Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prawie pierwszą w tem gronie osobą, i zdobył taki mir między góralami. Nie mógł się zaprzeć przed sobą, że mu to sprawiało przyjemność, i że niewiele brakowało, aby uwierzył w zasługę tego co uważał tylko za przypadek.
— Zabiłeś największe i najpotężniejsze z drapieżnych zwierząt ogólno europejskich — rzekł do niego Walter — ładny okaz, niema co mówić! We Francyi i Niemczech niedźwiedź jest już prawie wytępiony, a i tu zniknie wkrótce, jeżeli nie będą go oszczędzać.
— O ile wiem — rzekł doktór — to w r. 1879 w całych Tatrach było tylko 15 sztuk niedźwiedzi, tak je wytępili myśliwi; ale teraz nie brak ich od Tatr aż do Czarnohory. Chowają się one głównie w borach Liptowskich, zkąd urządzają wycieczki na Podhale i Spiż. Są jednak tacy, co widzieli niedźwiedzia w Reglach, jak szedł na dwóch tylnych nogach, podpierając się gałęzią smerekową. Spotkanie niezbyt przyjemne!
— Mimo to — odezwał się Witold — nie godzi się tych zwierząt tępić bez potrzeby. Zresztą, niedźwiedź nie jest tak znów bardzo niebezpiecznym napastnikiem. Człowieka unika: a jeżeli napada, nie czyni tego znienacka, ale otwarcie, ufny w swoją siłę.
— Więc gdybym go nie zabił — odezwał się Henryk — niedźwiedź wszedłszy do jaskini, może powąchałby każdego z nas i oddaliłby się w pokojowem usposobieniu?
Górale zaczęli się śmiać.
— Miej sumienie spokojne — rzekł Witold — zabijając go, uratowałeś jakie łagodne cielę, albo niewinną owcę. Zuch jesteś i koniec!
— Napiszę o tem dziadkowi — powiedział doktór — to mu sprawi przyjemność.
— Walterze — szepnął baronet do stojącego obok młodzieńca — czy pomyślałeś, jak też Davy znalazłby się w podobnym wypadku? Pobudziłby wszystkich swoim krzykiem, a sam schowałby się w najciaśniejszy kąt jaskini. A potem gdy inni uporali się z niedźwiedziem, położyłby się i wołał że jest chory. Nieprawdaż?
Młodzieniec milczał: to co sir Warburton mówił, było najzupełniejszą prawdą i dowodziło, że znał dobrze Dawida. Ale widząc niechęć opiekuna do chłopca, nie chciał jeszcze powiększać jej swemi słowy.
— Tak zwykle bywa z chłopcami, w których wychowaniu przeważa wpływ niewieści — odezwał się, stając niejako w jego obronie.
— I gdy matka jest kobietą nerwową i kapryśną, jak zwykle Francuzki — dokończył baronet.
— Mój wychowaniec najczęściej nie wie, czego się trzymać, kogo słuchać — mówił Walter dalej — bo matka chce nim ciągle kierować, a poglądy moje w sprawie wychowania, nie zgadzają się z pojęciami milady.