Strona:Zweig - Amok.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

usłyszałem tuż poza mojemi plecami głośny śmiech jakiejś kobiety, ów ostry, podniecony śmiech, pełen ciepłej zmysłowości. Mimowoli odwróciłem głowę i już chciałem spojrzeć się na tę kobietę, ale zapanowałem nad sobą. Zatrzymała mnie dziwna rozkosz, jakiej często doznawałem podczas zabawy, albo podczas nieszkodliwego, psychologicznego eksperymentu. Nie chciałem jeszcze zobaczyć owej śmiejącej się kobiety, nęcił mnie przedsmak rozkoszy, chciałem zajmować się nią w fantazji, wyobrażać sobie, jak wygląda jej twarz, jej usta, jej szyja, jej kark, jej piersi, i wywołać w myśli obraz żywej, oddychającej kobiety. Stała teraz widocznie tuż poza mną. Ze śmiechu wywiązała się rozmowa. Słuchałem z ciekawością. Mówiła z lekkim węgierskim akcentem, bardzo szybko i ruchliwie, szeroko wymawiając samogłoski, jak w śpiewie. Bawiło mnie, żeby stworzyć w wyobraźni postać do tej rozmowy i możliwie najbujniej wyposażyć ten obraz mojej fantazji. Dałem jej ciemne włosy, ciemne oczy, duże zmysłowe usta z białemi silnemi zębami, mały wąski nosek, ale o drgających nozdrzach. Na lewy policzek położyłem jej małą, czarną muszkę, do ręki dałem jej szpicrutę, którą uderzała się po nogach, śmiejąc się lekko. Mówiła, a każde jej słowo dodawało nowy szczegół do jej obrazu, tworzącego się z błyskawiczną szybkością w mojej wyobraźni: szczupła dziewczęca pierś, ciemno zielona suknia z ukośnie przypiętą brylantową klamrą, jasny kapelusz z białą kitą. Coraz wyraźniejszy stawał się jej portret, i już widziałem tę kobietę, która stała poza mojemi plecami. Ale nie chciałem się obrócić,

131