Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
BARTEK ŁOPATA.





Bartek Łopata przyszedł na świat na cztery tygodnie przed Wielkanocą, a na tydzień po Matce Boskiej Gromnicznej, w roku pańskim, kiedy się ziemniaki nieobrodziły, a gąsienice do cna zjadły kapustę. Ani mu dzwony nie dzwoniły, ani nie bito z armat, tylko, że babka biła mu w czasie urodzin matkę po łbie, aż jej w uszach dzwoniło, zawodząc żałośnie:
— A gdzieżeś sobie ty republiko bachora napytała!
Innej uroczystości nie było.
Matka go tam nie tyrpała — bo że to chłopak był, to i honor i pewne uważanie we wsi miała!
Bartek się chował i rósł na złość babce, która gdzie mogła, to go udarła kułakiem.
— A naści!.... bękarcie!
Sąsiedzi to ta byli dla Bartka łaskawsi, dopóki nie zaplątał się na ich obejście. Ale jak go tam co zaniosło, to ten i ów czy kłonicą czy drążkiem go dziabnął, gnając za płot swego ogrodzenia, — bo wiadomą jest rzeczą, że jak krowa poczuje takie nijakie dziecko, to mniej mleka daje.
Nie było więc Bartkowi źle na świecie, bo żył i rósł dużo roków, — może dwanaście, może pitnaście, bo ludzie rachubę zgubili, kiedy mu matuś nagle pomarła w samo Wniebowzięcie Matki Boskiej.
Wywieźli ją sąsiady z babulą hen, za wieś — a wróciwszy, wypili na pocieszenie dwie kwarty wódki i uradzili, aby Bartka wywieźć do miasta.
— Ta to i tak nie wsiowe, ino matka napytała się tego w mieście.