Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze padać tylko przez dni cztery, więc się wcale nie śpieszył, bo to tylko dni cztery, a nie cztery lata!
Postawiłem kołnierz i sunę, ażeby się ansztelować w moim ogonku, który stał mi się już prawie nieodzowny do życia, jak mieszczanom strzelnica, radcom sądowym kasyno miejskie; a szlachcicom końskie kasyno!
Przy szarzejącem świetle dżystego poranku widzę w oddali czarną smugę ludzi i dochodząc, wołam uradowany:
— Dzień dobry panom!
— A giten Tag, purec!
Bo dziwna rzecz, ogonek tytoniowy składa się przeważnie z samych izraelitów, przeplatanych gdzieniegdzie ekspresami i staremi żydówkami.
Moje miejsce jest właśnie obok bardzo starej żydówki, która nikogo nie dopuszcza, rezerwując je dla mnie!
Dobrze mi z tem, bo kobieta wydaje z siebie dużo ciepła i podtrzymuje rozmowę.
Składam jej na dzień dobry wdzięczny ukłon i staję w ogonku, który przez moją nieobecność był fatalnie wyszczerbiony.
— Przepraszam wielce szanowną panią, ale z powodu deszczu zaspałem!
— Nie trza zasypiać, bo przyjdzie inny łapserdak na to miejsce i napuści wszów!
— Wielce szanowna pani daruje, już się to więcej nie powtórzy!..
— No!... już dobrze!...
Nastaje chwila ciszy, ogonek się skupia, bo kapuśniaczek coraz bardziej siecze.
Ciszę przerywa moja sąsiadka.
— Jaki dziś będzie fasunek?
— Podobno same papierosy!
— Niech pana szlag trafi! A co będzie mój mąż palić przez całą noc, jak tytoniu do fajki nie dadzą?
— Może się zadowolić papierosami!
— Przy takim interesie musi się palić fajkę!
Nie zastanawiałem się nad interesem, przy którym przez całą noc musi się palić fajkę, bo dzień się już dobry