Przejdź do zawartości

Stuartowie (Dumas)/Tom I/Rozdział IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Stuartowie
Wydawca Merzbach
Data wyd. 1844
Druk J. Dietrich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Stuarts
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ IV.

Jakkolwiek młodym był Jakób IV, w czasie skonu ojca, pojmował jednak, że czyn który z przymusu popełnił, występując przeciwko niemu był czynem ohydnym, dla tego też skoro tylko doszedł pełnoletności, zabronił prześladować szlachtę, która w obronie króla stanęła, przywołał ją nawet na swój dwór i przychylność zarówno pomiędzy tych którzy jemu i ojcu służyli, podzielił. Następnie chcąc sam odpokutować mimowolne przewinienie, kazał sobie zrobić pas żelazny i nosił go na ciele, corocznie przydawał do niego mały ciężar, aby dowieść, że nietylko niezapomina wydarzonego nieszczęścia, ale owszém że to wspomnienie wznawiało się codziennie w jego pamięci i umyśle.
Nowy król, był nie tylko waleczny, zręczny i silny, lecz nadto tyle wspaniały ile ojciec jego skąpy. Z tego ostatniego przymiotu wielka dla królestwa wypłynęła korzyść, bo znalazłszy w lochach Edymburgskiego zamku Czarną kassę, napełnioną naczyniami złotemi i srebrnemi, podzielił pomiędzy szlachtę otaczającą go wszystkie te bogactwa, nie czyniąc żadnéj różnicy czy kto za nim, czy walczył przeciw niemu, cenił tylko ich poświęcenia i zasługi, czyn ten zjednał mu wielką przychylność narodu.
Jakub IV szczególne miał upodobanie w marynarce, i dla tego nadzwyczaj lubił walecznego Andrzeja Wood, który poświęciwszy się wojnie morskiéj, nabył takiéj sławy, że najdumniejsza szlachta ze swoich nazwisk niemogła wyrównać jego sławie. Prócz tego, Andrzej Wood zawsze był wierny królowi i w dzień bitwy pod Sauchie, zarzucił kotwicę w Forth pomiędzy Barnock i Ninian, gdzie zabrał mnóstwo ranionych z wojsk królewskich i najstaranniéj ich opatrywał. Mniemano nawet przez czas niejaki, i aż do chwili, dopóki młynarka nieopowiedziała całego wypadku, że król dostał się na okręty Andrzeja Wood, i tym sposobem życie ocalił.
We dwa lata potem pięć statków angielskich zawinęło do Forth i złupiło Szkockie statki, Sir Andrzéj z dwoma okrętami udał się za niemi w pogoń, pochwycił je, i kiedy król znajdował się w Leith przywiódł mu pięciu kapitanów jako jeńców. Jakób odesłał ich Henrykowi VII z poleceniem, aby ogłosili, że Szkoci zarówno na lądzie jak na morzu walczyć umieją. Henryk rozgniewany tem szyderskiem posłannictwem kazał przywołać z Portsmouth swego najwaleczniejszego kapitana marynarki, nazwiskiem Stephen Bull, ażeby bezzwłocznie puścił się na morze i ukarał Andrzeja Wood. Posłuszny Stephen doścignął swojego współzawodnika w Forth. Natychmiast wszczęła się walka z taką zaciętością, że dowódcy niezważając na swoje okręty, pozwolili przypływem morza z Frith, unieść się do zatoki Tay. Po dwunastu godzinach napadu, Wood zabrał trzy okręty angielskie i kapitanów jako jeńców przyprowadził królowi. Wtedy Jakób odesłał admirała i jego towarzyszy do Londynu.polecając im powiedzieć królowi, że ponieważ nieotrzymał od niego żadnéj odpowiedzi, przeto pragnął dowiedzieć się, czy pierwsi wysłańcy wykonali polecenie. Od tej chwili, Henryk wyrzekł się zemsty nad groźnym Wood; Jakób zaś nakazał budowę kilku okrętów. Szkocja zaczęła nabywać jakąś władzę na morzu.
W tym czasie dziwny przytrafił się wypadek, który do téj chwili jest tajemnicą. W roku 1496 pewien młodzieniec postaci szlachetnéj, dwadzieścia dwa lat mający, ukazał się na czele oddziału tysiąca pięćset ludzi, i przedstawił się na dworze Jakoba IV, mnieniąc drugim synem Edwarda, który uszedł rąk morderców.
Tyle dawał dowodów swojéj ucieczki, i przyjęcia od księżnej Burgundzkiej, któréj listy nawet potwierdzały jego opowiadanie, że król szkocki dał się przekonać o prawdzie, a ponieważ przyrzekał mu znamienite ofiary, gdyby wrócił na tron, przeto Jakób nie wahał się stanąć w jego obronie. Przyjął go ze względami przynależnemi królewskiej godności, a ponieważ zakochał się w córce hrabiego Huntly, którą miano za najpiękniejszą kobietę w Szkocji, i zdawało się że posiadał jej wzajemność, przeto prosił hrabiego o córkę dla przyszłego króla, przyjmując na siebie wyposażenie jéj.
Po zawarciu małżeństwa, mniemany książę York przypomniał Jakóbowi przyrzeczenie odzyskania mu tronu, utrzymując, że skoro ukaże się w Anglji, wszyscy stronnicy jego ojca powstaną za nim. Jakób wtargnął z nim do Northumberland, rozrzucone proklamacje żądanego nie odniosły skutku. Jakób widząc że to najście jest bezużytecznem, a nawet niebezpiecznem stać się może, prosił pretendenta aby wrócił z nim i spokojnie żył w Szkocji, gdzie na swoim dworze stosowne naznaczył mu miejsce. Młodzieniec nazbyt pewny siebie, odrzucił radę, udał się do Cornwallis, spróbował powtórnéj wycieczki, schwytano go, zaprowadzano do Londynu i pod sąd oddano. Z wywiedzionego processu okazało się: że ów mniemany syn Edwarda był tylko awanturnikiem flamandzkim, nazwiskiem Perkin Warbeck, którego księżna Burgundzka wyuczyła roli pretendenta. Skazany na śmierć, stracony został w Tyburn. Jednakże mimo tego wyjaśnienia i kary, wielu nie przestawało mniemać, że ten nieszczęśliwy młodzieniec istotnie był księciem York.
Katarzyna Gordon, jego małżonka, którą dla piękności nazywano Białą Różą Szkocji, otrzymała uposażenie od Henryka VII, który nadto polecił ją szczególnym względom królowéj.
Henryk VII wstępując na zakrwawiony tron, i władnąc ludem jeszcze w zburzonym wojnami domowemi, potrzebował pokoju; zażądał więc od Jakóba IV rozejmu na lat pięć, i otrzymał go. Te pierwsze układy, nowe zawiązały stosunki ważniejsze jeszcze. Król szkocki był w porze ożenienia, Henryk VII miał piękną córkę, nazwiskiem księżniczkę Małgorzatę, dał więc do zrozumienia Jakóbowi, że pragnienie tylko chwilowego rozejmu, lecz trwałego pokoju, nie układów z sąsiadem, lecz familijnego związku. Ofiara była dla Jakóba bardzo korzystna, aby miał ją odrzucie. Ułożono więc związek małżeński, i hrabiemu Sussex polecono odwieźć księżniczkę Małgorzatę przyszłemu mężowi.
Dzięki temu małżeństwu, w sto lat późniéj Jakób VI Szkocki został w Anglii Jakóbem I i połączył korony Marji Stuart i Elżbiety.
Król udał się naprzeciw swojej narzeczonéj aż do opactwa Newcastle, położonego o dwie mile od Edymburga; jechał na koniu, w bogatéj aksamitnéj sukni, haftowanéj złotem; że zaś był dobrym jezdzcem, nigdy nie używał strzemienia siadając na koń, nadto miał najpiękniejszą postać, bardzo podobał się księżniczce, która również wielkie uczyniła na nim wrażenie. Jakób przybywszy do bram Edymburga, chcąc dać ludowi wyobrażenie zgody, jaka miała panować pomiędzy nim a jego żoną, postanowił odbyć razem z nią wjazd do miasta, wjechać na jednym koniu; lecz że jego rumak nieprzyzwyczajony był do podwójnego ciężaru, nakazał wsiąść po za siebie jednemu dworzaninowi, żeby spróbować jak się to powiedzie. Próba ta dla dworzanina nic korzystnie się skończyła, ponieważ nie śmiał trzymać się króla, i nie miał strzemion, przeto spadł wznak i nadwerężył sobie ramię. Jakóh cieszył się bardzo że tym sposobem przekonał się o swoim rumaku, i widząc że niepodobna by było narażać kobietę na to, co się nie powiodło z mężczyzną, wsiada na łagodnego konia Małgorzaty, i jak pragnął dopełnił wjazdu do Edymburga; że zaś żaden nie zdarzył się wypadek, uważano to za szczęśliwą wróżbę. W istocie, dopóki żył Henryk VII wszystko szło jak najlepiéj, i Jakób korzystał z pokoju aby zagoić rany Szkocji długoletniemi zadane wojnami. Lecz kiedy Henryk VIII wstąpił na tron, i nie chciał Jakubowi wypłacić zapisu jaki ojciec Małgorzaty uczynił swéj córce; łatwo domyśleć się była można, że przyjazne stosunki nie długo trwać będą pomiędzy szwagrami.
Ludwik VII, którego polityka dążyła do zerwania przyjaźni Szkocji z Anglją, jak tylko dowiedział się o nieporozumieniach dwóch królestw, zaczął rozsiewać złoto między doradzców i ulubieńców Jakóba, dając mu do zrozumienia że w chwili kiedy Henryk VIII zagrozi Francji nowym napadem, on nabyłby bez targu, za cenę przez samego Jakóba naznaczoną, pokój ze Szkocją. Jakób nie zobowiązywał się do niczego; musiał jednak mimowolnie porównywać postępowanie swoich sąsiadów i porównanie nie było dla Szwagra korzystnem.
W śród tych nieporozumień nowe odkryło się źródło niezgody pomiędzy dwoma sąsiadami. Jakób, jak to wspomnieliśmy, rozszerzył swoją marynarkę, która składała się z szesnastu wojennych okrętów, oprócz okrętu Wielki Michał, najpiękniejszego jaki kiedy zbudowano. Mimo téj znakomitéj siły, król Portugalski nie chciał dać żadosyć uczynienia pewnemu walecznemu Szkockiemu żeglarzowi, którego statek w roku 1478 Portugalczykowie złupili; że zaś ów żeglarz miał trzech synów będących na dworze, obdarzonych sercem silnem, przeto oni udali się do króla prosząc, aby na wynagrodzenie szkód poniesionych pozwolił im ścigać statki portugalskie. Jakób zezwolił na to; oni uzbroiwszy dwa statki, nazwane Lew i Jenny-Pirren zaczęli krążyć po kanale la Manche pod dowództwem starszego brata, Andrzeja Barton, najdzielniejszego korsarza w owéj epoce.
Okręty portugalskie rzadko ukazywały się na kanale la Manche, i Andrzej Barton nie byłby powetował swoich kosztów, gdyby czasami nie zaczepiał okrętów króla wielkiej Brytanji; Jakób z dobrocią ojcowską zamykał oczy na to zgwałcenie praw. Lecz nic tak postąpił sobie Henryk VIII, i ponieważ sądził że wszelkie uskarżenie się przed Jakóbem byłoby bezskutecznym, postanowił sam sobie sprawiedliwość wymierzyć. Dla tego, kazał uzbroić dwa najmocniejsze wojenne okręty, oddał je pod dowództwo dwóch synów hrabiego Sussex, z których jeden nazywał się Edward Howard a drugi lord Tomasz, i polecił lin ścigać Bartona. Dwaj młodzi ludzie uradowani sposobnością odznaczenia się, wzięli za przewodnika kapitana kupieckiego statku, który dniem pierwéj Barton zrabował, ten powiódł ich w miejsce gdzie Barton krążył ze swojemi dwoma okrętami. Ażeby zwieść Bartona przyjaznem ukazaniem się, przyczepili do masztów gałązkę brzeziny, jakto zwykle czyniły statki kupieckie. Takie statki Barton najlepiéj lubił, chociaż dowiódł kilkakrotnie że się i innych nie lękał; skoro je tylko dostrzegł, popłynął ku nim całym pędem, wołając, aby spuścili flagę. Lecz wtedy okręty zrzuciły oznaki pokoju, i zamiast wierzbowéj gałęzi, ukazała się bandera wielkiej Brytanji z lampartem i liljami, a następnie wystrzały całej artyllerji dwóch okrętów, były odpowiedzią na zbyt śmiałe wyzwanie.
Poznał wtedy Barton że ma do czynienia z inną zwierzyną niż mniemał, że chcąc pochwycić jelenia, obudził lwa; jednakże ta omyłka nie zastraszyła dzielnego myśliwca, i stając śmiało przeciw nieprzyjacielowi, wydawał rozkazy, i zachęcał swoją załogę, jak zwykle, nie tylko słowem ale przykładem, narażając się tak z blizka jak z daleka na strzały nieprzyjaciół, którym łatwo było poznać go po jego pięknéj zbroi z Medjolanij i złotej piszczałce zawieszonéj na szyi. Walka była okropną. Anglicy i Szkoci wiedzieli że walczą na śmierć, że nie mogą się spodziewać przebaczenia; dla tego też obie strony z jednakową trzymały się odwagą, chociaż, dzięki machinie jego wynalazku, (była to ogromna belka która spadała ze szczytu masztu, w chwili ile tylko razy Anglicy chcieli wedrzeć się na pokład), Barton miał wyższość nad Anglikami. Machina ta, tak straszną rozpościerała zgubę na nieprzyjacielskim okręcie, że lord Tomasz Howard, przywołał do siebie wybornego łucznika nazwiskiem Hustler, z hrabstwa York, i rozkazał mu strzelać z łuku do człowieka stojącego na maszcie i nadającego ruch machinie, oraz do każdego ktoby tylko ośmielił się go zastąpić.
Hustler utrzymał swoją sławę; za pierwszym wystrzałem, człowiek stojący na szczycie masztu ugodzony w piersi, rozciągnął ręce, i obalając się na wznak, upadł głową na pokład. Dwóch innych którzy chcieli go zastąpić, tegoż samego doznało losu; następnie kiedy nikt nie chciał zająć tego niebezpiecznego stanowiska, Andrzej Barton sam rzucił się na maszt, aby w ruch wprowadzić machinę.
— Hustler, krzyknął Lord Tomasz na łucznika, teraz celuj jak należy, lub nigdy. Pełna czapka złota lub powróz, wybieraj.
— Milordzie, odpowiedział łucznik, człowiek by chciał jak najlepiéj, lecz na nieszczęście dwie tylko mam strzały, będę się starał wypełnić rozkaz waszej Wysokości i uczynię co będę mógł.
Zaledwie wymówił te słowa, aliści strzała szybka jak błyskawica, świszcząc stępiła się o pancerz Bartona, który nie zważając na to, postępował daléj ku zgubnej machinie, która silną i zręczną dłonią puszczona, jednym razem przygniotła sześciu ludzi na pokładzie okrętu lorda Tomasza.
— Nędzniku, wykrzyknął lord Tomasz, patrz co twoja niezręczność nas kosztuje.
— To nie niezręczność milordzie, odpowiedział Hustler, Wasza wysokość widziałeś jak strzała odbiła się od zbroi, gdyby to była siatka, byłby nią na wylot przeszyty. Lecz jak mówi przysłowie, dobry łucznik nie powinien rozpaczać póki jedna zostaje mu strzała; może ten strzał będzie szczęśliwszy.
Wtedy Hustler wiedząc co go czeka, z wszelką przezornością położył strzałę na łuku, zapewnił się czy jest w samym środku struny, następnie stanąwszy silnie, nieruchomie jak spiżowy posąg, naciągnął łuk i kiedy upatrzył chwilę że Barton wzniósł rękę w górę puścił stronę. Strzała niedojrzma wybiegła i aż do osady uwięzła w boku Bartona.
— Potykajcie się moje dzieci, wołał Barton, jestem raniony, lecz żyję jeszcze. Wypiję szklankę wina i zaraz wyjdę na pokład. Jeżeli bym się opóźnił, raczéj zgińcie a nie poddajcie się.
Walka trwała z równą, zaciętością ze stron obu; co chwila z wnętrza okrętu słyszeć się dawała złota piszczałka Andrzeja Barton, i ile tylko razy usłyszała załoga ten znak przekonywający ją, że dowódzca żyje jeszcze, tyle razy wydawała krzyk straszliwy i odzyskiwała niknącą odwagę. Nakoniec głos piszczałki słabiej i w dłuższych przerwach, dawał się słyszeć nakoniec ucichł zupełnie. Szkoci zrozumieli że nie mają już wodza.
Anglicy po dziesięcio godzinnéj walce, zabrali statek nazwiskiem Lew, i znaleźli Andrzeja Barton, rozciągniętego w swojéj kajucie, bez życia, i z piszczałką w ustach, aby nie stracił ostatniego nawet oddechu.
Jakób, umiejący oceniać walecznych, tak mocno uczuł śmierć Bartona, że posłał do Henryka żądając zadosyć uczynienia. Lecz Henryk III odpowiedział, że dziwi się dla czego jego kuzyn Jakób tak zajął się śmiercią Hartona, prostego korsarza, jak gdyby on był dowódzcą jego marynarki królewskiéj. Nie było co na to powiedzieć, bo w istocie to było prawdą. Jakób udał że poprzestaje na tej odpowiedzi oczekując tylko stosownéj sposobności;, która wkrótce się nasunęła.
Pod panowaniem Henryka VII pewien urzędnik domu Jakóba, nazwiskiem Sir Robert Ker de Fairsherst, wysłany został przez króla, którego był ulubieńcem, jako lord strażnik na granice państwa. Surowość jaką rozwinął, zaraz po swojęm mianowaniu uczyniła go nienawistnym ludom na wpółdzikim, nad któremi ją wywierał, i trzech ludzi z hrabstw pogranicznych Anglji, postanowiło zamordować go. Ponieważ zamiar ten wykonano w czasie rozejmu, kiedy żadne usprawiedliwienie miejsca mieć nie mogło, przeto Jakób wymagał od Henryka VII aby trzéj mordercy, nazwiskiem Héron bękart, bo był bratem naturalnym Sir Hérona de Ford, drugi Starhed, trzeci Lilburn, wydani byli w jego ręce, aby z niemi podług woli postąpił. Henryk wydał natychmiast rozkaz dowódzcom pogranicznym angielskim, aby ujęto trzech morderców i odprowadzono do Edymburga. Jednego tylko Lilburna zdołano ująć; Starhed uciekł do Auglji, gdzie syn zamordowanego Roherta i dwóch jego przyjaciół ścigali go, a dogoniwszy, zabili sztyletami, ucięli głowę, którą jeden z nich przywiązał do łęku siodła i przywiózł do Edymburga, tam blizko rok na żelezcu włóczni była wystawioną. Héron bękart ścigany przez żołnierzy, schronił się do kościoła w którym właśnie umarły leżał. Ponieważ nikt nie pilnował trupa, on zaniósł go do zakrystji, ukrył w szafie, a sam się w trumnie położył. Żołnierze wszedłszy do kościoła nie znaleźli go. Kiedy nadeszła godzina pogrzebu, krewni umarłego zgromadzili się; kapłan odmówił mszę Swiętą, Héron wysłuchał jéj jak najciszéj; nareszcie wyniesiono go z kościoła, przeprowadzono przez całą wieś z księżmi i processją. Gdy go już przyniesiono do dołu, i zdjęto sukno z trumny aby przybić wieko, Héron nagle się podniósł, przeskoczył dół, roztrącił otaczających, i przeskoczył mur cmentarza, wpław przebył rzeczkę, dopadł konia pasącego się na łące, uciekł w góry i zniknął.
Henryk VII nie chcąc naruszać dobrych stosunków z Jakóbem, kazał ująć Hérona Ford, zamiast Hérona bękarta i odesłał go Jakubowi, ten kazał go wziąść i przez sześć lat karał za winę, któréj nie popełnił.
Przy wstąpieniu na tron Henryka VIII, żona Heron’a de Ford, która była najpiękniejszą z Angielskich kobiet, rzuciła się do stóp króla, prosząc o wstawienie się so szwagra aby uwolnił jéj męża. Henryk VIII napisał do Jakóba: lecz ten tyle tylko odpowiedział: głowa za głowę, chcąc przez to powiedzieć że wtedy uwolni Heron’a de Ford, kiedy mu przyszłe Herona bękarta, Henryk nie mógł tego dopełnić; bo chociaż Heron nieprawy ukazywał się kiedy niekiedy w Szkocji, lecz natychmiast cofał się w góry, gdzie go nikt nic chciał ścigać.
W tym stanie były rzeczy, kiedy Jakób IV, odebrał poselstwo z Francji. Ludwik VII, dowiedziawszy się, że Henryk zamierzył wylądować w Calais, przypominał Jakóbowi święty i starodawny związek łączący oddawna dwa królestwa.
Ze swojéj strony Anna Bretańska, najpiękniejsza owego czasu księżniczka, napisała własnoręcznie do Jakóba, przysłała mu kosztowny pierścień, upoważniając go do przybrania tytułu jéj rycerza i prosząc żeby dla jéj miłości trzy tylko mile wkroczył w granice Anglji.
Jakób lubił nadzwyczajne wypadki. Poselstwo skłaniało go do wojny, o której myślał oddawna, korzystał więc z chwili kiedy Henryk był we Francji i oblegał Thérouanne, uwiadomił go przez herolda o krokach nieprzyjacielskich i mimo przeciwnego zdania swoich poradzców postanowił sam wkroczyć w granice Anglji.
Wojna ta wszystkim zdawała się nie tylko błędem, ale nawet szaleństwem. Parlament naprzód opierał się temu zamiarowi; lecz kiedy Jakób nalegał, parlament uległ i król wskazał swoim baronom 15 Sierpnia zebrać się na równinie Borough-Moor, gdzie zwykle zgromadzały się Szkockie zastępy.
Nigdy nie rozpoczęto wojny pod smutniejszą wieszczbą, lecz Jakób równie pogardzał wróżbą, jak radą swoich przyjaciół.Przez kilka nocy słyszano głos wychodzący z krzyża Edymburgskiego, lubo nikogo widać nie było, który wzywał króla i znakomitych panów stanąć w przeciągu czterdziestu dni przed sądem Boga. Król niechcąc tym doniesieniom wierzyć, sam chciał w nocy zbliżyć się do krzyża, aby usłyszeć to nadzwyczajne wezwanie. Powiedziano mu, że nie potrzebuje przybliżać się, że dosyć jest gdy o północy otworzy okno, aby usłyszeć to czemu wierzyć nie chce.W istocie, tego samego wieczora, o tejże godzinie, Jakób otworzył okno i chociaż było ćwierć mili z zamku do krzyża Edymburgskiego, król jednego niestracił wyrazu, tak głos był mocny i nadzwyczajny.
Nie dosyć jeszcze: pewnego dnia kiedy słuchał mszy w kościele Linlithgów, starzec olbrzymiéj postawy, odziany długą niebieską suknią, przepasany wpół, mając sandały na nogach i długie złote włosy spadające na ramiona, ukazał się nagle z zaołtarza i postępując krokiem poważnym i uroczystym do króla, »Jakóbie rzekł: jestem Śty Jan Ewangelista, przychodzę w imieniu Panny Marji, która ci sprzyja łaskawie, ostrzedz cię, abyś nie przedsiębrał wojny, którą zamierzasz, albowiem ani ty, ani żaden z twoich panów nie powróci z niéj. Ona kazała mi jeszcze powiedzieć ci, że za nadto lubisz towarzystwo kokiet, i że z nich spłynie na cię hańba i upadek.«.
Zaledwie wymówił te wyrazy, znikł nagle i wielu utrzymywało, że rozproszył się jak mgła, i że to było prawdziwe Niebios zjawienie.
Królowa Małgorzata czyniła wszystko co mogła, aby odwrócić męża od nieszczęsnego zamiaru. Lecz upór główną był cechą charakteru Stuartów, a Jakób posiadał go w całéj rozciągłości. Wynikło z tego, że gdy wojsko zebrało się w oznaczonym czasie, wyruszył nagle z trzydziestą tysięcy ludzi i 22 Sierpnia 1513 r. przebył granicę Anglji w bliskości zamku Twisell.
Pierwsze powodzenia zdawały się niszczyć całą wieszczbę: wziął bowiem bez wystrzału Norhamwark, i zamek Ford. W braku nieprzyjaciół, czekała go nieprzyjaciółka, któréj się wcale niespodziewał: była to małżonka Herona de Ford.
Wyszła na przeciw Jakóba, podając mu klucze zamku, i niewspominając o swoim mężu, który ciągle był jeńcem w Edymburgu, prosiła go: aby się zatrzymał u niéj, aby miała ten zaszczyt, przyjąć pod swoim dachem króla, będącego najwaleczniejszym z rycerzy. Hrabina była piękna, jéj głos miły i pociągający, zaproszenie pełne słodkich nadziei. Jakób zapomniał przestrogi Śgo Jana i zamiast posuwać się w głąb Anglji, pozostał przy nowéj Armidzie. W tym czasie, hrabia Surrey, za którego radą poszła uwodzicielka, zbierał wojsko i pospieszał z synem swoim lordem Tomaszem Howard, wielkim admirałem, tym samym który zabrał okręt Bartona. Jakób, dowiedziawszy się o jego zbliżeniu, wyruszył przeciwko niemu i zatrzymał się na wzgórzu Flodden, które zdawało mu się wybornem stanowiskiem wojennem.
Hrabia Surrey będący wybornym żołnierzem, lękał się tylko żeby mu Szkoci nieuszli. Postąpiwszy aż ku Wooler był tylko o pięć lub sześć mil od nieprzyjaciela! Rozkazał wtedy szukać przewodnika, któryby za dobrą nagrodę mógł poprowadzić wojsko angielskie w góry, tak aby Szkotom tył wziąć było można. W godzinę po ogłoszeniu tego żądania stawił się przewodnik.
Był to rycerz na pięknym koniu, cały w zbroi i ze spuszczoną przyłbicą. Kiedy stanął przed hrabią Surrey, zsiadł z konia, przykląkł na jedno kolano i ofiarował się za przewodnika w góry dobrze mu znane, byleby tylko hrabia przebaczył mu występek, którego się dopuścił. Hrabia Surrey odpowiedział, że byle nie szło o zdradę przeciwko królowi Angielskiemu, ani o obrazę kobiety, czego jako wierny sługa i rycerz przebaczyć by niemógł, rycerz nieznany może zaufać jego słowu.
— Broń Boże! odpowiedział nieznajomy. Tylko pomogłem do zabicia jednego Szkota.
— Jeżeli to tylko, odpowiedział Surrey, podnieś przyłbicę; bo przy Boskiéj pomocy za trzy dni każdy z nas będzie sobie miał do wyrzucenia więcéj podobnych zbrodni.
Rycerz podniósł przyłbicę, i poznano w nim Hérona bękarta.
Zdarzenie to, było dla Anglików nader szczęśliwem. Héron, jako wygnaniec, od lat dziesięciu mieszkając w górach znał najmniejsze zakręty; i tego samego wieczoru poprowadził wojsko angielskie drogami nieznanemi i pewnémi, tak, że nazajutrz dnia 9 Września 1513 Jakób IV, ujrzał wojsko uszykowane w linji bojowéj po zasobą, wojsko, którego się spodziewał dopiero przybycia.
Król po poruszeniu w nocy dokonanem, zrozumiał natychmiast, że miał do czynienia z przeciwnikiem znającym lepiéj niż on drogi w kraju, do którego się zapędził i który, przy téj pomocy mógł go uprzedzić dwoma dniami w Szkocji i wszystko ogniem i mieczem zniszczyć. Rozkazał więc iść przeciwko Anglikom, chociaż to poruszenie, zniewalając go do opuszczenia pewnego stanowiska, zagrażało niepowodzeniem.
Zaledwie usłyszano rozkaz stoczenia bitwy, Szkoci podług zwyczaju zapalili swoje mieszkania, nagle wzniósł się ogromny płomień, którym wiatr pomiatając pędził naprzód dym i pokrywał całą przestrzeń oddzielającą dwa wojska. Wtedy przyszła myśl królowi Jakubowi, korzystać z tego dymu, aby napaść niespodziewanie na Anglików, wskazał więc lordowi Home, który lewem skrzydłem dowodził postępować i śmiało uderzyć. Szczególniejszym wypadkiem taż sama myśl przyszła lordowi Surrey, który wydał rozkaz swojemu synowi Edmundowi Howard, dowodzącemu prawem skrzydłem iść przeciw Szkołom; tak więc, niewiedząc otém, nie widząc się dwa wojska starły się nagle jak dwa mury żelazne. Starcie było okropne, lord Home i jego górale znieśli pierwsze szeregi angielskie, i kiedy dym się rozproszył, już chorągiew Sir Edmunda wzięto, on sam strącony z konia, w ciężkiéj zbroi, w największem był niebezpieczeństwie, gdyby Heron ze swojemi towarzyszami nie był mu przyszedł na pomoc. Widząc to Dacre dowodzący jazdą, uderzył tak szczęśliwie na Szkotów, że dostał się wpośród ich szeregów; wówczas to napadnięci z jednéj strony przez Herona, z drugiéj przez Dacr’a, a środkiem parci przez Edmunda, który pałał żądzą pomsty za pierwsze swoje niepowodzenie, zmuszeni byli do odwrotu.
W tym samym czasie lord Tomasz Surrey dowodzący drugim korpusem prawego skrzydła Anglików, uderzył na drugą kolumnę Szkocką, dowodzoną przez Crawford’a i Montros’a, niesłychanem szczęściem przy pierwszem spotkaniu zabił obu tych wodzów; żołnierze zaś bez dowódców zaczęli się mieszać i cofać; wkrótce wszystko zmieniło się w rozsypkę.
Gdy się to działo na lewem skrzydle i w środku, oddział górali dowodzonych przez hrabiów Lennor i Argyle tak został zasypany gradem strzał łuczników angielskich, że postanowił wysadzić ich ze stanowiska i wolał raczéj iść naprzeciw niebezpieczeństwu niż go oczekiwać; zeszli więc ze szczytu pagórka, mimo napomnień ambassadora francuzkiego La Mothe, który stał w ich szeregach z orężem w ręku, i który widząc, że ich wstrzymać nie zdoła, sam udał się za nimi. Lecz zaledwie zeszli na dół, ze skrzydła napadnięci przez żołnierzy hrabiego Chester, a z tyłu przez wojsko hrabiego Lancaster, zostali porąbani w sztuki i zupełnie zniszczeni.
Pozostała jeszcze kolumna lewego środka, w któréj król z siadłszy z konia, otoczony wyborem żołnierstwa, jak on od stóp do głów uzbrojonego, tak że strzały zupełnie szkodzić im nie mogły, postępowała naprzód niszcząc wszystko cokolwiek opór im stawiło. Przybywszy do stóp wzgórza, starli się z wojskiem hrabiego Surrey, wcisnęli w środek, jak żelezce proporca na długość podwójną drzewca jego sztandaru. Że zaś wtedy Bothwell prowadził wojsko w odwodzie stojące, król sądził, że bitwa już wygrana, kiedy Stanley, który tylko co zniszczył górali, widząc że walka w połowie dopiero skończona, rzucił się na kolumnę królewską i napadł ją z boku, lord zaś Tomasz, który rozproszył kolumnę Crawford’a i Montros’a uderzył z przeciwnéj strony. W téj chwili dano znać lordowi Home, również ze trzech stron atakowanemu, o niebezpieczeństwie króla i potrzebie pomocy; na co on odpowiedział, że każdy dzisiaj maco myśleć osobie, aby miał się drugimi zajmować.
Pawda że Bothwell przybył ze swoim zastępem, lecz że była nie liczny nie mógł wybawić króla, tylko stojąc około niego, liczbę jego obrońców powiększył. Straszna powstała walka w miejscu, w którym był Jakób i jego szlachta, która zrobiwszy koło, ani w tył, ani naprzód jednego ni postępowała kroku, lecz z cudowną walczyła odwagą i poświęceniem. Hrabia Surrey widząc nakoniec że nic niepodoła temu niezwyciężonemu oddziałowi, przywołał oddział Anglików uzbrojonych hallebardami, których drzewce dłuższe było niż włócznie Szkotów i tym sposobem mogli niemi godzić na nieprzyjaciół nie lękając się straty. Tak zwolna wyniszczyli ten kwiat rycerzy, którzy woleli zginąć niż odstąpić króla. Jakób sam ugodzony dwoma strzałami i pchnięty żelezcem hallebardy padł nie żywy; a ponieważ to stało się w chwili zapadającego mroku, nikt niespostrzegł że król zginął; walczono więc do ostatniéj chwili i wtedy dopiero Szkoci cofać się zaczęli, kiedy ich tylko kilkaset pozostało. Zostawili na placu ciało króla, dwóch biskupów, dwóch opatów, dwunastu hrabiów, trzynastu lordów i pięciu starszych synów parów. Liczbę zaś poległéj zwyczajnéj szlachty trudno oznaczyć.
Ponieważ król Jakób poległ w gronie padających wokoło niego rycerzy, przeto długo Szkoci nie wierzyli że zginął w boju: utrzymywali że opuścił swoje królestwo i przedsięwziął długą pielgrzymkę, którą ślubował w młodości. Drudzy upewniali, że w chwili, kiedy noc zapadała, czterech rycerzy olbrzymiéj postaci, na czarnych koniach, czarnemi pokryci zbrojami, mając na końcach włóczni garść startéj słomy, aby łatwiéj poznać się mogli w tłumie, nagle ukazało się na polu bitwy, wsadzili oni króla na piątego czarnego konia i uprowadzili ze sobą, a następnie przebyli wpław rzekę Tweed; wieść ta tak się rozszerzyła, że dwadzieścia lat przeszło oczekiwano napróżno w Szkocji powrotu króla Jakóba.
»Rzecz się tak ma, mówi Walter-Scott, ciało znalezione było na polu bitwy, przez lorda Dacre, który je sprowadził do Berwick, tam ukazał hrabiemu Surrey i oba bardzo dobrze znali Jakoba, aby się mogli pomylić; prócz tego, poznali je również Sir William Scott i sir John Fordman, którzy oblali je łzami.«
»To nieszczęśliwe zwłoki, dodaje, doznały dziwacznego i oburzającego losu: nie tylko nie odebrały przyzwoitego obrzędu, ale nadto nie były pogrzebionemi; bo papież, który w ów czas sprzymierzony był z Anglją przeciwko Francji, rzucił na Jakuba klątwę, tak, że żaden ksiądz nieśmiał mu ostatniéj oddać przysługi, a więc zwłoki jednego z najpotężniejszych królów chrześcjaństwa zostały nabalsamowane i odesłane do klasztoru w Shenn, w hrabstwie Surrey, i tam pozostały aż do czasów reformacji; w któréj to epoce hrabstwo przeszło w ręce księcia de Suffolk. Od owéj chwili trumna ołowiana przerzucana była z jednego miejsca w drugie, jak stary sprzęt niepotrzebny; tak że historyk Stowe powiada: że w roku 1580 widział ją w składzie, pomiędzy spruchniałemi deskami i innemi nieczystościami; wówczas to, przytacza on, kilku bezczynnych rzemieślników bawiło się odcięciem mu głowy; a jakiś Lancelot Yong, szklarz królowéj Elżbiety, dla przyjemnéj woni, jaką wydawała nabalsamowana głowa, wziął ją do domu, i miał przez sześć miesięcy; potem darował ją zakrystjanowi kościoła Świętego Michała w Wood-street; i ten sprzykrzywszy ją sobie, rzucił w zwyczajną kostnicę.“
Tak zakończył dni Jakób IV, wpośród żalu i rozpaczy całéj Szkocji; albowiem od czasów Roberta Brus’a, żaden monarcha nie cieszył się większem przywiązaniem ludu.
Pozostawił on syna mającego lat dwa.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.