Strona:Zweig - Amok.pdf/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem je gorączkowo. Następną myślą moja było: teraz tylko grać dalej, wygrać więcej, znacznie więcej. Gdzie podziałem gazetę wyścigową? Ach, prawda, wyrzuciłem ją! Chciałem kupić nową. Wtedy zobaczyłem z przerażeniem, jak wszystko płynęło w kierunku wyjścia. Kasy zamykano, powiewającą przed chwilą chorągiew — sprzątnięto. Gra była skończona. Ten bieg był ostatni.
Przez sekundę stałem osłupiały. Potem odezwał się we mnie gniew, jakby mi się stała jakaś krzywda. Nie mogłem się z tem pogodzić, że teraz, kiedy we mnie wszystkie nerwy prężyły się i drgały, kiedy już od lat nie krążyła we mnie krew tak gorąco, jak w tej chwili — teraz właśnie miało być wszystko skończone. Ale nic nie pomogło — poco zwodniczo pomnażać nadzieję: byłaby to tylko fatalna omyłka, bo coraz prędzej rozpływał się barwny tłum, i zielona podeptana murawa błyszczała między coraz rzadszemi grupkami ludzi. Czułem, że jestem śmieszny. Poszedłem ku wyjściu. Odźwierny, zrywając z uniżeniem czapkę z głowy, skoczył naprzeciw mnie, powiedziałem mu numer mojego fiakra, zawołał go głośno, składając dłoń w trąbkę, ostrym truchtem zajechały konie. Kazałem woźnicy jechać powoli przez główną aleję. Bo właśnie teraz, kiedy podniecenie już zaczęło ustępować, uczułem chęć, żeby sobie całą scenę jeszcze raz przedstawić.

W tej chwili podjechała druga dorożka; popatrzyłem w tę stronę, ale wnet odwróciłem głowę. W dorożce siedziała owa kobieta ze swoim otyłym małżonkiem. Nie spostrzegli mnie. Ale doznałem wstrę-

149