Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A juści, że tak! Wywieźć do trza do miasta i tam ostawić! Niech się pany nim zajmą! Jeszcze geometrą zostanie.
— Albo fizykiem!...
W samą oktawę był jarmark w mieście, więc Bartek ani się opatrzył, jak na drabiniastym wozie zajechał na targowicę i tu pozostał na łasce Bożej...
W brzuchu mruczało mu z głodu, chłopi się porozjeżdżali i nocka zapadać zaczynała.
Bartek stał i rozglądał się, czy niema co gdzie do zjedzenia.
A jedzenie wisiało tuż nad jego głową w postaci dużych jabłek, pod któremi aż uginały się gałęzie.
Tylko że źli ludzie postawili płot z desek zbity, tak, że Bartek patrząc na soczysty owoc, zauważył zupełnie słusznie:
— Trza będzie przeleźć przez płot!
I przelazł po to, żeby go właściciel złapał i oddał w ręce władzy, jako ogrodowego złodzieja.
Bartek Łopata aż odżył!
Siedzi w izbie z jakimiś panami, codzień dostaje bochenek chleba i ciepłą strawę, ma swój siennik i koc, — a roboty to tyle, co izbę pozamiatać i wody przynieść.
— Dobrze ci tu? — pytano Bartka!
— O rety!
— Sprawuj się dobrze i siedź cicho, to miejsca zagrzejesz!
Raz tylko prowadzili go do jakiejś takiej dużej izby, gdzie siedziało dużo panów za stołami i pytali, czy kradł jabłka?
— Kradł nie kradł! — odpowiedział Bartek!... Zrodziło, to urwołem se dwa, aby się pożywić!
Słyszał, jak jeden pan mówił do drugich, że jest zuchwałym zbrodniarzem... i coś tam więcej mamrotał, co Bartka nic a nic nie obchodziło, — byle dostać się tylko jak najprędzej do swej izby.
I siedzi Bartek zdrów i zadowolony. Przeszła mu zima zacisznie, a z wiosną i przez lato plótł koszyki z innymi więźniami, przykładając swą rękę do rozwoju przemysłu koszykarskiego w kraju.