Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozpoczął swój tryumfalny pochód od apteki. Otworzył drzwi z szalonym rozmachem i już z oddali krzyczał:
— Tatusiu, proszę zgadnąć kto przyjechał.
Ojciec zgadywał długo, wymienił wszystkich dalszych i bliższych członków rodziny, potem znajomych, a Tomek wciąż mówił:
— Nie.
— No, to nie wiem — oznajmił wreszcie ojciec zniechęcony.
— Powiem ci — zgodził się wspaniałomyślnie Tomek.
— To ktoś, czyj przyjazd mnie specjalnie cieszy.
— A to już wiem — zawołał ojciec — to napewno brat tej małej, jak ona się nazywa, zapomniałem… Asi…
— A więc widzisz, że zgadłeś — zawołał Tomek uszczęśliwiony. — I wiesz, ja go znam osobiście. Podał mi rękę.
Tomek tryumfującym gestem, wyciągnął rękę, mocno poplamioną atramentem.
— Tego nie znać, — zadecydował ojciec — natomiast widzę, że dużo dziś pisałeś. Proszę cię, umyj jaknajprędzej ręce. A może zechcesz zachować ten uścisk na pamiątkę i będziesz unikał mydła przez czas dłuższy?