noska i wyrywał się, kiedy go mama całowała. Z trudem posadziła go Jagna na trawie, między rozstawione szeroko nóżki wsunęła mu miskę i, wetknąwszy w rączkę łyżkę, rzekła:
— Nie becz, Jendruś, ino papaj, a nie samo mliko, ale i krupy.
Dąsał się jeszcze Jędruś i, choć na widok miski odrazu mu się odechciało płakać, buczał jeszcze i buczał, dopóki mama nie znikła w drzwiach chałupy. Ale jak tylko stracił mamę z oczu, jak się nie weźmie do jadła! Mleko nie mleko, krupy nie krupy nikły w buzi Jędrusia. Jadł Jędruś nie gorzej od niejednego parobczaka, ale bo i niejeden parobczak nie napracował się tyle, co Jędruś dzisiaj. Nie kołysał to Marysi, nie napoił to tiutiek? Będzie jadł, bo mu się jeść chce, będzie jadł, bo mu się obiad należy, będzie jadł, póki nie zje wszystkiego. Dzwoni Jędruś łyżką drewnianą o brzeg miski, sapie i je, aż mu rzęsisty pot wystąpił na czoło.
— Doble! Doble! — powtarza, ale nie zjadł jeszcze i trzeciej części, a już mu i mleko i krupy mniej smakować zaczęły. Już nie broni muchom siadać na misce, a nawet ujrzawszy ptaszka, który z gałązki trzepnął ogonkiem w stronę Jędrusia, nabrał pełną łyżkę mleka i chlusnął na trawę. „Maś, papaj!“ — zawołał głośno, ale głupi ptaszek przestraszył się i zamiast zjeść, co mu Jędruś dał, frunął na drugie drzewo. Znowu sięgnął Jędruś do miski, gdy wtym o jego nóżkę otarło się coś chłodnego.
— A! A! — wykrzyknął Jędruś i z wielkiego
Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/67
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
61