Strona:Zygmunt Różycki - Wybór poezji.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
W PÓŁ-ŚNIE...

Wieczór się zbliża... Siadam na swem krześle,
Przymrużam oczy senne i zmęczone,
Jakieś bajeczne plany w myśli kreślę
I nasłuchuję... skroś zmierzchów zasłonę,
Po woniach cudnych, rozmarzonych kwiatów
Płynie melodja srebrzysta z za światów...

Przebóg!.. toż znam ją... Przed laty, przed laty
Matka mi pieśń tę śpiewała z pieszczotą,
Cicho... coś szepcą rozdzwonione kwiaty,
Drzewa mi prawią baśń zaklętą, złotą,
Zefiry senne zlekka mnie kołyszą
I duch mój, zda się, spłynął z zmierzchów ciszą...

— Błogosławiona bądź melodjo zmierzchów,
Błogosławiony bądź ty rzewny śpiewie,
Co płyniesz do mnie z za gór sennych wierzchów,
Co płyniesz do mnie w zefirowym wiewie
I w mojej duszy usypiasz tak cichy,
Gdyby róż polnych dzwoniące kielichy...