestację, oddaliła się do swego mieszkania. Wtedy, jak zagrażał jéj kommissarz Hatton, postępowanie sądowe dokonano zaocznie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.