Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mgły jeszcze czołgały się miejscami i czepiały ścian jak ptaki płochliwe, ale powoli ustępowały pod ciepłem tchnieniem słońca. Gdzie dosięgły jego promienie, tam jak za dotknięciem czarodziejskiej laski opadały wnet zasłony.
— Po kilkakroć od wczoraj Bóg zmienił nad nami sklepienie swej świątyni — odezwał się sir Warburton. — W południe kąpała się cała w złocie; zachód słońca przybrał ją w czerwień i fijolety; noc nakryła płaszczem gwiaździstym; burza oświeciła ogniem błyskawic i zygzakami piorunów, a teraz widzimy ją w brzaskach jutrzenki, w snopach iskier zmieniających się w podłużne promienie, jak na obrazach, w których malarze usiłują przedstawić Boga zstępującego z obłoków..! Dzisiejszej pogody, zdaje się, że nam już nic nie zakłóci. Czy meteorologia tatrzańska jest zbadana? — zapytał zwracając się do doktora.
— Towarzystwo Tatrzańskie urządziło dwadzieścia pięć stacyi w różnych miejscowościach gór — odrzekł Jakób — a Wierzbicki opracowuje zebrany przez siebie i innych materyał meteorologiczny i klimatologiczny.
Łuków tęczowych nie było już gdy podróżni schodzili z góry do schroniska, gdzie zastawiono śniadanie. Profesor znacznie ich wyprzedził; podejrzewano go, że po nocnej przygodzie, która wyczerpała jego siły, jeść mu się chce.
Przed schroniskiem na trawie leżał rozciągnięty niedźwiedź. Zbiegli się juhasy ze Smytnej, z Ornaku i z Kiry i obstąpiwszy wspaniały okaz, oglądali go z właściwem sobie znawstwem, objawiającem się krótkiemi a dosadnemi okrzykami. Przypatrywali się krępej, niezgrabnej postaci, pokrytej bujnemi kudłami burej maści, ciemniejsze miejscami mającej odcienia — grubej strzaskanej głowie, okrągławym uszom sterczącym po bokach. Jeden otworzył ściągły pysk zwierzęcia, z którego błysnęły dwa duże boczne kły, i rachował zęby; inny przypatrywał się krótkim, szerokim łapom z nagiemi podeszwami o pięciu tęgich palcach, ostremi opatrzonych pazurami. Z chciwością niemal przyglądano się tej zdobyczy, a z zarumienionych i ożywionych twarzy widać było, że jest to wypadek dla nich uroczysty i że rachują iż będą mieli z niego ucztę. Jerry i Jack przypatrywali się na pozór obojętnie, ale także z ciekawością, niedźwiedzi bowiem niema w Anglii i widywać je tam można tylko w menażeryach. Z wyspiarską praktycznością obliczali jego przypuszczalną wagę i na prędce zaraz zrobili zakład. Nie mogli jednak dowiedzieć się kto wygrał, bo wagi nie było.
Gdy baronet z towarzyszami zbliżył się do schroniska, mając obok siebie chłopca, juhasy zaczęli machać kapeluszami, wychwalając odwagę i spryt młodego bohatera. Henryk przyjmował te hołdy zarumieniony i zmięszany. Wczoraj nikt nie zwracał na niego uwagi, a dziś stał się