Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Radzę jednak przeszukać dokładnie kieszenie, a może natrafimy na ślad jakiś — mówił dalej niezrażony p. Kurka.
I w istocie!... Z kieszeni fraka wydobyto arkusz papieru, na którym skreślone było kilka wierszy, rozpoczynających się słowami: „Wiem, że muszę umrzeć! On czyha na mnie!... Znają mnie...“
I tu następował cały szereg nazwisk znanych osobistości we Lwowie.
Mając takie dane w ręce, pchnięto służbę policyjną na wsze strony, aby wypisane przez nieboszczyka osoby natychmiast stawiły się na policji.
Niedługo czekano.
W niespełna godzinę, poczekalnia inspekcyjna zaczęła się napełniać.
Pierwszy wszedł p. Roll, a tuż za nim p. Konopasek, dwaj dzielni karnawałowi kapelmistrze, dalej zjawił się p. Mussill, aranżer z balu prasy, p. Wereszczyński, aranżer Koła literacko-artystycznego, panowie Getter i Nowakowski, aranżerowie Kasyna miejskiego; przyszedł także p. Lech w podwójnym charakterze, bo jako reporter jednego z dzienników i aranżer z wieczorku drukarskiego, a po za tem aranżerowie z Kasyna urzędniczego i Strzelnicy i cały szereg nieznanych komendantów salonowych...
Gdy wprowadzono zebranych do pokoju inspekcyjnego i wskazano na zwłoki zabitego, wszyscy chórem zawołali:
— Karnawał!...
— A któż jest zabójcą?! — zapytał zdumiony komisarz. Wprowadzić mordercę!...
Zaskrzypiał klucz w zamku, zgrzytnęły zawiasy, pleśń buchła z celi więziennej, a w ślad zatem wysunęła się koścista postać w szarej opończy z worem pod pachą i szła powolnym, posuwistym krokiem naprzód i naprzód, aż weszła w koło zebranych i matowem spojrzeniem powiodła po zmęczonych, bladych twarzach!...
Morderca stanął!...
— Kim pan jesteś! Jak się nazywasz? — zawołali wszyscy chórem.