Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po każdej takiej konferencji powracał ojciec pokrzepiony do domu, całował mnie w głowę i mówił:
— To ty, panie tego, z łaciny premiantem będziesz. Czytał mi profesor, jak ty płynnie odpowiadasz, plus, minus, plus, plus, minus, minus, minus!
— No, no, sprawuj się tak dalej, a wyjdziesz na ludzi. Nauka, jest to, panie tego, to jest nauka, to nie byle co, tego ci nikt nie zabierze...
A zwracając się do matki, dodawał przyciszonym głosem, aby, nie daj Boże, kto nie słyszał:
— Jeszcze gotów radcą sądowym zostać!...
Nie wiem, czy z tej radości, czy też ze złego odżywiania się, ojciec popadł w suchoty i umarł.
Z chwilą tą ubyło społeczeństwu polskiemu jedno gniazdo rodzinne.
Bracia poszli do terminu, a mnie matka zabrała ze sobą do małego miasteczka, gdzie przy krewnych osiedliśmy jako komornicy.
Choć małe miasteczko, to nie to, co miasto wielkie, ale jednak, jak się sam na sobie przekonałem, i w takiej mieścinie może człowiek bardzo łatwo, jeśli mu tak szczęście przyświeca jak mnie, zrobić karjerę. Bardzo łatwo może się wybić, może znaleźć to, czego nie jeden przez całe życie nie znalazł.
Tak stało się ze mną.
Po długich staraniach otrzymałem posadę praktykanta przy sądzie powiatowym; chłopi nazywali mnie sędzią, żydzi mecenasem, choć radca za najmniejsze przewinienie wymyślał mnie od ostatniego durnia!
Wobec tego, najwyższy czas było pomyśleć o żonie gdyż ze wszystkiego wynikało, że wchodzę na drogę którą udeptał mi mój poczciwy ojciec!
Bóg mnie jednak nie opuścił. Byłem sierotą, a sieroty otaczane są przecież szczególniejszą opieką.
W miasteczku było panien tylko dwie, a to córka radcy, piękna jak malowanie, która kształciła się we Lwowie na śpiewaczkę, — i córka dozorcy więźni, taka sobie rumiana glugla, o bardzo poczciwem sercu.
W pierwszej ja się kochałem, — druga natomiast kochała się we mnie.