Strona:Zweig - Amok.pdf/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to biedne stworzenie było zdumione wysokością otrzymanej sumy — była pewnie przyzwyczajona tylko do drobnej monety za swoje brudne usługi — albo może sposób, w jaki jej dałem te pieniądze, radosny, prawie uszczęśliwiony pośpiech, był dla niej czemś tak niezwykłym, tak nowem, że cofnęła się i poczułem w tej gęstej ciemności, jak jej wzrok mnie szukał z widocznem zdumieniem. Doznałem nareszcie tego wrażenia, którego mi tak brakowało tego wieczora: ktoś mnie szukał, po raz pierwwszy żyłem dla kogoś na tym świecie. I że właśnie ta najniżej upadła istota, ta istota, która swoje biedne, zniszczone ciało obnosiła w ciemności na sprzedaż, jak towar, i która, nie patrząc nawet na kupującego, przysunęła się do mnie i podnosiła wzrok, szukający człowieka we mnie — to spotęgowało tylko jeszcze moje osobliwe upojenie, jasnowidzące a jednocześnie zmącone, świadome a roztopione w magicznem oczarowaniu. I przycisnęła się bliżej do mnie, ale teraz nie w celu spełnienia zapłaconego obowiązku, tylko jak mi się zdawało, z jakąś nieświadomą wdzięcznością, z kobiecą ochotą zbliżenia się. Chwyciłem ją lekko za rękę, chudą, rachityczną rękę dziecka, poczułem obok siebie jej drobne, ułomne ciało i zobaczyłem jak w jasnowidzeniu całe jej życie: wynajęte brudne legowisko w jakiejś przedmiejskiej ruderze, gdzie spała od rana od południa wśród obcych ludzi, widziałem jej kochanka, jak ją dusił, pijanych, którzy się w ciemności na nią rzucali, ten oddział w szpitalu, do którego ją przynieśli, salę uniwersytetu, gdzie pokazano jej zniszczone ciało, obna-

176