Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Taki głupi nie jestem — odpowiedział Tomek z godnością. Poczem pobiegł do domu, gdzie powtórzyła się ta sama kombinacja pytań, z tą różnicą, że matka zgadła nieco wcześniej, gdyż Tomek ostatnio całemi dniami opowiadał w domu, o zapowiedzianym przyjeździe Mirskiego.
— Ale, słuchaj, Tomku, żeby ci się czasem nie zachciało przed nim popisywać lataniem.
— Cóż znowu — oburzył się Tomek.
Lecz oburzenie to nie przekonało jakoś matki.
— Jedna zwichnięta noga to chyba dosyć? Może lepiej te skrzydła schować, abyś nie miał pokusy.
— E, nie trzeba, mamo. Gdzież jabym się przed nim popisywał? Nawet na prawdziwym samolocie bym nie śmiał, a cóż dopiero na głupich skrzydłach — westchnął Tomek, który już od dawna uważał swój występ za mocno niefortunny, w tej chwili zaś wydawał mu się poprostu głupim.
Mimo to, gdy nazajutrz Asia z bratem przyszła do nich z wizytą (ojciec Tomka bowiem spotkał Mirskiego i serdecznie zaprosił go do siebie), Tomek po pewnem wahaniu, zdecydował się pokazać ów dowód szaleństwa.
— I naprawdę myślałeś, że uniesiesz się na nich wgórę — spytał Janek.